31 paź 2016

Święto zmarłych - wieniec trochę inaczej

Święto zmarłych - wieniec trochę inaczej


Święto, podczas którego wspominamy naszych bliskich zmarłych - Zaduszki w chrześcijaństwie a Dziady w starosłowiaństwie, od dziadów czyli przodków, choć dawniej przez naszych słowiańskich przodków, to święto było obchodzone kilka razy w roku i w innych okresach, ale w tym poście nie o tym.

Ponieważ w Polsce istnieje tradycja ozdabiania grobów kwiatami, toteż postanowiłam pokazać troszkę inny pomysł na wieniec, nie taki z kwiaciarni, ale zrobiony samodzielnie, z tego, co w naturze można znaleźć samemu, w lesie, w parku, ogrodzie. 

W tym celu wykorzystujemy kasztany, szyszki, mech, ususzone ( lub świeże ) zioła np. krwawnik ( który po ususzeniu zachowuje barwę białą ), wrotycz ( który po ususzeniu zachowuje piękny kolor żółty ), czerwone owoce dzikiej róży, głogu, tudzież inne owoce jesienne, które spotkamy na krzakach i drzewach.
Jako podstawę wykorzystujemy np. zwinięte i uformowane w koło gazety, owinięte folią, by nie rozmiękły i obwiązane sznurkiem, dopiero na tym stelażu montujemy dary natury przy pomocy kleju, drucików i sznurka.

Zdjęcia udostępniła koleżanka, która takie wieńce wykonała, niech będą inspiracją może na kolejne święta.


27 paź 2016

Babeczki z budyniem

Babeczki z budyniem


Ciasto kruche

  • 3 szklanki mąki
  • 1/2 szklanki cukru ( używam ksylitolu z brzozy i daje mniej )
  • łyżka proszku do pieczenia
  • kostka masła
  • trochę śmietany 
  • łyżka oliwy
  • 5 żółtek jaj

Składniki ciasta mieszamy i wyrabiamy ciasto, dodając tyle śmietany by nie było ani za rzadkie ani za gęste ( nie powinno się kruszyć ).

Foremki do babeczek smarujemy od wewnątrz masłem. Wylepiamy ciastem ich dno i brzegi ( warstwa ciasta nie może być zbyt cienka by potem się nie rozkruszyła )

Wkładamy do rozgrzanego piekarnika i pieczemy na złocisty kolor ( 20-40 min w zależności od temperatury piekarnika )
Po ostudzeniu wyjmujemy z foremek.

Przygotowujemy dość gęsty budyń o wybranym smaku ( przepis na torebce ;) ) i nakładamy do środka upieczonych babeczek. Posypujemy startą czekoladą.

Takie babeczki z ciasta kruchego możemy wypełniać innym nadzieniem np. kremem i/lub owocami, wedle smaku i fantazji.

26 paź 2016

Musabaha (musebaha) jesienna z dynią

Musabaha (musebaha) jesienna z dynią



Oryginalny przepis syryjski na mussebaha ( hummus)  > TUTAJ

Poniższy przepis został zmodyfikowany przez dodanie dyni.


Składniki :

  • ciecierzyca ( groch włoski )
  • dynia ( w proporcji do ciecierzycy 1:2)
  • tahini ( thine )  - pasta sezamowa 
  • cytryna
  • 1-2 ząbki czosnku
  • można dodać szczyptę imbiru ( ja nie dodaję )

Ciecierzycę  namoczyć na noc w zimnej wodzie ( można z z niewielkim dodatkiem sody, ponieważ przyśpiesza gotowanie )
Na drugi dzień wypłukać.

Zalać wodą i gotować by była bardzo miękka. Zmiksować w blenderze ( zmielić  lub przetrzeć przez sito ).

Dynię pozbawiamy ziaren i skóry,  kroimy w kostki, dusimy w małej ilości wody do miękkości ( można też upiec w piekarniku ), po czym miksujemy na gładką masę

Tahini ( dobieramy ilość do smaku ), jeśli jest bardzo gęsta, to ucierać dodając wodę z grochu aż będzie biała, następnie dodać sok z cytryny ( kierujemy się własnym smakiem ) i razem zmiksować z grochem i dynią

Na końcu, do miksowanej masy, dodać 1-2 zmiażdżone ząbki czosnku.

Podawać na miseczce, polaną oliwa z oliwek. Jemy z pieczywem arabskim, lub pitą grecką, albo polskim chlebem najlepiej razowym ale dobrze smakuje też z bułką.



Sałatka dla leniwych i niecierpliwych

Sałatka dla leniwych i niecierpliwych


Nazwałam tak tę sałatkę, ponieważ znaczna część produktów jest w puszkach, więc robi się ją szybko i łatwo.

Składniki :

  • puszka kukurydzy
  • puszka groszku zielonego
  • puszka czerwonej fasoli
  • puszka brzoskwiń
  • słoik selera konserwowego o smaku łagodnym ( krojonego w cienkie paseczki )
  • 4 jajka ugotowane na twardo
  • majonez

Warzywa z puszek odcedzamy z wody.
Brzoskwinie kroimy w średnią kostkę. Jajka również kroimy w kostkę.
Układamy w salaterce na przemian  warstwami , smarując każdą warstwę majonezem.

I już. Smacznego  :)



Sałatka z kaszy bulgur - syryjska inspiracja

Sałatka z kaszy bulgur - syryjska inspiracja



Zainspirowałam się oryginalnym przepisem na tabbouleh ( tabule)  > TUTAJ  i zmodyfikowałam sobie go ,zmieniając proporcje kaszy bulgur w stosunku do natki pietruszki, której tutaj są małe ilości, oraz dodając oliwki.

Drobną kaszę bulgur ( pszeniczna ) wypłukać, lekko podgotować i ostudzić. Ma być jej tyle, by była bazą całej sałatki.

Trochę natki pietruszki umyć, posiekać bardzo drobno ( ilość dobrać do smaku)

Wycisnąć sok z połowy cytryny i polać pietruszkę ( ma być lekko kwaśna w smaku )

Pomidory i ogórki obrać ze skórki i pokroić w drobną kostkę. Oliwki ( użyłam czarnych ) przekroić na pół.

Dodać wszystkie składniki do kaszy, posolić i wymieszać.

Wstawić do lodówki by się "przegryzło".

Adoptuj pszczołę - twórz Polskę przyjazną pszczołom

Adoptuj pszczołę - twórz Polskę przyjazną pszczołom



"Adoptuj pszczołę , to prowadzona od trzech lat akcja Greenpace, dzięki której tysiące osób z całej Polski angażują się w pomaganie pszczołom, a Polska staje się krajem coraz bardziej przyjaznym zapylaczom.
Dzięki wirtualnym "adopcjom" każdy ma szansę pomóc pszczołom miodnym i dziko żyjącym.
To największy w Polsce projekt crowdfundingowy pod względem liczby uczestników.

Tegoroczna, czwarta edycja "Adoptuj pszczołę", ma na celu wzmocnić działania służące rozwojowi rolnictwa wolnego od niebezpiecznych dla pszczół pestycydów oraz kontynuować badania naukowe nad owadami zapylającymi. "

W Polsce to własnie pszczoły miodne i pszczoły dziko żyjące są głównymi owadami zapylającymi.
Zapylają około jedną trzecia roślin uprawnych, ich brak spowodowałby spadek produkcji roślinnej o 75%. Nasza dieta stała by się monotonna i bardzo droga.
W samej Europie wartość zapylania to ok. 22 miliardy euro. Wartość pracy pszczół dla polskiego rolnictwa przekracza 4,1 mld zł rocznie.
Od pracy pszczół jest tez zależna hodowla zwierząt, ponieważ zapylają one rośliny paszowe.
Oprócz roślin uprawnych, zapylania przez owady wymaga też większość roślin dziko rosnących ( ok. 90% )

Więcej informacji , oraz możliwość wzięcia udziału w akcji  > TUTAJ 

Dodatkowo > TUTAJ 





25 paź 2016

Musabaha ( musebaha ), syryjska pasta z ciecierzycy ( hummus ) - oryginalny przepis

Musabaha (musebaha), syryjska pasta z ciecierzycy (hummus) - oryginalny przepis 


Powszechnie, w internecie używana  nazwa tej potrawy to "hummus", jednak jest ona błędna, ponieważ "hummus" to po prostu arabska nazwa ciecierzycy. 

Potrawa natomiast zwie się "musabaha" ( musebaha)  :)

Składniki :

  • ciecierzyca ( groch włoski )
  • tahini ( thine )  - pasta sezamowa 
  • cytryna
  • 1-2 ząbki czosnku

Ciecierzycę  namoczyć na noc w zimnej wodzie.
Na drugi dzień wypłukać, można obrać ze skórek.

Zalać wodą i gotować by była bardzo miękka. Zmiksować w blenderze ( zmielić  lub przetrzeć przez sito ).

Tahini ( dobieramy ilość do smaku ) ucierać dodając wodę z grochu aż będzie biała, następnie dodać sok z cytryny ( kierujemy się własnym smakiem ) i razem zmiksować z grochem.

Na końcu, do miksowanej masy, dodać 1-2 zmiażdżone ząbki czosnku.

Podawać na miseczce, polaną oliwa z oliwek. Jemy z pieczywem arabskim, lub pitą grecką, albo polskim chlebem najlepiej razowym.

Przepis zmodyfikowany z dodatkiem dyni > TUTAJ



17 paź 2016

Świadomość absolutnej miłości - jako dar

Świadomość absolutnej miłości - jako dar


Miotałam się w swoich urazach z przeszłości i tych całkiem niedawno odżyłych i związanych z relacją z kimś, której już nie ma, nie umiejąc skorzystać z daru, który jakiś czas temu otrzymałam. Wielkiego daru, który nazwę świadomością miłości "absolutnej", nie da się jej opisać słowami, mogłabym ją określić jako wszechogarniającą i bezwarunkową.

Takiej, której doświadczają osoby w śmierci klinicznej ( rozmawiałam z jedną z nich na ten temat, wiele mi wyjaśniła ta rozmowa ), tyle, że ja nie przeżyłam takiej śmierci, no chyba , że we śnie, przez chwilę i nie jestem tego świadoma....jeśli był to stan bliski śmierci, to może emocjonalnej....

Zapowiedź tego doświadczenia opisałam TUTAJ 
Dwa dni później zdarzyło się TO ważniejsze.

Nazywam to swoje doświadczenie świadomością miłości, ponieważ taka miłość jest w każdym z nas, bo nasze dusze są częścią Boga. Jest ona tylko spychana do "nieświadomości", wypierana i tłumiona w toku dorastania i późniejszego życia, przez innych i nas samych, ponieważ często staje się ważniejsze bycie "fajnym", takim jak się "powinno", by być akceptowanym, bo wtedy niby jest się "kochanym", ale tylko zewnętrznie, warunkowo, a nie kochanym od wewnątrz.
W końcu już nie potrafimy, albo boimy się otworzyć na tą naszą wewnętrzną miłość , która jest cząstką bezwarunkowej miłości Boga..

To doświadczenie jakie było mi dane, pozwoliło uświadomić sobie tą miłość, przez ujawnienie mi jej, przez głębokie jej odczucie ( a nie jedynie jej wspomnienia ze snu ) i taka ujawniona we mnie już została .
Przyniosła wyciszenie, ale jeszcze nie pokorę ( rozumianą jako zaakceptowanie, nawet jeśli się nie rozumie ), jeszcze nie zrozumienie, bo to przyszło ostatnio Czułam jej cząstkę w sobie , ale nie byłam do końca świadoma po co została mi dana.

Dzisiaj wiem, że to nie było jedynie pocieszenie, tak bardzo potrzebne mi na tamten moment.
Wiem, że to za czym tęskniłam było i jest we mnie. Wiem, że nie ma większej miłości niż ta, którą otrzymałam.

Jeśli otrzymałam ją , jeśli na taką zasługuję ( a każdy zasługuje, tylko nie każdy chce to przyjąć ), to nie mogę przecież siebie samej nie kochać.
W dodatku kiedy to następuje, chciało by się nią obdarować innych, lecz tej miłości nie można nikomu ofiarować, bo ona jest w każdym z nas. Nie można dać tego, co już ktoś ma :)
Można jedynie ją okazywać innym, by być może w ten sposób odnaleźli tą miłość w sobie samych...

Masz w sobie taką miłość, więc wszystko masz. Bo to prawda, że z trzech darów, nadziei, wiary i miłości, najważniejszym jest miłość. Dzisiaj myślę, że jedynym prawem jest prawo miłości.


Taka miłość ma potężną moc, rozpuszcza wszystko, z czym zmaga się człowiek, wszystkie urazy znikają....

Wiem, też, że takiego daru nie można zmarnować. Świadomość "absolutnej" bezwarunkowej miłości, to też w pewnym sensie obowiązek i odpowiedzialność, w stosunku do siebie, innych i świata.




Życzę Ci byś przestał się bać i otworzył się na tą Boską miłość, miłość duszy, bo ona w Tobie jest. Choćbyś tego nie chciał, choćbyś czuł się niegodny i tak jesteś kochany, pozwól się kochać. Poczuj, że jesteś kochany, :)



Hymn o miłości ( 1 list do Koryntian )

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką wiarę, tak iż bym góry przenosił,
a miłości bym nie miał
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę cała majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, 
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego.
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy, 
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.

Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem, 
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
 wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
 z nich zaś największa jest miłość.



Jeśli wolisz posłuchać tekstu czytanego głosem Krzysztofa Kolbergera :



Lub w śpiewie a'capella Czesława Niemena:


Lub w śpiewie Antoniny Krzysztoń, co kto woli ;)






15 paź 2016

Sałatka z cukinii do obiadu - przetwory na zimę

Sałatka z cukinii do obiadu - przetwory na zimę


4 kg cukinii
25 dkg cebuli
25 dkg marchwi
15 dkg pietruszki z natką
15 ziaren pieprzu
15 ziaren ziela angielskiego
8 goździków
1 szklanki octu
1 szklanki oleju ( na wierzch słoików po łyżeczce )
1/2 szklanki cukru
4 łyżki soli

Cukinie obrać ze skóry i zetrzeć na tarce w plasterki.
Jarzyny zetrzeć na grubych oczkach, cebulę pokroić w pół-krążki. Dodać resztę przypraw, wymieszać.
Ugnieść łyżką w naczyniu i zostawić na noc.
Rano nałożyć do słoików, na wierzch wlać łyżeczkę oliwy.
Pasteryzować - mały słoiczek przez 15 minut.

Sałatka dobra jako dodatek do obiadów, mięs, wędlin, pasztetów, żółtego sera.


o pasteryzacji tutaj > Jak utrwalić przetwory?

14 paź 2016

Miłość to nie tylko uczucie

Miłość to nie tylko uczucie



Ta prawdziwa mówi:


Możesz przy mnie być sobą, możesz zdjąć maskę, otworzyć się na tyle, na ile chcesz i czuć się z tym bezpiecznie i spokojnie. Nie zrobię niczego przeciwko Tobie. 

Czasem, gdy powiem o tym co widzę w Twoim zachowaniu, znaczy to tylko tyle, że chcę byś o tym wiedział, bo oddzielam zachowanie od osoby. Cokolwiek z tą wiedzą zrobisz będzie to Twój wybór i ufam, że wybierzesz właściwie. Nadal Cię akceptuję.

Jeśli zranię Cię niechcący, to tylko dlatego, że nie potrafiłam inaczej w tym momencie się zachować, bo ktoś wcześniej zranił mnie i rany te jeszcze nie całkiem się zaleczyły.

Pragnę być z Tobą i przy Tobie, radować się z Tobą. Chcę się z Tobą dzielić na co dzień i troszczyć się o Ciebie. Będę przy Tobie jak będzie trudno.

Traktuj mnie tak samo, ponieważ daję Ci władzę nade mną i ufam, że również nie wykorzystasz jej przeciwko mnie...

Według mnie nie ma nic bardziej wyzwalającego z człowieczej samotności, niż możliwość odetchnięcia i zdjęcia maski, którą człowiek musi nosić na zewnątrz wobec świata, w którym spełnia role zawodowe, czy społeczne, przed kimś, kto zaakceptuje nas "pomimo" i w chwilach słabości otuli spokojem, zamiast wbić nóż w plecy.... ( co nie znaczy , że to łatwe i tylko sielanka )

Tymczasem ludzie w kontakcie z tym wybranym niby bliskim człowiekiem, z którym żyją, przekraczając próg domu, z własnego wyboru zamieniają tylko jedną maskę na drugą....


PS.

"U facetów jest tak, że jak kochają to nie krzyczą o tym, tylko siedzą z tym cicho i chronią to w sobie"... - powiedział pewien facet.
Kobiety mówią o miłości w sensie ogólnym, ale jeśli kochają konkretną osobę, to też chronią to w sobie, też nie krzyczą innym, ale osoba którą kochają zazwyczaj wie, o ile potrafi zauważyć a nie zawsze potrafi.
Natomiast wyrażenie miłości czy powiedzenie o tym , że ktoś jest dla nas ważny ( z pełną świadomością i odpowiedzialnością znaczenia tych słów ), zwłaszcza jeśli nie jesteśmy pewni, ze to samo jest z drugiej strony w naszym kierunku, albo wiemy, że nie ma, to poniekąd akt odwagi, bo wtedy się też przecież odsłaniamy na ewentualnie "ciosy"., czy np. odrzucenie, które jest jedną z najtrudniejszych rzeczy dla człowieka.






13 paź 2016

Jak istotni dla mnie faceci "budowali" moje poczucie mocy

Jak istotni dla mnie faceci "budowali" moje poczucie mocy



Miałam bardzo trudny czas w życiu ( i nadal go mam ) , starałam się sobie radzić, jakoś się pozbierać.

W życiu spotkałam tylko czterech facetów , w których dostrzegłam męski pierwiastek  ( nie licząc mojego taty, który był dla mnie dobrym wzorcem ), cechy które mi się podobały, o których pomyślałam "a może", ale chciałam by byli w moim życiu choćby tylko jako koledzy, bo też to cenię.
Polubiłam tych ludzi, zależało mi na nich, jednego nawet pokochałam, zaufałam. Sporo dobrego ode mnie otrzymali, chociaż tego nie zauważyli.

W trudnym czasie wiadomo, człowiek jest w gorszej kondycji psychicznej, emocjonalnej. Potrzebuje dobrych relacji, zrozumienia, akceptacji, zainteresowania, jeśli nie realnego wsparcia, to chociaż wsparcia w dobrą energię, by miał sam siłę do walki o siebie.
Potrzebuje "podnoszenia" a nie "dobijania". Tymczasem....

Jakie "cegiełki" dołożyli do mojego nadwątlonego przez okoliczności, człowieczego i kobiecego "wiaderka" mocy ( a przecież moc nie bierze się znikąd, wiaderko nie jest niewyczerpane, siłę bierzemy też od innych ludzi ):

"Budowali" moje poczucie własnej mocy ( nawet jak się ma zdrowe  poczucie własnej wartości, to ono czasem ma wzloty i upadki, a jest niezbędne, by się zmagać z przeciwnościami w życiu, by być otwartym na innych, by się rozwijać i być też atrakcyjnym dla innych ) przy pomocy czynów i słów. O czynach nie będę tu pisać, ale przytoczę słowa, bo one są wyrazem sposobu myślenia, podejścia i też działają, bo za nimi idą czyny:

- "Mi nie zależy na miłości, ani na dobrej kobiecie" 

( po tym  tym jak " byłemu" już poprawił się byt, a ja nie byłam już potrzebna, bo stałam się "kłodą u nogi", która akurat teraz potrzebowała wsparcia, a on chciał tylko laytu, wycieczek , śmichów-chichów i wyluzowania, mógłby to znów wtedy mieć ze mną, ale wymagało to wykonania jakiegoś minimalnego wysiłku z jego strony, wsparcia dla mnie, a na to go już nie było stać i sobie poszedł, w moich oczach stracił na męskości. Jak przypomnę sobie ile dałam z siebie przed związkiem jako koledze najpierw, przyjacielowi, bo za takiego go uważałam, potem w trakcie związku i co poświęciłam między innymi ze względu na jego potrzeby i rozwój , czego życiowe konsekwencje odczuwam do dzisiaj, to nie wiem czy powinnam się uznać za idiotkę czy za anioła...
( a w/g wielu facetów podobno kobiety tylko "potrafią brać" )


-"Jesteś moralnie niebezpieczna" ( nie wspominając o innych słowach ) 

( po tym jak przez dwa lata mieliśmy kontakt i zanim zerwał kontakt, z powodu  mojego wyboru metody niekonwencjonalnej by walczyć z bólem, a która w/g niego nie była dobra i mu nie pasowała...a przecież nie miała ona żadnego wpływu na niego, nie był moim facetem, ani nie zamierzał być )
Na koniec przeczytałam, że nie będzie odpisywał, bo "pomiędzy" jest drętwo, jakby nie będąc świadomym, że to jak jest "pomiędzy" zależy od obu osób i nie pamiętając jak ciągle gasił moją pogodę ducha, spontaniczność i otwartość...więc chyba realizował swój cel, chciał by było drętwo, by potem przypisać mi powód.


-" No bo z kim ja sobie mogę tutaj pogadać , z ...? "

( tu drwiąco do innej kobiety o mnie, za moimi plecami,  jako o tej z którą nawet pogadać nie można, podczas kiedy rozmawiał kiedyś ze mną godzinami przez rok , sam z siebie chcąc, i  po tym jak wobec mnie udawał sympatię ) Może właściwe by było powiedzieć : pogadaj sobie sam ze sobą.. skoro inni nie są dla ciebie ludźmi....tylko z nich korzystasz...i tylko wtedy kiedy tobie akurat pasuje...


Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy... A oni akurat kończyli niefajnie.

Dziękuję Panowie za te Wasze dary, w zamian za moją energię, z której korzystaliście, która Was dowartościowała. Oddaję Was z waszymi problemami w ręce Boga.

Dla mnie to za dużo "dobrego" na raz w jednym ciągu kilku lat....

Tym bardziej, że to nie były osoby mi obojętne. Tym bardziej, że byli to faceci. Tym bardziej , że byli to faceci , w których widziałam mężczyzn. Tym bardziej, że byli to faceci, którzy mieli cechy, które cenię , które mi się podobają, tacy bliscy ideału ( chociaż nie bez wad). Tym bardziej, że byli to faceci, którzy też mi okazywali sympatię a jeden nawet podobno mnie kochał.

To wszystko mogło by być inaczej , gdyby... > Tylko zmieniając coś w sobie...

Żaden z  nich nie próbował nawet niczego zmienić, naprawić, inaczej spojrzeć na sytuację, i nie próbował nawet zrozumieć. Zdawkowe "przepraszam" z "grzeczności" ( przy jednoczesnym zachowaniu status quo ), mało znaczy.

Ciekawe jak sobie panowie opisani wyżej wyobrażają w takich sytuacjach, w takim klimacie, z takim "opróżnianiem wiaderka mocy" ( w sensie ludzkim i kobiecym ) czyjś rozwój, atrakcyjność w byciu, chęci i możliwości prowadzenia ciekawych rozmów, radosny sposób bycia, dystans, otwartość i luz w relacji, czy rozmowie.....

Bo podobno faceci są logiczni, więc powinni widzieć logiczne powiązania....Chciałabym poznać odpowiedź na powyższe pytanie, bo moim zdaniem postępując tak w stosunku do drugiej osoby wymagają od niej niemożliwego.

Czyli wygląda to tak: kopnij  i złam nos komuś, kogo już potrącił samochód, a potem wymagaj żeby nie płakał.
Super logiczne.

Kolega mnie zapytał :

- "Ta sprzeczność - pewna nielogiczność oczekiwań, z którą masz styczność Cię nie irytuje? Tylko smuci? "

Tak, tylko smuci. Nie ma we mnie złości...chociaż może powinna być, nie wiem.

Jeśli jakaś kobieta się w takich sytuacjach nie przejmie i jest zdystansowana, uśmiechnięta i emocjonalnie stabilna, to znaczy że :

a. miała gdzieś tych facetów/ ludzi
b. kłamie i udaje
c. jest mężatką  ( patrz pkt a )
d. jest cyborgiem albo postacią z gry komputerowej

Ja się panowie ( którzy postępują jak wyżej ) już z wami zwyczajnie boję nawet rozmawiać...chociaż was lubię, zależało mi na was i może nadal zależy... ale boję się waszego fałszu , obojętności, okrucieństwa. Tylko wymagania, i krytyczne oceny, bez zrozumienia sytuacji, powiązań skutkowo-przyczynowych, i "zrób to sama", bo ja ci nie pomogę, ja tylko wymagam...
Zasługuję na coś innego. Potrzebuję napełniania mojego ludzkiego i kobiecego "wiaderka mocy" a nie tylko wybierania z niego....

I jeszcze zastanawia mnie jedna rzecz... czemu ludzie, którym się dobrze powodzi, którzy niby są szczęśliwi w życiu, tak się zachowują...bo rozumiem ludzi sfrustrowanych, chorych itd...
Przecież ludzie szczęśliwi tym bardziej powinni być życzliwi innym, tą dobrą energią tryskać i przekazywać ją innym... teoretycznie ( a przynajmniej ja tak miałam jak byłam przez moment szczęśliwa, byłam jeszcze bardziej życzliwa, wyrozumiała dla innych )
No chyba że to ich szczęście to tylko pozory...



Posty powiązane:

> Daj władzę a poznasz

> Paczka dla misiaczka - dla facetów dla zrozumienia własnych zachowan i dla kobiet które myślą, że są "winne"

> Krytyka dla rozwoju czy opróżnianie wiaderka



11 paź 2016

Relacje przez internet jako prezerwatywa - c. d.n

Relacje przez internet jako prezerwatywa  - c.d.n


Internet w relacjach męsko-damskich, to dla wielu facetów ( i niewielu kobiet ) taka emocjonalna, i nie tylko emocjonalna, prezerwatywa.

10 paź 2016

Tylko zmieniając coś w sobie...

Tylko zmieniając coś w sobie....



Kiedyś w trakcie rozmowy z pewnym facetem ( z którym już nie rozmawiam a raczej on ze mną nie rozmawia) padło:

"Tylko zmieniając coś w sobie, zmieniasz relację."


Owszem, zgadzam się z tym, bo to mądra uwaga ( bo to mądry facet , szkoda tylko, że nie zastosował tego o czym mówił w praktyce, w relacji ze mną ).

Bywa jednak tak, że jedna osoba nie zmienia nic w " sobie", a  druga zmienia coś w "sobie" i relacja się psuje... no bo przecież nie mamy wpływu na to, co ktoś w "sobie" zmienił, możemy tylko na to jakoś zareagować i też coś w "sobie" zmienić, na ile to możliwe, ale nie zawsze to możliwe, bo  np. jak zmienił stosunek do nas na gorszy, bo coś tam sobie wymyślił, bo tak zwyczajnie chciał , no tym bardziej nie mamy na to wpływu, nie jest to też możliwe, gdy musielibyśmy coś w "sobie" zmienić za bardzo ( i np. naruszyć ważne dla nas wartości, jeśli by to za bardzo w nas uderzyło )

Bywa też tak, że jedna osoba czuje dyskomfort na skutek zachowania drugiej, więc zmienia "coś w "sobie ", np. nieco się dystansuje, czy zamyka , czy mówi o tym co ją zabolało, tym samym powoduje zmianę relacji, bo druga osoba nie chce zrozumieć przyczyny, że np. sama swoim zachowaniem do tego doprowadziła  i nie zmieniła niczego w "sobie"( o czym np. TUTAJ   i  TUTAJ  )

Bo to działa w dwie strony, jak ktoś nie chce relacji to zawsze znajdzie powód , żeby ją zepsuć albo zerwać.
Jak ktoś chce, to będzie rozmawiał, słuchał, zmieniał, starał się zrozumieć itd. itp.

A zmieniając coś w sobie chyba należało by zacząć od własnych przekonań na temat relacji w ogóle, zmianie stosunku do ludzi w ogóle, zmianie przekonań na temat danej konkretnej osoby i szacunku do drugiej osoby...


Takie sobie pytanie....Czy kobietom wystarcza? c.d.n

Takie sobie pytanie...Czy kobietom wystarcza?  c.d. n



Żyjąc, obserwując, rozmawiając i doświadczając już dawno sobie zadawałam to pytanie...

Czy kobietom naprawdę wystarcza to, że facet jest miły, dobry, ok itp. TYLKO DLA NICH  ? ( a dla innych już niekoniecznie )
Bo zauważam , że to dosyć częste zjawisko.

Czy może tego własnie potrzebują, bo w taki sposób muszą  się  dowartościowywać, że są tymi "wyjątkowymi" ( jakby nie było można inaczej ) ? ...

Czy to raczej taki kompromis samej ze sobą, bo facet ma fajne cechy osobowości,zapewni stabilność, a innych facetów o podobnych cechach nie spotkały ....na zasadzie no to cóż, trudno...nie można mieć wszystkiego...

Podobne pytanie można by zadać odnośnie facetów, czy też im takie kobiety wystarczają.

Nie znam odpowiedzi, ale to dla mnie dziwne...

Nie wiem, dla mnie to zawsze jakoś  było też ważne, żeby mężczyzna z którym będę  był też dobrym człowiekiem ogólnie, dla innych, by innych też traktował ok, a nie tylko mnie.

Dlatego czasem facetom, których bardzo lubię zwracam też  uwagę, jak kogoś  potraktują nie fair. Tzn, tłumacze im, bo dość  empatyczna jestem więc wiem jak ktoś mógł się poczuć.

c.d.n 
czyli przytoczę pewną historię







Paczka dla "Misiaczka" - dla facetów, dla zrozumienia własnych zachowań, oraz dla kobiet, które myślą że są winne

Paczka dla "Misiaczka" - dla facetów, dla zrozumienia własnych zachowań, oraz dla kobiet, które myślą że są winne.



Ze względu na to, że w wielu tzw. "poradnikach"obarcza się kobiety odpowiedzialnością za całokształt relacji z mężczyzną, oraz traktuje mężczyznę jak taką marionetkę, która za nic nie ponosi odpowiedzialności, bo "wszystko zależy od kobiety", również to jak facet się będzie zachowywał....

Również różnego rodzaju "guru", na you tube choćby, propagują taką ideę, wmawiając kobietom , że jak coś nie wychodzi w relacji, to one są winne, dołując je jeszcze bardziej i zwyczajnie robiąc krzywdę.

Utrwala się w ten sposób patologię, bo to schemat słabego, dającego sobą manipulować, nieodpowiedzialnego faceta i silnej kobiety, która ma brać na siebie odpowiedzialność od momentu poznania faceta, przez etap wstępny znajomości na relacji małżeńskiej kończąc...

Tymczasem, kobieta i mężczyzna to dwoje dorosłych, teoretycznie dojrzałych ludzi i każdy z nich powinien ponosić odpowiedzialność za swoje zachowania.
Jednak na skutek nieprawidłowych relacji w rodzinach, nieprawidłowych , toksycznych relacji pomiędzy rodzicami i rodzicami i dzieckiem, na skutek  urazów z dzieciństwa, lub wieku młodzieńczego czy traumatycznych lub toksycznych związków z płcią przeciwną, ludzie wnoszą w relację zachowania niekoniecznie zdrowe, które mają wpływ na tę relację negatywny.

Ważne jest, by być ŚWIADOMYM przyczyn i skutków naszego zachowania, a niestety ludzie często nie widzą tej skutkowo - przyczynowej istoty rzeczy, że to jakie mają przekonania, to tak się zachowują, jak się zachowują tak wpływają na zachowanie innych... oczekując jednocześnie innej reakcji od drugiej osoby niż ta adekwatna do ich zachowania.

Przykład :

Facet zachowuje się nie fair wobec kobiety, ta zamiast dusić to w sobie i udawać, że wszystko ok, z nadzieją, że on sam zmieni swoje zachowanie ( co nie następuje), albo z obawy że ją odrzuci  ( co chyba nie jest naturalną zdrowa reakcją, prawda ? ), mówi mu o tym, że zachował się wobec niej źle.
Na to On, zamiast słuchać treści i się nad nią zastanowić, odbiera to tylko jako "jazdę" emocjonalną kobiety, jako odebranie mu komfortu  ( no bo fajniej jest i przyjemniej jak nikt się nie "czepia" ) i taka kobieta z automatu staje się "be", facet zmienia jej obraz  w sobie na gorszy, odbiera ją potem tylko przez to jedno jej zachowanie, przez które niekomfortowo  się poczuł i w efekcie ją odrzuca, idzie do takiej, która nie postawiła go w sytuacji niekomfortowej poprzez powiedzenie wprost o jego złym wobec niej zachowaniu, bo przy niej może się dobrze czuć.
Tak było tez u mnie. Jakiś czas temu rozmawiałam głosowo przez internet, godzinami przez rok z pewnym facetem. On się przy mnie dobrze czuł, ja się czułam dobrze przy nim. Dobrze nam się rozmawiało ( i wiem to też od niego, bo sam szukał tego kontaktu, inicjował te rozmowy i czekał na nie ) 
Wyraził chęć spotkania ale ja wzięłam to za żart ( ponieważ wcześniej mówił, że to tylko kontakt wirtualny, i często żartował ), zrobił focha ( męska duma)  zamiast powiedzieć zwyczajnie, że nie żartuje. A ja się chciałam spotkać.
Ja się trochę potem zdystansowałam bo czułam się niekomfortowo, że ja jestem otwarta na to żeby być, a ktoś mnie traktuje jak "ducha" i tylko czerpie ze mnie, używa mnie w jakimś celu ( teraz wiem, że w celu dobrego samopoczucia, relaksu, zabawy,  dowartościowania itp )... Potem potraktował mnie źle, bo udawał, że mnie nie zna... W końcu sfrustrowana i słusznie rozżalona takim potraktowaniem, powiedziałam mu co myślałam o takim jego zachowaniu. Nie zastanowił się widocznie nad treścią, ani nad zachowaniem swoim, tylko do dzisiaj odbiera to jako "jazdę" , postrzega mnie przez pryzmat tej "jazdy", czyli źle, dlatego że wtedy źle się poczuł, bo szczerość już była niewygodna, wygodne było jak było tylko miło.
Po ponownym spotkaniu po kilku latach, ja już byłam zdystansowana w rozmowie, bo nie chciałam się otwierać i być "duchem", tylko w internecie, bez chęci poznania mnie naprawdę. Nie chciałam by ktoś ze mnie tylko "korzystał", takie rozmowy zbliżają, zwłaszcza kobiety,  a ja mam emocjonalność, mam uczucia i muszę o nie dbać, bo jak wpadam w dół to nie ma mnie potem kto z niego wyciągać....a ktoś się tylko w takich rozmowach bawi, bez odpowiedzialności, bez pomyślenia o drugiej osobie, że ona zasługuje na to by "być".
Więc takie jego podejście do mnie, wywołało taką a nie inną moją reakcję ( zamknięcie się bardziej , mimo , że chciałabym się otworzyć), a to z kolei rzutowało na jakość rozmów z nim.
On tego chyba nie widział ani nie zrozumiał. Dla niego stałam się osobą, z którą nie ma o czym pogadać, albo nie da się o niczym, kretynką...
Znów to kobieta jest "winna", no bo facetowi przestało z nią być fajnie i wesoło....., bo nie chciała być "używana", chciała być uczciwie potraktowana więc to ona jest "be"( mimo, że miała uczciwsze podejście do niego, niż on do niej ). Tak to jest postrzegane przez faceta.

Czyli niejako zmusza się kobietę ( bo tylko wtedy dla faceta "będzie" i "warta" i atrakcyjna ), by znosiła niekomfortowe dla niej sytuacje, czy nieuczciwe traktowanie ją przez faceta, po to by on mógł się czuć dobrze.
Natomiast takiej kobiecie, która chce uświadomić facetowi ( na którym jej przecież zależy, którego przecież lubi ) że ją coś zabolało, czy, że nie powinien się tak zachowywać wmawia się, że to ona jest winna, że facet ją odrzuca, bo nie potrafiła z nim "postępować" ( czyli manipulować, przemilczeć, umartwiać się w duchu i ciszy własnego wnętrza itd. )

Spotykałam się z tym, o czym już tu na blogu pisałam. No cóż, jestem świadoma , widzę więcej rzeczy i nie chcę się godzić już na "używanie " mnie i na pewne zachowania nie fair, na nieuczciwe podejście do mnie.

Chciałabym także, by ci faceci, których polubiłam zachowali się jak mężczyźni a nie jak chłopcy z urażoną dumą ( i nie tylko do mnie bo na zachowania wobec innych ludzi zwracam też uwagę ), bo po to im mówiłam, to co powyżej napisałam, zwracałam uwagę na zachowania nie fair, by mogli to zauważyć, przemyśleć i te zachowania ewentualnie zmienić.
Ale do tego jest własnie potrzebne zrozumienie swoich reakcji wynikających z przeszłości.

Czasem mój wysiłek i odwaga ( tak bo to nie jest łatwe powiedzieć szczerze facetowi na którym nam zależy, co się myśli, ryzykując odrzuceniem ... ) przynosi jakieś efekty w późniejszym czasie, bo ten ktoś sobie coś przemyśli, coś zmieni w swoim podejściu czy zachowaniu, ale ja już z tego nie "korzystam", korzysta inna kobieta... I to też trochę przykre, bo to moja energia pozytywna jest zużywana , to ja się "spalam" emocjonalnie, to moje "wiaderko mocy" jest opróżniane.

Postanowiłam wrzucić tutaj kilka książek, choć sądzę, że może żaden  facet , któremu te pozycje dawałam, który mógłby skorzystać z tej wiedzy i popracować nad swoimi reakcjami i zachowaniami, nie zajrzał do nich....i być może nie zajrzy.

Bo po co mają zaglądać i po co mają pracować nad sobą, trudzić się, jak znajdzie się wiele kobiet, które chcąc "mieć" faceta, przyciągnąć go i utrzymać przy sobie, będą się na różne rzeczy godzić, udawać, dusić w sobie swoje emocje, a do nich się uśmiechać....Tyle, że potem albo tzw. "puste związki" ( puste emocjonalnie, bez bliskości ),albo "jazdy" na co dzień na skutek toksycznych zachowań, zazdrość, zdrady, albo rozwody a i próby samobójcze ( bo i taki przypadek znam), bo w końcu kobiety nie wytrzymują albo dopiero po ślubie, jak już się poczują bezpiecznie, próbują faceta "uklejać" na własną modłę  przy pomocy szantażu, seksu, kar, kłótni itd itp...albo tak jak ja kiedyś, tkwią w "poczekalni" faceta, aż mu się nie znudzi.

I  jedyną "winą" kobiet jest to, że utrwalają te patologiczne zachowania, bo nie reagują właściwie i otwarcie na nie.
Sama utrwalałam, zanim nie zdałam sobie z tego sprawy.

Zresztą to działa w obie strony, bo mężczyźni  też nie mówią i nie reagują właściwie, tylko duszą w sobie a potem odrzucają.

Jeśli nie powiesz co jest nie tak, to ktoś nie będzie świadomy co robi źle czy jak się czujesz z jego zachowaniem.
Tym samym, nawet jak chce by druga osoba się z nim dobrze czuła, to nie będzie świadomy, że ona czuje się akurat z jakimś jego zachowaniem nie najlepiej, a nie wiedząc tego, nie będzie mógł zmienić swojego zachowania, chociaż np. by chciał i chętnie by to zrobił.

Czasem wystarczy naprawdę niewiele. Bo wystarczy powiedzieć, lub wystarczy wysłuchać kogoś, dystansując się nieco od swojego "ego", skupiając na treści z odrobiną empatii . Troszkę stanąć z boku i spojrzeć na to, jak ta osoba może się czuć w tej sytuacji i może przemyśleć swoje zachowanie wobec niej. Zamiast oskarżać, dyskredytować.

A tego często ludziom brakuje.

Wrzuciłam ( link pod spodem z plikiem do ściągnięcia ) listę książek pomocnych panom, którym się wydaje, że to "wina" kobiety...Pomocnych kobietom, które siebie obwiniają, oraz dla przyszłych matek i ojców, by nie powtarzali błędów rodziców.

Może niektórzy uznają, że warto poznać mechanizmy zachowań, które wywodzą się z relacji z matką, ojcem, "byłą" itd itp. I nad nimi popracować, by były zdrowsze a co za tym idzie by relacje z płcią przeciwną były lepsze, oraz by nie przenosić tych zachowań na własne dzieci...

Jednak należy w miarę możliwości zachować dystans przy czytaniu tych książek, ponieważ można sobie uświadomić rzeczy bolesne.
Przeznaczone dla dorosłych.

TUTAJ do ściągnięcia : paczka dla "Misiaczka"




4 paź 2016

Strzelać dla spokoju czy byc spokojnym przy strzelaniu

Strzelać dla spokoju czy być spokojnym przy strzelaniu



Czasem strzelam. Nie, nie jak Rambo, ani nawet nie jak Tomb Raider, choć kiedyś miałam takie pseudo ( nadane mi przez innych, pewnie z powodu warkocza i siły charakteru )  ;)

Strzelam rekreacyjnie - sportowo z broni pneumatycznej ( czyli wiatrówka, karabin, pistolet ), lecz bez ambicji co do wygrywania zawodów.

Są ludzie, którym się wydaje, że strzelanie ich uspokoi, a przynajmniej takie mają podejście. Nie wiem, może to na nich tak działa, tyle, że to niezbyt dobre podejście, no chyba że ktoś strzela z broni palnej, odda serię na oślep i wraz z nią stres, złość czy inne emocje....
W strzelectwie sportowym, trzeba przyjść na strzelnicę już spokojnym, albo uspokoić się zanim się zacznie celować do tarczy. 
Inaczej kiepsko. Dlatego przed zawodami nie pije się kawy ;)

Dla mnie to takie ZEN, podnoszę broń, celuję i w tym momencie wyłączam się, jest tylko spust i cel, a właściwie nie tyle tarcza, co przyrządy celownicze. Wyciszenie, spokój. Trener twierdzi, że mam bardzo dobrą koncentrację. Gorzej z wynikami :D  Za rzadko trenuję zarówno oko, jak i mięśnie rąk, które nie są bez znaczenia, zwłaszcza przy strzeleniu z pistoletu.

Strzela się z 10 metrów do małej tarczy. 
Przy używaniu karabinu przydaje się specjalna rękawica, która chroni kostki palców przed obtarciem oraz zapobiega ślizganiu się broni. 
Chciałabym mieć swój karabin, najlepiej starą Haenel-kę dla juniorów , bo z takiej cudzej mi się dobrze strzelało ( na fotce poniżej, podczas zawodów ), na rynku wtórnym rzadko takie już bywają dostępne, bo zazwyczaj są rozchwytywane. 

Strzelam więc , z tego co jest dostępne na strzelnicy.


Zdecydowanie trudniej strzela się z pistoletu. Miałam okazję spróbować z profesjonalnego pistoletu, jakiego używają zawodnicy klasy mistrzów ( na fotce). Są to pistolety, które mają rozmiarówkę dopasowaną do różnych dłoni ( czyli tak jak ubrania, czy buty ) Jak dla mnie dość ciężkie :D


Niedawno dowiedziałam się, że moim okiem tzw. dominującym. jest oko lewe, co przy praworęczności jest ponoć najgorszą możliwą kombinacją do strzelania, czyli snajpera ze mnie nie będzie :D

Zdania na temat tego, czy ważne jest oko dominujące w strzelectwie sportowym, są podzielone wśród zarówno strzelających, jak i trenerów, nie będę teraz rozwijać tego tematu. Próbowałam strzelać patrząc okiem lewym, jak i prawym i żadnej różnicy w swoich wynikach nie zauważyłam , z tym, że jestem jeszcze marnym zawodnikiem ;)










3 paź 2016

M jak Misiek

M jak Misiek



Misiek był ( piszę "był" bo pewnie już nie żyje, nie mam kontaktu ze znajomymi od kilku lat, a wtedy nie był już młodym psem ) psem zaprzyjaźnionego ze mną małżeństwa. Jeżdżąc po Polsce zawsze zabieraliśmy go ze sobą.
Trzeba się było liczyć z tym, że w samochodzie  będzie pełno jego rudej sierści, na naszych ubraniach też. Nie będę udawać, że mnie to nie wkurzało ;) , jednak Miśka mało to obchodziło, pchał się z mordą na kolana i wylegiwał na siedzeniach.

Mówili o nim "pies przewodnik", bo w górach zawsze potrafił wybrać właściwą dróżkę, nawet jak właściciele pomylili szlak. Mimo wieku, dawał radę kondycyjnie.

W trakcie zwiedzania różnych obiektów, jego miła mordka wzbudzała powszechną sympatię i często dostawał wody do picia od ludzi pilnujących obiektów, czy autochtonów. Potrafił się znaleźć towarzysko i wkraść w serca wszystkich  ;)

Odwiedził z nami wszystkie miejsca, tylko w jednym miejscu, w Golubiu Dobrzyniu, nie pozwolono mu wejść na dziedziniec zamkowy i został z właścicielem za bramą. Dlatego nie podobało mi się to miejsce i ci ludzie.

W czasie jednego z wyjazdów na Dolny Śląsk, do krainy wygasłych wulkanów ( tak, w Polsce też kiedyś były wulkany, o czym nie każdy wie ), weszliśmy na Ostrzycę (501 m.n.p.m ) we wsi Proboszczów.
Wiedzie tędy szlak na sam szczyt, ostatni etap po schodkach ( ostatnio byłam tam sama kilka lat temu , szlak był nieco zaniedbany po przejściu wichur i zwaleniu drzew, ale dało się nim przejść , jak wygląda teraz nie wiem ), czas potrzebny na dostanie się tam to ok 30 minut.
U podnóża góry zrobiony jest parking z miejscem na ognisko i ławeczkami. Wtedy był dziki i kameralny, teraz się skomercjalizował jak wszystko i zrobiono miejsce biwakowe bardziej uporządkowane, więc podejrzewam , że spokoju już tam nie ma... ( szkoda mi tych kiedyś bardziej dzikich i mało znanych terenów, gdzie nie było tłumów turystów, jest ich coraz mniej, stają się zadeptywane  )

Ostrzyca jest kominem wygasłego wulkanu sprzed ok.5 mln. lat,  z jej szczytu rozpościera się widok na całą okolicę. Nazywana jest Śląską Fudżi- jamą. Na samym szczycie było skalne wgłębienie, pewnie pozostałość krateru, obok rosły krzaki dzikich róż, które wyglądały pięknie jak kwitły , w dodatku pachniały.
To wszystko tworzyło romantyczny klimat.

Kiedy byłam tam za trzecim razem, krzaki róż, już nieco zarastały wgłębienie. Obecnie nie wiem jak to wygląda.

W każdym razie podczas tej wycieczki ze znajomymi, Misiek od razu znalazł sobie miejsce do wypoczynku, i jakby był u siebie, wymościł się we wgłębieniu skał i przysnął. Wzięłam z niego przykład, ułożyłam się na skalnym wgłębieniu obok, przytulając do "pluszaka" :)


Znalazłam jeszcze inne zdjęcie Miśka z chwili wcześniej albo później:



Nie patrz na słowiankę gdy prowadzisz samochód

Nie patrz na Słowiankę gdy prowadzisz samochód



To był dobry czas , jakieś 7 lat temu, miałam wtedy w sobie dużo nadziei i sporo chwil radości.

Wyjazd we wrześniu  na kilka dni w Góry Świętokrzyskie, było nadzwyczajnie ciepło jak na tę porę roku. Po wdrapaniu się na Łysą Górę ( jedną że świętych gór pradawnych Słowian, gdzie było sanktuarium i do dzisiaj są ślady kamiennego wału ), od strony Nowej Słupi ( tzw. drogą królewską ), zeszliśmy z drugiej strony i udaliśmy się szlakiem prowadzącym przez całe  Łysogóry, aż do ŚW. Katarzyny, gdzie zazwyczaj zawsze nocowałam.

Po drodze wygłupialiśmy się trochę. W momencie mijania pola rzepaku wpadłyśmy z koleżanką na pomysł zrobienia sobie w nim, sesji zdjęciowej. Było bardzo spontanicznie, radośnie ( i ta radość została zapisana na fotkach ). Słonko świeciło, było bardzo ciepło, a że wokoło nie było domów i żadnego człowieka, więc można było się powygłupiać i zdjąć bluzki.

Po skończonej sesji zdjęciowej stałam na poboczu asfaltowej drogi,  z rozpuszczonymi jeszcze włosami, zaczynając je zaplatać w warkocz. Przejeżdżał jakiś samochód. Nagle słychać było pisk opon, oraz śmiech koleżanki i przyjaciela, którzy powiedzieli, że jestem niebezpieczna z tymi włosami i nie powinnam stawać na poboczu drogi.  Nie wiedziałam co się stało.

Powiedzieli mi potem, że kierowca samochodu, który przejeżdżał tak się na mnie zagapił, że nie zauważył nadjeżdżającego zza zakrętu innego samochodu i doszło by do zderzenia.

No cóż, słowianki powinny wybierać pole rzepaku z dala od drogi asfaltowej a kierowcy zdecydowanie powinni patrzeć przed siebie, a nie na pobocza ;)

Ten cykl fotek tak się spodobał pewnemu mojemu koledze, że wymyślił ( już nie pamiętam dokładnie jak to było ) powiedzenie "idę w rzepak" , co oznacza sen i marzenia senne.
Od tej pory czasami zamiast dobranoc , używamy tego kodu i mówimy sobie wzajemnie :  " idę w rzepak " :D


Pamiętam była jesień... - mała demolka na dworcu w Kielcach

Pamiętam była jesień... - mała demolka na dworcu w Kielcach


Pamiętam była jesień, wyjazd w Góry Świętokrzyskie.

W jeden dzień zaplanowaliśmy sobie zwiedzanie jaskini Raj w Kielcach, stamtąd udaliśmy się szlakiem przez las w kierunku Chęcin, gdzie znajdują się ruiny zamku. Po drodze zobaczyliśmy fajny, nieczynny już kamieniołom. 

Wpadliśmy na pomysł, że wracając kupimy po drodze kiełbaskę, jabłka i zrobimy sobie ognisko ( o ile uda nam się rozpalić wilgotne gałęzie, bo wcześniej mżyło ) na półce kamieniołomu, z widokiem na zamek w Chęcinach i będziemy przy nim oglądać zachód słońca, a potem szybciutko ( bo nie mieliśmy latarki) się ewakuujemy przez krótki odcinek lasu do najbliższej drogi, gdzie znajdował się przystanek busów, skąd się udamy do Kielc.

Plan był dobry. Było fajnie ( może kiedyś ten wyjazd opiszę oddzielnie ). Dojechaliśmy do Kielc i udaliśmy się na dworzec busów, skąd mieliśmy mieć ostatni transport do Św. Katarzyny, gdzie nocowaliśmy. 
Niestety nie przyjechał,bo pewnie kierowcy się nie chciało, a tu noc, jesień, zimno, wilgotno, my zmęczeni całodzienną wędrówką.

Byłam wściekła jak dawno nie byłam , mój współtowarzysz podróży jeszcze mnie takiej nie widział, jak rzuciłam soczystą wiązankę kwiecistych epitetów pod adresem nieobecnego kierowcy busa ;)
Na koniec, by wyładować złość i poinformować innych przyszłych pasażerów, klientów tej firmy, pomazałam tablicę z rozkładem jazdy, co widać na fotce.

Problem jednak pozostał, bo utknęliśmy w Kielcach, bez pieniędzy na nocleg. 
Były trzy wyjścia: pojechać taksówką ( z czego zrezygnowaliśmy po zapytaniu kierowcy o cenę ), nocować na dworcu PKS ( zostawiliśmy to jako ostateczność ), próbować złapać jakiegoś stopa.
Wybraliśmy trzecie wyjście.
Kierowca autobusu miejskiego, który miał ostatni kurs, był na tyle życzliwy, że zawiózł nas specjalnie do jakiejś drogi, gdzie polecił stanąć na stopa. No to stanęliśmy.

Robiło się coraz zimniej, nikt się nie zatrzymywał. 

Doszłam do wniosku, że kierowcy mogą myśleć że stoi dwóch facetów, bo byłam w spodniach , kurtce z kapturem i plecakiem , w dodatku było już ciemno, więc boją się zatrzymać.
Zdjęłam więc kaptur i rozpuściłam włosy ( choć uszy mi już marzły )
Po chwili ktoś się zatrzymał. Spytałam czy jedzie w naszą stronę, powiedział że nie, że skręca gdzieś wcześniej i nie dojeżdża do naszej miejscowości, ale po chwili zastanowienia powiedział, że nadrobi trochę drogi i nas zawiezie :)
I tak moja wiara w ludzi znów dostała potwierdzenie, że warto w nich wierzyć.




Skorodowany Poldek, dlaczego warto było nim jeździć

Skorodowany Poldek, dlaczego warto było nim jeździć


Jeździłam kiedyś z zaprzyjaźnionym małżeństwem na wycieczki weekendowe po Polsce, czyli dwa dni w drodze, to tu, to tam na jakiejś trasie, zatrzymując się w wybranych ciekawych miejscach i zwiedzając, odpoczywając. Najczęściej to były spontaniczne wyjazdy.
Jeździliśmy starym, polonezem, w którym również nocowaliśmy.

Nie podniecam się samochodami, nawet się na nich nie znam i nie odróżniam marek, jednak ten samochód zasługuje na krótki opis :D

Okazuje się, że mając taki samochód kierowca czuje się wygodniej na drodze, ponieważ wszyscy inni, którzy mają lepsze ustępują miejsca. No bo kto by chciał mieć zarysowany nowy, super wypasiony samochód ? Zdają sobie sprawę z tego, że takiemu jak na fotce poniżej, już nic nie zaszkodzi, więc kierowca niewiele ma do stracenia ;)

Inną zaletą tego skorodowanego Poldka było to, że wjeżdżając do jakiejś "dziurki" z zamiarem przeczekania upału nad jeziorem i pytając miejscowych o jeziorko w pobliżu, słyszało się taką odpowiedź:

- Eee... Paaanie, jeziorko to trochę dalej jest jedno... - odpowiadał napotkany autochton.

Jednak po spojrzeniu na samochód i chwili zastanowienia, rozwijał odpowiedź w innym kierunku :

-  Ale widzę, że wam mogę powiedzieć... My tu mamy swoje jeziorko takie , tylko dla miejscowych. Nie mówimy o nim obcym , bo wie Pan , jak ta warszawka nowobogacka  by tu zjechała... Jakbyście mieli inny, bardziej wypasiony samochód to bym wam nie powiedział, a tak, to....

I tu zaczyna nam tłumaczyć w który zakręt skręcić... :D 
Jeziorko okazało się piękne, z bardzo czystą wodą, rybami i rakami w niej ( tak czystej wody wtedy dawno już nie widziałam )
Miejscowi zrobili sobie mały drewniany pomost, nawet zagrodzili bojkami fragment wody, robiąc brodzik dla dzieci. Było mało ludzi, cicho i spokojnie. Odpoczywaliśmy tam pól dnia a na koniec można było sobie jeszcze zjeść rybkę w pobliskiej smażalni.

Tyle zalet.

Przypomniało mi się jak na tej wycieczce, w drodze powrotnej, zwiedzaliśmy Płock. Była niedziela.
Zaparkowaliśmy naprzeciwko katedry, zamierzając udać się stamtąd nad Wisłę.

W związku z tym taki obrazek: 

Niedziela, ludzie idą do kościoła, na parkingu parkują swoje czyściuteńkie samochody, ubrani na "galowo".
My wysiadamy ze skorodowanego, zakurzonego dwudniową jazdą po terenie różnym , obesranego przez ptaki samochodu, ubrani zdecydowanie nie na "galowo", w wymiętych ubraniach. 
Odchodzimy, po czym ja wracam. 
Otwieram drzwi, biorę coś z wewnątrz, po czym trzaskam nimi z całą siłą, bo normalnie nie dało ich się zamknąć, po czym jeszcze z całą siłą je dokopuję, zaburzając niedzielną ciszę... :D

Kontrast mnie rozśmieszył wtedy.

W końcu sytuacja po której zrobiłam poniższą fotkę.

Wracaliśmy z Kotliny Kłodzkiej, samochód rzęził, ponieważ był straszny upał i Poldek w tych górach  nam nie wytrzymał. Coś  się zepsuło, musieliśmy ciągle dolewać wody do chłodnicy. Zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. 

Kolega podszedł do maski samochodu. Stanął, popatrzył, po czym..... urwał fragment blachy i beznamiętnie wyrzucił, jakby to robił standardowo i była to najzwyklejsza rzecz na świecie  :D


Przekonania - jak myślisz tak potem tworzysz ( tytuł i post roboczy , czyli zajawka )

Przekonania  - jak myślisz tak potem tworzysz ( tytuł i post roboczy czyli zajawka)


Potrafię słuchać, więc słucham. Uważnie słucham,  kobiet i mężczyzn. W tym co mówią widać ich przekonania. Rozwinę ten post z czasem.

Teraz przytoczę tylko przekonanie części ( mam wrażenie że większości tych, których spotkałam ) facetów odnośnie bliskości i kobiet.

"To nie jest strach przed bliskością, tylko instynkt samozachowawczy, zachowanie dystansu facetów wynika zupełnie z czegoś innego, mianowicie z faktu, że prędzej, czy później wybranka serca będzie chciała wykorzystać nasze słabe strony w trosce o "dobro związku" lub co gorsza " o nas samych".


Czyli w/g tego kto ma w głowie takie przekonanie, to "wszystkie kobiety są takie same", w dodatku " każda kobieta jest moim potencjalnym wrogiem, bo będzie chciała wykorzystać moje słabe strony jak się odsłonię" i że " lepiej się nie odsłaniać", czyli nie pokazywać jaki jestem naprawdę.....

Nasuwają mi się tutaj refleksje. Jedna to taka, że ci faceci ( albo kobiety, bo one też tak myślą ) zwyczajnie takie osoby spotykali w swoim życiu, więc nie znają niczego innego, albo  nie wierzą, że może być inaczej, bądź zwyczajnie im tak wygodnie.
Druga to taka, że jednak to tylko racjonalizacja, tłumaczenie takie, bo właśnie chciało by się czegoś innego, ale nie spotkało się tego i brak wiary że się spotka, to trzeba sobie jakoś to wytłumaczyć, żeby mniej bolało , by za tym nie tęsknić.
Trzecia, że to racjonalizacja strachu przed zbliżeniem, rozumianym jako bliskość psychiczna i emocjonalna, przekazywanie pewnej prawdy o sobie, a nie jako "zwierzanie się".

Efektem takiego przekonania jest brak głębszej więzi w relacji, co po latach skutkuje stwierdzeniem że "miłość minęła" ( kolejne przekonanie , że miłość nie trwa długo ), co bardzo częste. Ludzie żyją nie razem, ale niejako obok siebie, każde ma swoje zajęcia i obowiązki, zbliża ich łóżko i dzieci i wspólne codzienne sprawy organizacyjne lub rozmowy o książkach (które są fajne ale z których niewiele dowiadujemy się o drugiem człowieku raczej) , nawet jeśli nie ma jakiś zawirowań, jest ok, to po "odchowaniu" dzieci niewiele zazwyczaj już ich łączy.

Wielu tak wybiera i mają oczywiście prawo. Słyszałam też, że "tak już jest", "tak już musi być" , "największe szczęście to dzieci a mąż/ żona, no cóż, musi być".

Daje to "święty spokój" , bo jak nie ma bliskości głębszej, to taka relacja jest nieco mniej wymagająca, bo mniej kosztuje  pracy nad rozwojem własnym i relacją, a także wszystko po człowieku "spływa", jest bardziej obojętne emocjonalnie, bo się wielu rzeczy o tym drugim człowieku nie wie, co robi, jak myśli itd...
Ktoś coś zrobi, ale drugiemu o tym nie powie, bo ma przekonanie, że drugi "mógłby to wykorzystać przeciwko ", rodzą się tajemnice... Znałam kobietę, która usunęła ciążę poza plecami męża, on nawet o tym nie wiedział...To nie jedyny przykład tego, że ludzie z takim podejściem niewiele o sobie wiedzą. Częstym skutkiem bywa samotność we dwoje. O tym co boli, co siedzi wewnątrz rozmawia się z innymi zamiast z tą osobą , z którą się jest. Nawet jest takie powiedzenie "Jak chcesz ujawnić prawdę o sobie, to tylko człowiekowi, którego drugi raz już w życiu nie spotkasz"...

Dla przykładu, gdybym w stosunku do byłego nie była szczera, tylko go oszukiwała a raczej potrafiła oszukiwać, że czuję się lepiej niż się czułam , to też by miał "święty spokój" i pewnie by został, bo dla tego "świętego spokoju" przecież odszedł jak się zrobiło trudniej, opuścił mnie w trudnej sytuacji, jak powiedział "dla mojego dobra" :D
A był to facet, który wiedział, że mnie, może ujawnić prawdę o sobie i nie zostanie to użyte przeciwko niemu, myślałam o nim tak samo. Usłyszałam jeszcze, że on nie potrzebuje miłości, nie potrzebuje też dobrej kobiety :) No to ma taką jaką chciał, jak z tego przekonania powyżej i ma teraz "święty spokój", i wygodę i layt.

Ostatnia moja relacja ( nie związkowa ) też by trwała, gdyby nie szczere wyrażenie prawdy o sobie z mojej strony, coś bym przemilczała, oszukała, nie ujawniła i było by nadal spokojnie i "święty spokój". W dodatku ten ktoś nie wykorzystał by prawdy o mnie przeciwko mnie, no cóż, zaufałam i "oddalam władzę"....

Więc  nie tylko kobiety niektóre wykorzystują to, co facet im o sobie ujawnia przeciwko niemu, robią to też czasem faceci w stosunku do kobiety.
Jeśli to się dzieje w związku, to świadczy to o tym, że nie ma miłości, jest wygoda i jak to niektórzy nazywają " każde grabie grabią do siebie", walka raczej o "swoje", asekuracja ( różnymi metodami ) a nie dążenie do głębszej relacji (co ja nazywam bliskością ). Bo jak może być głębsza relacja. jeśli niejako z góry traktujemy drugą osobę jako potencjalnego wroga, przy którym trzeba się pilnować. 

Kolejna refleksja, że takie przekonanie "zachowanie dystansu facetów wynika zupełnie z czegoś innego, mianowicie z faktu, że prędzej, czy później wybranka serca będzie chciała wykorzystać nasze słabe strony w trosce o "dobro związku" lub co gorsza " o nas samych", to może po prostu wymówka, by mieć "święty spokój", bo się nie chce pracować ani nad sobą ani nad relacją, oraz zwyczajnie nie chce się tej bliskości głębszej.


Przyjrzyj się tym przekonaniom :

"Nikt normalny nie chce ujawniać prawdy o sobie, bo odkrywa się wtedy na bycie zranionym....
prędzej czy później to co powiesz będzie wykorzystane przeciw tobie...
najbardziej nas ranią własnie osoby, które najmocniej kochamy...
Co zaufanie ma wspólnego z odsłanianiem swoich słabych stron i czynieniem się podatnym na zranienie?
Dałaś komuś broń przeciw sobie i taki będzie finał. "

W/g tych przekonań ten drugi człowiek to potencjalny wróg, przed którym musimy się asekurować, lub małe dziecko, które nie jest na tyle dojrzałe, by świadomie i odpowiedzialnie wobec nas postępować. 
Co ma zaufanie wspólnego z odsłanianiem słabych stron? A no to, że się ufa, że ta druga osoba tego nie wykorzysta. Wierzy się, że jest na tyle dojrzała, i rozwinięta moralnie, że nas też kocha.

Zwróćmy uwagę na to : "najbardziej nas ranią własnie osoby, które najmocniej kochamy..."
No właśnie, które my kochamy, ale one nas może nie kochają skoro celowo  nas ranią?
( aczkolwiek, ten co kocha też może zranić ale nie zrobi tego celowo raczej )

Inne przekonanie :

"Nam nie potrzeba potoku wynaturzeń by z kimś było nam dobrze i aby budować związek". 


Przy czym "wynaturzenie" w/g tego kogoś,  to potrzeba wyrażania siebie poprzez dzielenie się refleksjami ( teraz się pewnie "wynaturzam" ), ujawniania prawdy o sobie, swoich motywacji działań, ujawnianie urazów, czyli otwieranie się "przed" i "na".
Pierwszy raz słyszałam takie pejoratywne określenie na coś, co jest w/g mnie wartościowe i nie przeznaczone dla każdego, tylko dla tej szczególnej osoby.

Zwracam uwagę na to, że nacisk jest położony na "było dobrze" i na "budowanie związku"....tutaj znów przewija się wygoda.... Ma być dobrze, bo źle jest samemu, dlatego jesteśmy różnie płciowi by nam było ze sobą lepiej, ale każdy chce żeby było wygodnie, to naturalne, tyle, że najwygodniej jest jeśli nie trzeba wykonać żadnego wysiłku, a kiedy nie trzeba wykonać wysiłku....

Co do budowania związku... to zupełnie co innego niż  budowanie bliskiej relacji. Można zbudować związek, a nie mieć głębszej bliskiej relacji.

I zgodzę się, że do budowania związku nie potrzeba "wynaturzeń" jak ktoś to nazwał, czyli otwartości, szczerości, uczciwości nawet ( jak się umie dobrze udawać ), zdejmowania masek.
I w takim związku będzie działać to pierwsze przekonanie.
A czasem po latach, jak się coś zadzieje obiektywnie, to  ludzie, dowiadują się z kim żyli i są mocno zaskoczeni...

Mimo wszystko ja wierzę, że można inaczej, jeśli chodzi o mnie, wiem, że nie pasuję do tego schematu typu kobiety z pierwszego przekonania, ale wiem też, że nie jestem w stanie walczyć z takim przekonaniem wobec mnie, jeśli ktoś takie ma. Dlatego chyba jestem sama ( a znam jeszcze druga kobietę, która do tego schematu nie pasuje i tez jest sama ), bo mężczyźni ( i kobiety, ja też ) wybierają w/g swoich przekonań.
Co ciekawe, akurat ten człowiek, którego tu zacytowałam mógł się kiedyś przede mną "wynaturzać" i robił to bez przykrych konsekwencji z mojej strony, ale jak widać poszedł właśnie za swoim przekonaniem lub/i zwyczajnie teraz sobie racjonalizuje, że zawsze tak jest.
Jeśli faceci myślą, że wszystkie kobiety tak robią, to nie zauważą tej , która jest obok, która wyłamuje się ze schematu. ( i vice versa , odnośnie kobiet )

Budowanie głębszej relacji, czyli bliskości prawdziwej,  opiera się między innymi na zrozumieniu i akceptacji drugiej osoby, by zrozumieć trzeba poznać, żeby poznać trzeba być wobec siebie szczerymi.
Wiele naszych zachowań wynika z naszych przekonań, wartości, doświadczeń, urazów. Bez otwartości, bez podzielenia się tym z drugą osobą trudno o zrozumienie, trudno też o wyrozumiałość jak się nie wie z czego wynika takie a nie inne zachowanie.

Pisząc "szczerość" mam na myśli też dobre intencje, a nie okrucieństwo, czy  paplaninę o wszystkim, bez uwzględniania czy coś akurat kogoś nie zrani .


Taka smutna refleksja. W związku z tym , że ja mam takie przekonania jakie mam, czyli inne od tych opisanych tutaj w cytatach, to w oczach facetów, którzy mi się podobali byłam taką kobietą TYLKO od "wynaturzania się" , bo przy mnie mogli to robić bezkarnie, natomiast na "życie" wybierają kobiety , które pasują do ich przekonania, więc po "wynaturzeniu" się przy mnie ( bo przy tamtych przecież nie mogą ) idą do tamtych, a ja sobie mogę tylko popatrzeć i powyobrażać jakby mogło być.

W końcu przez takie przekonania, wspierają właśnie to w świecie, takie cechy, takie zachowania ( o których potem mówią ze smutkiem, albo rezygnacją ) i takie podejście , czyli to się rozszerza, bo są
nagradzane takie zachowania, więc się kobietom ( i facetom ) "opłaca" tak zachowywać.....więc mogą sobie w końcu powiedzieć "bo tak już jest"....


" Założenia wpływają na Obserwację. 

Obserwacja rodzi Przekonanie. 

Przekonanie wywołuje Doświadczenie. 

Doświadczenie pobudza Zachowanie, które, z kolei, potwierdza Założenia."


c.d.n