Jak istotni dla mnie faceci "budowali" moje poczucie mocy
Miałam bardzo trudny czas w życiu ( i nadal go mam ) , starałam się sobie radzić, jakoś się pozbierać.
W życiu spotkałam tylko czterech facetów , w których dostrzegłam męski pierwiastek ( nie licząc mojego taty, który był dla mnie dobrym wzorcem ), cechy które mi się podobały, o których pomyślałam "a może", ale chciałam by byli w moim życiu choćby tylko jako koledzy, bo też to cenię.
Polubiłam tych ludzi, zależało mi na nich, jednego nawet pokochałam, zaufałam. Sporo dobrego ode mnie otrzymali, chociaż tego nie zauważyli.
W trudnym czasie wiadomo, człowiek jest w gorszej kondycji psychicznej, emocjonalnej. Potrzebuje dobrych relacji, zrozumienia, akceptacji, zainteresowania, jeśli nie realnego wsparcia, to chociaż wsparcia w dobrą energię, by miał sam siłę do walki o siebie.
Potrzebuje "podnoszenia" a nie "dobijania". Tymczasem....
Jakie "cegiełki" dołożyli do mojego nadwątlonego przez okoliczności, człowieczego i kobiecego "wiaderka" mocy ( a przecież moc nie bierze się znikąd, wiaderko nie jest niewyczerpane, siłę bierzemy też od innych ludzi ):
"Budowali" moje poczucie własnej mocy ( nawet jak się ma zdrowe poczucie własnej wartości, to ono czasem ma wzloty i upadki, a jest niezbędne, by się zmagać z przeciwnościami w życiu, by być otwartym na innych, by się rozwijać i być też atrakcyjnym dla innych ) przy pomocy czynów i słów. O czynach nie będę tu pisać, ale przytoczę słowa, bo one są wyrazem sposobu myślenia, podejścia i też działają, bo za nimi idą czyny:
- "Mi nie zależy na miłości, ani na dobrej kobiecie"
( po tym tym jak " byłemu" już poprawił się byt, a ja nie byłam już potrzebna, bo stałam się "kłodą u nogi", która akurat teraz potrzebowała wsparcia, a on chciał tylko laytu, wycieczek , śmichów-chichów i wyluzowania, mógłby to znów wtedy mieć ze mną, ale wymagało to wykonania jakiegoś minimalnego wysiłku z jego strony, wsparcia dla mnie, a na to go już nie było stać i sobie poszedł, w moich oczach stracił na męskości. Jak przypomnę sobie ile dałam z siebie przed związkiem jako koledze najpierw, przyjacielowi, bo za takiego go uważałam, potem w trakcie związku i co poświęciłam między innymi ze względu na jego potrzeby i rozwój , czego życiowe konsekwencje odczuwam do dzisiaj, to nie wiem czy powinnam się uznać za idiotkę czy za anioła...
( a w/g wielu facetów podobno kobiety tylko "potrafią brać" )
( a w/g wielu facetów podobno kobiety tylko "potrafią brać" )
-"Jesteś moralnie niebezpieczna" ( nie wspominając o innych słowach )
( po tym jak przez dwa lata mieliśmy kontakt i zanim zerwał kontakt, z powodu mojego wyboru metody niekonwencjonalnej by walczyć z bólem, a która w/g niego nie była dobra i mu nie pasowała...a przecież nie miała ona żadnego wpływu na niego, nie był moim facetem, ani nie zamierzał być )
Na koniec przeczytałam, że nie będzie odpisywał, bo "pomiędzy" jest drętwo, jakby nie będąc świadomym, że to jak jest "pomiędzy" zależy od obu osób i nie pamiętając jak ciągle gasił moją pogodę ducha, spontaniczność i otwartość...więc chyba realizował swój cel, chciał by było drętwo, by potem przypisać mi powód.
Na koniec przeczytałam, że nie będzie odpisywał, bo "pomiędzy" jest drętwo, jakby nie będąc świadomym, że to jak jest "pomiędzy" zależy od obu osób i nie pamiętając jak ciągle gasił moją pogodę ducha, spontaniczność i otwartość...więc chyba realizował swój cel, chciał by było drętwo, by potem przypisać mi powód.
-" No bo z kim ja sobie mogę tutaj pogadać , z ...? "
( tu drwiąco do innej kobiety o mnie, za moimi plecami, jako o tej z którą nawet pogadać nie można, podczas kiedy rozmawiał kiedyś ze mną godzinami przez rok , sam z siebie chcąc, i po tym jak wobec mnie udawał sympatię ) Może właściwe by było powiedzieć : pogadaj sobie sam ze sobą.. skoro inni nie są dla ciebie ludźmi....tylko z nich korzystasz...i tylko wtedy kiedy tobie akurat pasuje...
Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy... A oni akurat kończyli niefajnie.
Dziękuję Panowie za te Wasze dary, w zamian za moją energię, z której korzystaliście, która Was dowartościowała. Oddaję Was z waszymi problemami w ręce Boga.
Dla mnie to za dużo "dobrego" na raz w jednym ciągu kilku lat....
Tym bardziej, że to nie były osoby mi obojętne. Tym bardziej, że byli to faceci. Tym bardziej , że byli to faceci , w których widziałam mężczyzn. Tym bardziej, że byli to faceci, którzy mieli cechy, które cenię , które mi się podobają, tacy bliscy ideału ( chociaż nie bez wad). Tym bardziej, że byli to faceci, którzy też mi okazywali sympatię a jeden nawet podobno mnie kochał.
To wszystko mogło by być inaczej , gdyby... > Tylko zmieniając coś w sobie...
Żaden z nich nie próbował nawet niczego zmienić, naprawić, inaczej spojrzeć na sytuację, i nie próbował nawet zrozumieć. Zdawkowe "przepraszam" z "grzeczności" ( przy jednoczesnym zachowaniu status quo ), mało znaczy.
To wszystko mogło by być inaczej , gdyby... > Tylko zmieniając coś w sobie...
Żaden z nich nie próbował nawet niczego zmienić, naprawić, inaczej spojrzeć na sytuację, i nie próbował nawet zrozumieć. Zdawkowe "przepraszam" z "grzeczności" ( przy jednoczesnym zachowaniu status quo ), mało znaczy.
Ciekawe jak sobie panowie opisani wyżej wyobrażają w takich sytuacjach, w takim klimacie, z takim "opróżnianiem wiaderka mocy" ( w sensie ludzkim i kobiecym ) czyjś rozwój, atrakcyjność w byciu, chęci i możliwości prowadzenia ciekawych rozmów, radosny sposób bycia, dystans, otwartość i luz w relacji, czy rozmowie.....
Bo podobno faceci są logiczni, więc powinni widzieć logiczne powiązania....Chciałabym poznać odpowiedź na powyższe pytanie, bo moim zdaniem postępując tak w stosunku do drugiej osoby wymagają od niej niemożliwego.
Czyli wygląda to tak: kopnij i złam nos komuś, kogo już potrącił samochód, a potem wymagaj żeby nie płakał.
Super logiczne.
Kolega mnie zapytał :
- "Ta sprzeczność - pewna nielogiczność oczekiwań, z którą masz styczność Cię nie irytuje? Tylko smuci? "
Kolega mnie zapytał :
- "Ta sprzeczność - pewna nielogiczność oczekiwań, z którą masz styczność Cię nie irytuje? Tylko smuci? "
Tak, tylko smuci. Nie ma we mnie złości...chociaż może powinna być, nie wiem.
Jeśli jakaś kobieta się w takich sytuacjach nie przejmie i jest zdystansowana, uśmiechnięta i emocjonalnie stabilna, to znaczy że :
a. miała gdzieś tych facetów/ ludzi
b. kłamie i udaje
c. jest mężatką ( patrz pkt a )
d. jest cyborgiem albo postacią z gry komputerowej
Ja się panowie ( którzy postępują jak wyżej ) już z wami zwyczajnie boję nawet rozmawiać...chociaż was lubię, zależało mi na was i może nadal zależy... ale boję się waszego fałszu , obojętności, okrucieństwa. Tylko wymagania, i krytyczne oceny, bez zrozumienia sytuacji, powiązań skutkowo-przyczynowych, i "zrób to sama", bo ja ci nie pomogę, ja tylko wymagam...
Zasługuję na coś innego. Potrzebuję napełniania mojego ludzkiego i kobiecego "wiaderka mocy" a nie tylko wybierania z niego....
I jeszcze zastanawia mnie jedna rzecz... czemu ludzie, którym się dobrze powodzi, którzy niby są szczęśliwi w życiu, tak się zachowują...bo rozumiem ludzi sfrustrowanych, chorych itd...
Przecież ludzie szczęśliwi tym bardziej powinni być życzliwi innym, tą dobrą energią tryskać i przekazywać ją innym... teoretycznie ( a przynajmniej ja tak miałam jak byłam przez moment szczęśliwa, byłam jeszcze bardziej życzliwa, wyrozumiała dla innych )
No chyba że to ich szczęście to tylko pozory...
Posty powiązane:
> Daj władzę a poznasz
> Paczka dla misiaczka - dla facetów dla zrozumienia własnych zachowan i dla kobiet które myślą, że są "winne"
> Krytyka dla rozwoju czy opróżnianie wiaderka