Strony

29 lip 2016

Jeden dzień w Zwierzyńcu cz.1 - wehikuł czasu 2015

Jeden dzień w Zwierzyńcu cz.1 - wehikuł czasu 2015



Zwierzyniec, piękna mieścinka w Roztoczańskim Parku Narodowym. Ponoć najczystsze miejsce w Polsce. I pewnie sporo domów prominentów i "elyty" ;) 
Dojechałyśmy tam pociągiem z Zamościa.

Zalew Rudka 


Pierwsze kroki skierowałyśmy nad zalew "Rudka". Zdziwiłam się, że mimo upału jest bardzo mało ludzi, zarówno na brzegu jak i w wodzie. Obie strefy zawłaszczały kaczki, którym nie przeszkadzało, że tuż obok siedzą lub pływają ludzie. Śmiesznie dreptały na swoich krótkich, kaczych nóżkach lub podkurczając je wygrzewały się na słońcu. Przy zalewie, na tym brzegu , na którym byłyśmy, znajdowały się małe campingi ( zauważyłam dwa). Można było wynająć przyczepkę lub postawić namiot. Ceny przystępne.


Zległam pod jedynym drzewkiem w pobliżu wody, które dawało trochę cienia. W tym miejscu przeczekałyśmy największy południowy upał. Skorzystałam z akwenu. 
Woda była dość chłodna, długo się nią polewałam zanim się zanurzyłam. Dno przy brzegu piaszczyste, trochę dalej można było wyczuć stopami wodorosty. Chłód brał się stąd , że zbiornik był "przepływowy", czyli ciągle przez niego przepływała woda z rzeki, ten ruch nie pozwalał słońcu jej ogrzać. Jedynie przy górnej warstwie wody tuż pod powierzchniż można było poczuć ciepło, niżej ciało szybko mi marzło. Szybko wyskakiwałam na słoneczko by się ogrzać.

W takim miejscu, na powietrzu, po pływaniu chce się jeść  i wtedy najlepiej smakuje przygotowane piknikowe jedzonko. W naszym przypadku były to pożywne sałatki warzywne , jedna na bazie kaszy a druga z dodatkiem sera feta. Mniammm... :) ( przepisy podam później ) 
Ja oczywiście popijałam gorącą herbatą owocową. Jeśli nie wiesz, ciepła lepiej gasi pragnienie niż zimne napoje, aczkolwiek inni dziwnie na mnie wtedy patrzą, kiedy zamiast zimnej wody mineralnej ze sklepowej lodówki, piję ciepłą herbatę z termosu. W upał najlepiej sprawdza się mięta.


Kajaczki nie wszystkie takie same


Przy zalewie Rudka, można wykupić sobie spływ kajakowy. Test tam kilku przedstawicieli firm, które zajmują się organizacją spływów, czyli wypożyczą kajak, dowiozą na miejsce wypływu i będą oczekiwać w miejscu docelowym. Z firmą ( Pagaj ), z której korzystałyśmy można popłynąć rzeką łącznie przez 36 km lub wybrać sobie tylko odcinek trasy wedle swoich możliwości kondycyjnych i czasowych. Od wielkości kajaka ( wypożyczonego na dobę ) i długości trasy ( bo płaci się za transport ) zależy też cena, najdrożej wychodzi kajak jednoosobowy plus dalsza trasa. Naszą cenę wynegocjowałyśmy, pan był tak miły i rozumiejący pustawe kieszenie, że dał nam od razu kartę stałego klienta, byśmy miały zniżkę.

Czekając na załadowanie kajaków i transport, oglądałam ten stos plastikowych kadłubów. Zaintrygowały mnie kształty dziobów,ponieważ były różne. Jestem dociekliwa, więc zapytałam młodego faceta, który ładował kajaki, jaką robią różnicę te różne kształty dziobów i z czym się to wiąże.
Dowiedziałam się więc, że takie bardziej szpiczaste, ostre dzioby ( poniżej zdjęcie w środku - pomarańczowy kajak ), powodują, że kajakiem się lepiej steruje, dają mu lepszą zwrotność, łatwiej nim wykonywać manewry, jest szybszy, ale jednocześnie bardziej wywrotny. Takie kajaki ta firma miała chyba tylko jednoosobowe.
Natomiast kajaki z bardziej zaokrąglonymi dziobami ( fotka pierwsza z prawej - żółty kajak ) są mniej zwrotne, trudniej sterowalne, ale za to stabilniejsze i mniej wywrotne.
Czyli te pierwsze bardziej sportowe, te drugie bardziej rekreacyjne, można rzec.
Nie miałam wątpliwości , który chcę :D

Tak więc zawieziono nas siedem kilometrów dalej, do miejscowości Obrocz rozdano worki foliowe do zabezpieczenia plecaków przed zamoczeniem, zwodowano i wypłynęłyśmy Wieprzem, w kierunku Zwierzyńca i zalewu "Rudka", z nurtem rzeki.

Rzeczka urokliwa, woda przejrzysta. Rosnące na brzegu lub w wodzie drzewa dawały upragniony cień. Czasem tylko utrudniały wyprawę, bo trzeba było omijać wystające z wody korzenie lub konary, czy pnie. Była to jednak dodatkowa atrakcja.
Wody było mało, nie wiem czy przez upalne lato, czy ta rzeczka zwykle taka jest. My dwie, niezbyt ciężkie kobiety, w dwuosobowym kajaku dawałyśmy radę płynąć bez wysiadania z kajaka. Myślę, że ludzie o większej masie ciała, mogli by już mieć miejscami problem i osiadać na mieliznach.
Płynęło się bardzo przyjemnie.


Po drodze mijali nas, z rzadka, inni kajakarze. Przystanęłyśmy sobie w szuwarach, by uzupełnić płyny, zjeść kanapki. 
Nadpłynęło dwóch młodych facetów w jednoosobowych kajakach. Nagle chlup! Jeden znalazł się do góry dnem, dobrze, że było płytko. Trzeba było wylać wodę...potem dogonić wiosło... Okazało się, że to pierwsza przygoda z kajakiem niedoszłego topielca ;) No cóż muszę przyznać , że miałyśmy ubaw, sytuacja nie była na szczęście groźna tylko zabawna. :) 
Sfilmowałam całe zdarzenie aparatem fotograficznym i po powrocie, wysłałam delikwentowi mailem na pamiątkę "pierwszego razu" :D  Popłynęłyśmy potem za nimi, bo a nuż... coś ciekawego jeszcze się wydarzy ;)


Ostatni odcinek naszego spływu, wiodący do zalewu "Rudka" wyglądał jak aleja w zielonym labiryncie, po obu stronach tunel tworzyły wysokie trzciny. Tutaj woda była dosyć głęboka, nieprzezroczysta, nie było widać dna, nie chciałabym tam wypaść z kajaka.
Na zakończenie musiałyśmy jeszcze położyć się na kajakach by przepłynąć pod mostem i nie zostawić głów za sobą. I już szerokie wody Rudki, i przystań kajakowa, do której za chwilę przycumowałyśmy. To był urokliwy i zabawny spływ. Zajął nam jakieś dwie godziny.





Tutaj część 2 



27 lip 2016

Co z tym seksem? cz.3 - Pięć potrzeb seksualnych kobiety - c.d.n.

Co z tym seksem? cz.3  - Pięć potrzeb seksualnych kobiety - c.d.n.



Zobacz Część 1. > Co z tym seksem- Wstęp

Zobacz Część 2. > Potrzeby seksualne a płeć 


Potrzeby seksualne, to potrzeby związane z płcią, a nie seksem jako takim ( np. potrzeba podziwu i pochwały, docenienia). Kobieta potrzebuje zaspokojenia części z tych potrzeb po to, by mogła CZUĆ SIĘ KOBIETĄ przy mężczyźnie, ale również po to, by mogła POSTRZEGAĆ GO JAKO MĘŻCZYZNĘ.
Z czego niestety często mężczyźni chyba nie zdają sobie sprawy, wymagając jedynie przejawiania kobiecości, w sytuacjach niespełniania tych potrzeb.

Post przeznaczony głównie dla tych , którzy chcą budować bliską satysfakcjonującą relację seksualną z kobietą, w stałym związku czy małżeństwie.
Owszem , można wykorzystać tę wiedzę, by uwieść kobietę na jakiś czas, ale na dłuższą metę to nie zadziała, bo w końcu przestanie się chcieć a i kobieta zazwyczaj będzie czuła podświadomie, że coś tu nie "gra" i zacznie się zachowywać zazwyczaj adekwatnie do ukrytych intencji oszukującego.

Może być też tak, że kobieta da się zwieść i uwieść, zadziałają hormony, ludzie zechcą wejść w związek i siłą rozpędu związek będzie się toczył bardziej na zasadzie handlu wymiennego niż prawdziwej bliskości. Jednak to ruletka, bo oboje mogą do siebie na dłuższą metę nie pasować osobowościowo, temperamentami, charakterami, wartościami, a w końcu okoliczności zewnętrzne ( jak np. choroba, inna osoba itp. ) zrewidują taki związek.

Koniec końcem ktoś zostanie wykorzystany i zraniony.


Pięć potrzeb seksualnych kobiety


Oczywiście, każda kobieta dopisze sobie pewnie jeszcze swoje dodatkowe, lub ujmie może jakieś z tych pięciu potrzeb seksualnych, które umieszczam niżej a może będzie miała potrzeby bardziej "męskie" bo też tak bywa... Dlatego mężczyźni przede wszystkim powinni się skupić na poznawaniu kobiety z którą tworzą związek i jej potrzeb ze świadomością tego co opiszę poniżej.

Kobiety nie zawsze sobie z nich zdają sprawę, ponieważ wmawia się im, że sfera seksualna dotyczy tylko ciała.

Edukacja w tym zakresie w szkołach jest rożnie prowadzona, nie zawsze na takim poziomie, jakim powinna być. Jeśli już jest prowadzona, to w obrębie regularnego przedmiotu ( wychowanie do życia w rodzinie ), który jako mniej ważny ( wśród środowiska nauczycielskiego i w całej strukturze szkolnej ) jest traktowany lekceważąco przez młodzież, jako jeszcze jedna godzina spędzona w szkole, pomiędzy stresem przed matematyką a chemią.
Trudno więc się dziwić, że młodzież często nie uważa i nie czerpie  z niego korzyści, traktując ten czas jako czas relaksu, nawet jeśli wykładowca się stara jakąś rzetelną wiedzę przekazać ( a wielu takich jest ).

W dodatku media kreują wzorce, poprzez które "wkładają" dorastającym i młodym kobietom do głowy, że bycie nowoczesną kobietą, to seks bez zobowiązań w pogoni za orgazmem ( nie dyskredytuję tutaj orgazmu jako takiego, wręcz przeciwnie jest pożądany i korzystny ), bez względu na konsekwencje, bo jedyną, na którą zwraca się uwagę jest ciąża, a jedyną odpowiedzialnością zabezpieczenie przed nią.
Lansując ten wzorzec seksualności w oderwaniu od psychiki i emocjonalności ( nie mówiąc już o duchowości ) pomija się zupełnie te ważne kwestie. Natomiast inne podejście  i zachowania są uznawane za przestarzałe i niemodne.


Potrzeba pierwsza - podziw i pochwała


Może zdarzyło Ci się słyszeć od koleżanki, przyjaciółki żale typu " Jak się poznaliśmy to on był taki miły, adorował mnie, wysyłał mi sms -ki "miłosne" a teraz nigdy mi nie powie, że ładnie wyglądam ,nie chwali moich osiągnięć, dawniej spontanicznie dawał mi kwiatka czy robił niespodziankę, a teraz w ogóle mnie nie docenia, czuję się jak domowy grat i materac do łóżka ".
Mnie się zdarzyło to słyszeć nie raz, baaa, zdarzyło się, że sama tak się czułam w pewnych momentach. ( dzisiaj wiem, że to nie było nieświadome działanie ze strony faceta )

Pracowałam kiedyś w babskim środowisku.
Patrzyłam na te kobiety codziennie i po wyglądzie często widać było, u której coś  nie "gra" w związku. Po kobiecie zwyczajnie to widać, jeśli nie jest super dobrą aktorką. Tak samo, jak widać po niej kiedy w relacji jest ok, wtedy wręcz promienieje szczęściem, a jak jest neutralnie bo związek jest oparty na układzie, to też zazwyczaj widać.
Tzn. widzą to zazwyczaj kobiety, mężczyźni dają się oszukać pozorom dobrego nastroju, uśmiechu, śmiechu, fasadzie pewności siebie i upozorowanego szczęścia, które roztacza przed nimi taka kobieta. Ot takie przedstawienie w jakimś tam celu.

65% badanych kobiet ( próba badawcza 700 kobiet ) wskazało podziw i pochwałę jako niezbędne i najważniejsze potrzeby w udanym życiu seksualnym.

Czy znacie kobietę, która nie chciałaby być podziwiana ? ( i nie chodzi tylko o walory fizyczne ) 
Czy znacie taką, która nie chciałaby być doceniana?
Bo ja nie znam.

A doceń kobietę w obecności osób trzecich, wyraź podziw dla jej wyjątkowości i popatrz sobie jak to działa na nią...a i potem na jej stosunek do Ciebie i na waszą relację.

Podziw i docenianie to elementy budowania poczucia wartości, to cegiełki, które układamy by budowla była mocna. Nie dostawiając cegiełek, albo co gorsza ujmując je, osłabiasz budowlę. Osłabiasz Ją, siebie i wasz związek. Potem odbija się to negatywnie w sypialni.

I nie chodzi o to, by to był sztuczny podziw i docenianie. Chodzi o to, by nauczyć się szukać w drugim człowieku ( przecież wybranym i bliskim ) tych dobrych cech, tego, za co można go podziwiać, doceniać to, jaki jest i co robi.


Potrzeba druga - więź


Więź, czyli intymność, bliskość w rozumieniu kobiety ( bo mężczyźni na ogół rozumieją to inaczej, jako zbliżenie seksualne ).

Ponad  59% ankietowanych kobiet wskazywało na więź jako jedną z najważniejszych potrzeb seksualnych.

Wynika z tego że silna więź uczuciowa jest stymulantem seksualnej ekscytacji kobiety, szybkiej reakcji na chęć zbliżenia ze strony mężczyzny czy inicjowania przez nią współżycia. Takie kobiety uważają, że życie seksualne jest satysfakcjonujące wtedy, jeśli pomiędzy nimi a mężczyzną zbuduje się więź najpierw uczuciowa i/lub duchowa, potem dopiero nastąpi zbliżenie fizyczne.
Żartobliwie mówi się:  "Ze mną trzeba najpierw trochę pochodzić". Bo musi być czas na zbudowanie więzi.

Osobiście nie znam kobiet, dla których więź uczuciowa jest nieważna, nawet jeśli chodzą do łóżka bez niej ( najczęściej wtedy mają motywacje inne niż pociąg seksualny do tego właśnie a nie innego faceta, czy w ogóle pozasekualne). A nawet jeśli wejdą do łóżka bez niej, to zazwyczaj po to, by ją potem budować, by przywiązać faceta do siebie i by zadziałały hormony i przyzwyczajenie ( potem sporo rozwodów )

Z kolei jeśli chodzi o mężczyzn, to często rzeczywistość wygląda tak, że facet pozoruje budowanie więzi bo chce seksu ( tak jak kobieta pozoruje pożądanie w analogicznej sytuacji, jak wyżej ) , wtedy np. pocałunki na dzień dobry są tylko nic nie znaczącym , pustym aczkolwiek przyjemnym, rytuałem, przeznaczonym dla "każdej kobiety, z którą się akurat mieszka", nie są czułością, budują pozorowaną więź. Pozorowaną, bo kobieta przecież o tym nie wie, że tak naprawdę dla faceta nic nie znaczą, a jeśli dla niej znaczą, to wcześniej czy później może pojawić się się problem. Z czasem u faceta może też pojawić się zaangażowanie  ( chociaż mam wątpliwości czy na długo biorąc pod uwagę ilość rozstań i rozwodów) , bo hormony robią swoje i kobiety bardziej czy mniej świadomie to wiedzą.

Kobieta pragnie związku emocjonalnego i dzięki niemu angażuje się w seks a mężczyzna pragnie zbliżenia seksualnego i dlatego niejako poprzez nie otwiera się na więź.

Można więc powiedzieć że w intencjonalnie szczerej relacji, kobieta wprowadza mężczyznę w związek emocjonalny przez więź a mężczyzna wprowadza kobietę w związek fizyczny przez seks.

Więź nie zaistnieje od razu. Nie jest też czymś, co się samoistnie pojawi. Więź wymaga budowania ( czyli trzeba też wziąć za to budowanie odpowiedzialność...wiem wiem...niefajne dla wielu słowo ).
A żeby budować musi być dobry, zdrowy fundament, np.  dobre intencje, prawidłowe motywacje.

W końcu nie wystarczy zbudować, trzeba jeszcze o więź dbać.

Ile razy  kobieta nie dążyła do igraszek w łóżku, czy nie reagowała pozytywnie na Twoje zbliżanie się w łóżku,  a Tobie nawet nie przyszło do głowy, że ostatnio ją źle potraktowałeś?  Bo już dawno o tym zapomniałeś, bo dla ciebie to nie było istotne, albo jakaś kłótnia która dwie godziny temu dla Ciebie minęła i już najchętniej wskoczył byś do łóżka.
Tymczasem w kobiecie nadal pozostało rozedrganie emocjonalne, bo zaburzona została na jakiś czas bliskość emocjonalna, oddaliłeś się od niej, nadszarpnąłeś więź, więc nie oczekuj, że Ona od razu będzie potrafiła się do Ciebie zbliżyć fizycznie.
To częsty błąd (również był w moim związku) a potem pretensje, że Ona nie chce seksu, bo facet nie kojarzy przyczyny ze skutkiem. Co chciał to ma , można by rzec, ale pretensjami i winą obarcza kobietę, nie rozumiejąc tej prostej zależności.

Jeśli naruszyłeś Waszą więź i podkopałeś ją emocjonalnie w danym momencie, to Kobieta potrzebuje czasu by się na Ciebie ponownie otworzyć uczuciowo i fizycznie. A Ty ten czas powinieneś wykorzystać, by Jej w tym pomóc, ponieważ sam się do tego przyczyniłeś.

Nie ma to nic wspólnego z wykorzystywaniem seksu jako narzędzia do manipulacji, jako kija i marchewki, do "tresury" faceta, bo to patologia, bo takie zachowanie nie ma żadnego uzasadnienia, nie jest reakcją na naruszanie więzi, jest fochem, aktem chęci dominacji, nawet przemocą. Pisze tutaj o czymś innym.

c.d.n


Zobacz Część 4. > Pięć potrzeb seksualnych mężczyzny > w przygotowaniu









26 lip 2016

Niezwyczajnie zwyczajny prezent. - jak zrobić szydełkowy kwiatek

Niezwyczajnie zwyczajny prezent - jak zrobić szydełkowy kwiatek


...i niespodziewana niespodzianka :)

Ostatnio otrzymałam niespodziewaną przesyłkę od koleżanki, którą poznałam w "sieci", z którą jeszcze się nie spotkałam ale kiedyś spotkam.

Odpakowałam i ...niespodzianka :)
Książka, o której jakiś czas temu ( podczas pobytu w Jordanii ) słyszałam, chciałam przeczytać ale zapomniałam tytułu by wypożyczyć.  No i przez przypadek mam :)  
Szalenie miło jak ktoś tak sam z siebie pomyśli w jakiejś chwili o nas.

Co prawda nie czytam romansideł, ale ta historia nie jest fabułą, tylko opowieścią kobiety, która w latach 70-tych wyszła za mąż za beduina i zamieszkała w Jordanii, w Petrze, wtedy jeszcze tętniącej zwyczajnym codziennym rytmem życia ludzi, wśród jej dobrze zachowanych ruin. Jest to więc bardziej biografia, czy może nawet trochę reportaż.

Petra to obecnie miejsce "wyludnione", ponieważ rząd wysiedlił stamtąd beduinów, objął ochroną zabytków i udostępnił miejsce masowej turystyce, na której jednak beduini ponoć dobrze zarabiają.

Wrzucam na bloga, bowiem chciałam zwrócić uwagę, na sposób ofiarowania prezentu, opakowanie go z pomysłem, w romantyczny kwiatek, oraz na niespodziewany widok suszonych bratków polnych przyklejonych na stronie tytułowej po otworzeniu książki, niczym w realnym pamiętniku autorki ;)

Tym samym niby zwyczajny prezent staje się niezwyczajnym i nieszablonowym.

Polecam praktykować ofiarowywanie w podobnych formach, wtedy najmniejsza rzecz podwójnie cieszy ;)

G. dziękuję :)


Schemat szydełkowy kwiatka :



Schemat szydełkowy listka :




20 lip 2016

Zamość - Park najpiękniejszy - wehikuł czasu z tęsknoty za latem

Zamość - Park najpiękniejszy - wehikuł czasu z tęsknoty za latem



Zamojski Park Miejski został uznany za najpiękniejszy w Polsce w 2008r. w konkursie zorganizowanym przez producenta silników spalinowych amerykańską firmę Briggs & Stratton.

Wyprzedził w rywalizacji zabytkowy Park Zdrojowy w Kudowie Zdrój (II miejsce) i Ogór/Park Zdrojowy w Goczałkowiach Zdroju (III miejsce).

Jest rozległy. Wybrałyśmy się tam najpierw z koleżanką rowerami a potem z jej mamą, przy okazji zwiedzania miasta.

Mnie osobiście bardzo się  podoba. Rozległy, ciekawie rozplanowany, z dużą ilością wody. 
Jak zwykle, według mnie, tylko trochę za mało ławek w cieniu.

W parku można nie tylko spacerować, jeździć rowerem po lądzie , można także wypożyczyć rower wodny lub kajak i popływać.

W jednym ze stawów pływało pełno dorodnych karpii. Stojąc na mostku patrzyłam, jak całe stado kłębiło się pode mną, czekając z nadzieją,  aż stojąca obok rodzinka z dzieckiem , rzuci im kolejny kęs pożywienia.
Na zimę woda ze stawu jest spuszczana, co mnie zdziwiło, bo niby po co?
Karpie natomiast wyłapywane, to mnie nie dziwi , pewnie potem trafiają na stoły urzędników :P
Żartowałam , że jak człowiek będzie głodny to może przyjść do parku miejskiego i złowić sobie rybkę.





Przy tworzeniu parku wykorzystano fragmenty fortyfikacji twierdzy, resztki murów i dawnej fosy, co dodaje innego kolorytu, niż mają zwykle parki miejskie, ponieważ zieleń wraz z z fragmentami architektury zabytkowej tworzy zintegrowaną całość .
Parkowa wyspa to dawne słoniczoło, które pozwalało na wysunięcie obrony na zewnątrz twierdzy i swoją masywnością utrudniało ostrzał artyleryjski murów bastionu.
Najwyższe góry to dawny bastion IV i nadszaniec.


W trakcie spaceru mama koleżanki miała ochotę na kawę a ja na odpoczynek w cieniu.
Pożaliła się, że teraz w kafejkach nie można dostać normalnej sypanej kawy, jest tylko z ekspresów a ona takiej nie lubi.
Weszłyśmy jednak do kafejki w zabytkowym fragmencie zabudowań ( Stara Brama Lubelska )  przy parku, z klimatycznie urządzonym, przestronnym wnętrzem i kameralnym tarasem, z widokiem na park. Klimat psuł tylko ten parasol z reklamą nad głowami.
Ku naszemu zdziwieniu okazało się, że serwują tu także kawę "nie ekspresową", teraz już był pełen relaks w cieniu, po którym poczłapałyśmy, już bardziej rześkie, na dalsze zwiedzanie miasta .




19 lip 2016

Co z tym seksem ? cz 2. - Potrzeby seksualne a płeć

Co z tym seksem? cz. 2 - potrzeby seksualne a płeć.



Zobacz cz.1 > Co z tym seksem? - Wstęp


Może się zdziwisz ale nie znajdziesz w tym poście i kolejnych postach z tego cyklu opisu fantazji erotycznych, pozycji seksualnych czy informacji o strefach erogennych. 

Znajdziesz natomiast to, co warunkuje satysfakcjonującą relację seksualną, bo wspaniały seks jest wielowymiarowy, to coś więcej niż stosunek płciowy ( który jest częścią seksu ale nie tylko on stanowi o jego wartości ) i zależy od większej ilości czynników niż wielkość penisa i tzw. doświadczenie seksualne, dlaczego, napisałam przy okazji próby zdefiniowania seksu, we wstępie do tego tematu > TUTAJ

Ile razy słyszałeś żale kumpla, że ona nie chce seksu, albo że wcześniej była demonem seksu a teraz musisz ją nagabywać?  Albo sam tak myślałeś.

Pomijam tu kwestie jakiś nieprzepracowanych zaburzeń, urazów emocjonalnych, czy seksualnych z przeszłości. Pomijam też kwestię wyrachowanego podejścia do seksu i traktowania go jako narzędzie do uzyskiwania czegoś a jak się już to coś dostało ( małżeństwo, dziecko , dobrobyt materialny itd ) to narzędzie niepotrzebne. Czy celowego karania brakiem seksu. Pomijam też kwestię zmian hormonalnych po ciąży i porodzie.

Ile razy słyszałaś od koleżanki "On już nie jest taki czuły jak dawniej", "Traktuje mnie jak sprzątaczkę i służącą a potem jeszcze chce seksu, jak ja już padam na pysk ze zmęczenia ", "Przestał mnie pociągać tak jak na początku " , "Nie podnieca mnie jak dawniej itp. Albo sama tak myślałaś.

To o czym tutaj chcę napisać dotyczy głównie seksu w stałych związkach i związkach małżeńskich, w których celem nie jest oszukiwanie po to, by samemu zyskać seks na zasadzie kupczenia, a celem jest budowanie bliskiej więzi na lata, przy współudziale zaspokajania wzajemnych potrzeb seksualnych.



Drogi do sypialni



"To co się dzieje lub nie dzieje na zewnątrz sypialni, ma zasadniczy wpływ na wszystko, co zdarzy się w jej wnętrzu " 

Pamiętam z pewnego wykładu, gdy prowadzący zwrócił uwagę na fakt, że wiele ludzi daje drugiej osobie to, co sami by chcieli otrzymać (  i to dotyczy nie tylko seksualności ale także sposobów okazywania uczucia ) , ponieważ wydaje im się, że ta druga osoba pragnie tego samego.

Wielu z nas żyje zgodnie z błędną zasadą : jeśli potraktuję bliską osobę tak, jak sam chciałbym/chciałabym być potraktowana, to będziemy szczęśliwi i spełnieni seksualnie.

Tylko, że to tak nie działa, bo zazwyczaj mężczyźni i kobiety mają odmienne potrzeby.  ( Zazwyczaj, nie oznacza zawsze ;) )

Jednak, jeśli będziemy uważni, to dzięki obserwacji tego, jak nas ta druga osoba traktuje i co nam daje, możemy się często w dużym stopniu dowiedzieć, czego ta druga osoba potrzebuje i co chciałaby otrzymać, nawet jak nam o tym nie mówi, czy jest tego nieświadoma, co często się zdarza.

Nie znaczy to, że nie powinniśmy ze sobą o tym szczerze rozmawiać, choć to trudny i delikatny temat do rozmowy.

Istotne dla budowania relacji nie tylko seksualnej w stałym związku czy małżeństwie jest, by mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, jakie potrzeby ma kobieta, z którą się związał ( jeśli oczywiście chce z nią budować głębszą relację na życie a nie tylko być ), chociaż często ona sama o nich mężczyźnie wprost nie powie, bo "On powinien się sam domyślić" :D a doskonale wiemy jak mężczyźni się domyślają ;)
Również kobieta powinna zdawać sobie sprawę z potrzeb mężczyzny.

Czasem Ona mówi Jemu o swoich potrzebach, ale może niewłaściwie, może  na zasadzie "gdybyś to "gdybyś tamto" a On mówi Jej w takiej samej formie.. i żadne drugiego nie słucha, słucha tylko samego siebie. 

Ty masz "zrobić to i tamto", bo inaczej ja ci tego "nie".  Tak też bywa całkiem często.
Sama tego doświadczyłam, taka presja, miałam wrażenie, że muszę za coś zapłacić, z góry, by coś otrzymać. A ja chciałam ofiarowywać sama z siebie, i przykro mi było, że dla kogoś nie jestem warta takiego samego podejścia, wewnętrznie to czułam i buntowałam się przeciwko temu, że muszę, bo inaczej.... itd.
Jak się potem okazało, te wewnętrzne odczucia miały swoje uzasadnienie. Ktoś, kto nie wyraża swoich potrzeb z akceptacją drugiej osoby i tego, że akurat w tym momencie, czy z jakiś przyczyn nie mogą one być zaspokojone, tylko czyni to w formie warunkowej, zakładającej karę,  no cóż, nie kocha nas zazwyczaj. Być może często nawet nie kocha też samego siebie i jest z nami z nieszczerych pobudek. ( ale o tym w innym poście z tego tematu )
Jeśli ktoś jest z nami na zasadzie "to może być każda/każdy inna/y" byle by tylko był wygodny, to może dla niektórych to ma sens, dla mnie nie ma.

Myślę, że są mężczyźni zdający sobie sprawę z tego, o czym tutaj i w kolejnych postach napiszę, intuicyjne lub świadomie, a co ważniejsze, rozumiejący to.
Aczkolwiek ja rzadko takich mężczyzn spotykam. Sama "byłemu" musiałam pewne rzeczy tłumaczyć a i tak nie przyniosło to żadnego pozytywnego skutku, bo w jego założeniu nie miało przynieść.
Uznał, że do siebie nie pasujemy, notabene po 8 latach znajomości przed związkowej :) (a potem jak sam stwierdził , że on nie lubi wyzwań a "ja" byłam już za dużym jak zachorowałam ) , bo łatwiej było tak założyć , niż wykonać jakąś pracę dla swojego rozwoju i rozwoju relacji w związku. Jak to ktoś powiedział "ljentiaj" ;)

To nie jest kwestia "trafienia na właściwa osobę", to mit, że "spotkam cudowną kobietę i będę szczęśliwy  bo samo się potoczy", często jest tak , że spotkasz cudowną kobietę i....zwyczajnie to spieprzysz...bo chcesz ;)
A spotkasz niezbyt fajną albo niefajną  i będziesz chciał w niej widzieć fajną , to się będziesz angażował i może się  potoczy i będzie podtrzymywane, ale na skutek Twoich działań.

To jest kwestia własnie założeń jakie sobie stawiamy, sposobu myślenia o sobie, o tej drugiej osobie, o związku i pracy nad komunikacją w relacji a także nad swoim poczuciem własnej wartości, które jest taką platformą do akceptacji drugiej osoby i układania z nią relacji, oraz nad własnym egocentryzmem.
Samo się nie zrobi jak wielu myśli.

Wątpię, by ktokolwiek doświadczył prawdziwie satysfakcjonującego życia seksualnego, jeśli brak w związku więzi uczuciowych, szczerych intencjonalnie, bo seks jest tylko częścią ( choć ważną ) całej struktury relacji pomiędzy ludźmi w związku.
Jeśli ktoś myśli, że takiego seksu doświadcza w relacji tego pozbawionej, to zazwyczaj jest nieświadomy tego, czego mógłby doświadczać i zwyczajnie wystarcza mu to co jest, bo czegoś innego nie zna.
To w relacji między dwojgiem kochających się ludzi można znaleźć spełnienie i najwięcej radości w tej sferze, ponieważ seks jest częścią tej relacji, dlatego jest tak ważny i przynosi zadowolenie.


Różnimy się pięknie


Jesteśmy stworzeni jako istoty seksualne. Po to mamy płeć, byśmy się różnili, gdybyśmy byli tacy sami nie działało by wzajemne przyciąganie. Przyciągamy się własnie dlatego, że jesteśmy tak różni, fascynujemy naszą płciową odmiennością.

Różnimy się pięknie poczynając już od samego wyglądu.

Twarde, zahartowane, kanciaste ( nawet jeśli z nadwagą )  - męskie, ciało i bardziej krągłe ( nawet jeśli szczupłe ) , miękkie, delikatne - kobiece. Tam, gdzie kobiety mają wypukłości mężczyzna ich standardowo, planowo, nie ma, tam gdzie ma je mężczyzna - nie ma ich kobieta.
Ciała harmonijnie kompatybilne ze sobą. Cud stworzenia.

Krok za tym idzie psychika,emocje, zachowania, uwarunkowane między innymi hormonami.
Męskie ciało i hormonalnie uwarunkowany jakiś poziom agresji nadaje mężczyźnie naturalną rolę - obrońcy, wojownika, myśliwego. Delikatne kobiece ciało i hormonalne uwarunkowanie predestynuje ją bardziej do innych działań, mniej agresywnych.
Oboje się w tych różnicach dopełniają , zazwyczaj nawet wtedy, gdy mężczyzna jest bardziej "kobiecy" a kobieta bardziej "męska".
Nie ma większego dopełnienia, niż wyjątkowy związek wraz ze sferą seksualną, w której mogą osiągnąć tą biblijną, czy tantryczną jedność.

Umysł mężczyzny, jak wiadomo, potrzebuje innych bodźców seksualnych niż umysł kobiety. Na niego działa to, co widzi, prawie zawsze jest "gotowy".
Kobieta owszem, też lubi sobie popatrzeć, ale jej to tak bardzo i szybko nie podnieca, o ile w ogóle. Ona woli słuchać i przede wszystkim czuć ( emocje, dotyk ). Potrzebuje również stanu relaksu i czasu.

Gdyby porównać reakcje seksualne do ognia, to kobieta była by takim ogniskiem, które wymaga trochę przygotowań, by je rozpalić, a potem trzeba ogień podtrzymywać, dorzucając drewna, by nie zgasł. Ale jak się pali to jest jasno, a potem jeszcze długo się żarzy dając ciepło. Mężczyzna natomiast, to jak zapałka, szybko się rozpala, pali równomiernie, jasno, a potem szybko gaśnie.

Dla mężczyzny fizyczny akt stosunku płciowego jest ważną i  fundamentalną częścią seksualności, co oczywiście nie znaczy, że mężczyzna zawsze musi, bo inaczej się udusi ; )  On też jest zdolny do okresowej wstrzemięźliwości od stosunków seksualnych bez szkody dla zdrowia, jeśli zachodzi taka potrzeba czy konieczność,  natura go do tego również zaprogramowała fizycznie.

Kobieta potrzebuje aktu fizycznego tak samo jak mężczyzna, ale nie będzie on miał dużego znaczenia, jeśli mężczyzna nie zaspokoi jej potrzeb emocjonalnych i pragnienia bliskiej relacji z nim.

Zdarza się, że mężczyźni ( tu mam wątpliwości, czy mogę użyć tego określenia, może adekwatne by było "faceci" ... ) pragnąc zaspokojenia swojej potrzeby, udają zaangażowanie emocjonalne nawiązując pozory bliskiej relacji, zaspokajając w ten sposób potrzeby kobiety na tej płaszczyźnie, nie planując jednak związać się z tą kobietą.

Zdarza się też całkiem nie rzadko ( znam wiele takich przypadków) , że kobiety pragnąc zaspokojenia swoich potrzeb angażują się w stosunek seksualny, mimo, że nie czują specjalnego pociągu do danego mężczyzny na tej płaszczyźnie, nie bardzo jeszcze tego chcą, potem też udając, bo tylko tak mogą otrzymać od mężczyzny zaspokojenie swoich potrzeb, lub myślą, że tylko tak.
Zdarza się tez często, że angażują się w jednorazową przygodę seksualną, by choć przez chwilę poczuć złudzenie bliskości emocjonalnej ( choć mężczyźni wolą myśleć , że aż tak je kręcą fizycznie )

Co z takich zachowań wynika, chyba nie muszę tutaj pisać.


Drogi do spełnienia


Mimo, że ludzie zdają sobie sprawę z powyżej opisanych podstawowych różnic między mężczyzną i kobietą, jednak czasem jakby o nich zapominali i lekceważyli je, tracąc z oczu to co ważne.

Seks ma być źródłem przyjemności, ale często gubiony jest po drodze jego większy cel.

Żyjąc w epoce przyspieszenia i jak ja ją nazywam "epoce jednorazówek", ludzie często oczekują natychmiastowego zaspokojenia, natychmiastowej przyjemności, również w sferze seksualnej.
W postawie: seks ma zaspokoić mnie, przyjemność seksualna jest czymś, co mi się należy, a nie czymś co chcę ofiarować drugiej osobie, przestaje być on osobowy, staje się instrumentem do uzyskania czegoś.

Sypialnie zapełnione są często jedynie oczekiwaniami, na ogół wynikającymi z dyktatu lansowanej mody, czy tworzonych przez kulturę wartości , a nawet braku wiedzy. Wiele z nich jest nierealnych, pomijają bowiem różne aspekty sytuacyjne, biologiczne, drugą osobę, często powodując frustracje, zranienia itp.
Łóżko staje się bardziej poligonem, laboratorium, gdzie przeprowadza się eksperymenty na zwierzętach, bez troski o ich los, lub wesołym miasteczkiem z krzywymi zwierciadłami, niż miejscem zjednoczenia dwóch ciał i dusz, osobowości wyrażających wzajemnie autentyczną czułość, miłość i przywiązanie.

On chce stosunku płciowego, Ona także go chce. Jednak każde z nich potrzebuje do niego dojść nieco inną drogą.

Być może Jego pragnienie fizycznej jedności jest silniejsze niż jej, gdyż Ona może pragnąć bardziej jedności emocjonalnej , nie znaczy to  jednak, że Ona nie potrzebuje bliskości fizycznej a On emocjonalnej .
Potrzeby seksualne mężczyzny i potrzeby seksualne kobiety, choć różne, są ze sobą splecione, bo tylko wtedy, kiedy połączą obie formy, intencjonalnie szczerze, odnajdą drogę do wspaniałego seksu.

Okazuje się, że intymność lub inaczej bliskość, jest drugą w kolejności potrzebą wyrażaną zarówno przez mężczyzn jak i kobiety. Jednak, mężczyźni rozumieją ją głównie jako zbliżenie seksualne a kobiety jako rozmowę.

Czyli tutaj znów ujawnia się kolejna różnica, niby oczekujemy tego samego, ale różnymi drogami do tego potrzebujemy dojść. Mężczyźni poprzez zbliżenie seksualne, kobiety poprzez obecność mężczyzny w rozmowie.

W kolejnych postach rozszerzenie potrzeb seksualnych z podziałem na obie płci.


Zobacz cz.3 > Pięć potrzeb seksualnych kobiety 





17 lip 2016

Lublin przelotem - znajoma nieznajoma - wehikuł czasu 2015 r. - cz.4

Lublin przelotem - znajoma nieznajoma - wehikuł czasu 2015 r. - cz. 4



Po spacerze wśród zabytkowych kamienic i kościołów wyszłam przez bramę Krakowską.
Ponieważ nie zostało mi zbyt dużo czasu, a i byłam zmęczona, postanowiłam nie zapuszczać się już poza jej obręb.

Stoję więc, rozglądam się, patrzę na bramę, podziwiam.

Nagle spostrzegam młodą kobietę idącą dynamicznym, pewnym krokiem. Widać było, że się spieszy. 
Mimo, że na chwilę przystanęła przed tablicą ogłoszeń, na której wisiał jakiś plakat, ale jakby z zwieszonym w powietrzu krokiem, gotowa by go wykonać i pójść dalej. Jak postać z animacji z na chwilę zwolnioną akcją....

Po sposobie poruszania się czasem można odczytać cechy charakteru danej osoby. Ta z pewnością, była pewna siebie, przebojowa, z naturą "dyrektorską" ( jej sposób poruszania się przypominał mi moją szefową)  Tak myślę.

Nie mniej jednak, nie to zwróciło moją uwagę, a jej wygląd. Przypominała mi pewną kobietę ze zdjęć, które kiedyś widziałam, a której nigdy nie spotkałam -dziewczynę mojego niedoszłego szwagra. Znajomą nieznajomą.

Pomknęła w przejście bramy. Zrobiłam zdjęcie i zawróciłam tą samą bramą na rynek, z zamiarem posilenia się w knajpce żydowskiej, ponieważ polecił mi ją kierowca, z którym przyjechałam.
Szłam za nią. Z ciekawości, czy się mylę, postanowiłam zapytać akurat ją o drogę do "Mandragory".
Podeszłam i poprosiłam o wskazanie drogi. 
Tak, teraz już byłam pewna, że to kobieta ze zdjęć. 

Po krótkiej rozmowie, wymianie uprzejmości i uśmiechów, każda z nas poszła w swoją stronę, ona do ogródka jednej z knajpek, na spotkanie z jakimś brunetem. Ja, nieopodal, do ogródka żydowskiej knajpki "Mandragora".

Dziwne uczucie wiedzieć kim jest osoba, z którą rozmawiamy, podczas kiedy ona nie ma pojęcia kim jestem , a raczej byłam. Czułam się trochę jak James Bond. ;)



9 lip 2016

Lublin przelotem - w Zamku - wehikuł czasu 2015 r. - cz.2

Lublin przelotem - w Zamku  - wehikuł czasu 2015 r. - cz.2


> poprzedni post:  cz.I - Mój pierwszy raz BlaBlaCar'em do Lublina


Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę po wysadzeniu mnie z samochodu przez kierowcę, z którym przyjechałam, przed Zamkiem Lubelskim, będącym jednocześnie główną siedzibą Muzeum Lubelskiego,  były wysoookie schody prowadzące do wejścia.

Myśl, która mi zaświtała, że przecież musi być
podjazd, choćby dla niepełnosprawnych....
Nie było.

I tu  zaczyna się "odwieczne" : trzeba gdzieś
zostawić walizkę.

Strategię mam już wypracowaną od lat, ponieważ od momentu wypadku, zaczęłam jeździć z walizką na kółkach nawet na wycieczki wędrowno -"objazdowe" ( bez własnego samochodu ) i w góry :D.

Rozglądam się. Wzdłuż ulicy przy parkingu ciągnie się szereg barów i sklepów. Bary malutkie, sklepy zamykane o 18.00. Za wcześnie. Skręcam w boczną uliczkę. Tuż za rogiem widzę spożywczy, zerkam na godziny otwarcia i widzę godz. 21.00.  To jest to! :)

Wchodzę więc, kupuję małą butelkę marchewkowo-bananowego soku dla dzieci. Grzecznie pytam panią, czy mogłabym zostawić walizkę pod jej opieką, tłumacząc, że jestem przejazdem i chciałabym pozwiedzać miasto.
Pani nie jest zdziwiona. Podejrzewam, że z mojego osobistego patentu korzystają też inni i być może, nie pierwszy raz jej się zdarza przeznaczać część powierzchni sklepu na bagażownię. Bardzo miło reaguje i chętnie zabiera ode mnie walizkę.
Nie boję się, że zbyt chętnie, ponieważ nie mam w niej cennych rzeczy a nieduży turystyczny plecak zabieram ze sobą. ;)

Zadanie przechowania gdzieś walizki zostało zrealizowane, mogę już więc swobodnie poruszać się po starym mieście do zamknięcia sklepu, czyli do wieczora.
Na szczęście, bo jak się potem okaże, wszędzie w tych uliczkach nawierzchnię stanowią tzw. "kocie łby" ( nierówna brukowana kostka lub okrągłe kamienie ).

Teraz pozostaje mi tylko uzupełnić herbatę w termosie, bo straszny upał doskwiera zwłaszcza w mieście, podstawą jest więc wystarczająca ilość płynu do picia oraz cień jaki daje kapelusz.
Podchodzę do jednego z okienek jakiegoś baru, proszę o wrzątek, bez problemu uzupełniają mi termos do pełna. Nigdy za to nie płacę. Saszetki z herbatą owocową noszę swoje.

Wyposażona w herbatę, kanapki, lnianą sukienkę i kapelusz ( len latem chłodzi i jest naturalnym filtrem UV ) oraz pożyczony lekki i prosty aparat fotograficzny a także małą karimatkę, mogę zacząć zwiedzanie.
Zaczynam od siedziby głównej Muzeum Lubelskiego ( posiada 7 oddziałów w innych miejscach ) Wdrapuję się na wysokie schody, noga za nogą aż po kres.

Przechodzę przez sale wystawowe, nie ma czym oddychać. Przez zabytkowe okna wlewa się żółtawy żar słońca i smugami światła wdziera się do sal.
Co jakiś czas przystaję przy dużych wiatrakach, ustawionych chyba głównie dla pań pilnujących zbiorów, które przy nich siedzą. Podkradam im trochę chłodu. Niewiele to daje, co jakiś czas wyciągam termos uzupełniając płyny.

Zbiory - stroje ludowe


Zbiory interesujące. Zwracam uwagę na stroje ludowe, pod kątem zdobień. Ciekawią  mnie techniki wykonania haftów, aplikacji, sploty tkackie tkanin lnianych oraz symbolika.

Ubrania nie dość, że ładne to jeszcze zdrowe, ponieważ uszyte z naturalnych tkanin dostępnych na naszych terenach.  Len jako warstwa spodnia ubrania i wełna jako warstwa wierzchnia. Oba rodzaje mają dobre właściwości termiczne. Len dobrze chłodzi latem, grzeje zimą ( jako warstwa spodnia ) , ponad to chroni przed promieniowaniem UV, jest naturalnym filtrem. Dobrze wchłania pot, jest niezwykle wytrzymały ( np. pranie go wręcz wzmacnia ). Wełna natomiast zapewnia dobrą izolację przed zimnem.
Tkaniny naturalne mają jeszcze jedną ważną dla zdrowia właściwość - "zbierają" szkodliwe jony dodatnie z powierzchni ciała.

Zdaniem starożytnych Słowian konieczna była ochrona wszystkich otworów w ubraniu ( kołnierz, rękawy, dół sukni ) za pomocą wyhaftowanych symboli. W ten sposób broniono centrów energetycznych i ich kanałów przebiegających w ludzkim organizmie, przed wnikaniem ciemnych energii.
Symbole te zachowały się do dzisiaj w haftach strojów ludowych, choć ich znaczenia giną we mgle zapomnienia. Niektóre udało mi się odnaleźć w zdobieniach strojów wyeksponowanych w muzeum.

Kolory haftów również były ważne. Jeszcze w XXw., tak jak u starożytnych Słowian stosowano często kolor czerwono-czarny.
Czerwony u starożytnych Słowian symbolizował ogień, słońce oraz krew, uosabiał siły życiowe i męską energię. Czerń natomiast była kolorem Matki Ziemi, symbolem płodności. Oba wzajemnie się uzupełniały i najczęściej stosowano je w haftach na ubiorach kobiecych.
Do odzieży męskiej stosowano ciemno niebieski, który symbolizuje niebo i wodę, a który nie pozwalał noszącemu taką odzież, ginąć od żywiołów, oraz ułatwiał refleksje nad sobą i samodoskonalenie. Zielony natomiast był symbolem roślinności i fauny i miał chronić mężczyznę od ran. ( źródło dotyczące symboliki : Ringing Cedars of Russia ) 



Przychodzi refleksja na temat "postępu" jaki się dokonał na przestrzeni wieków.
Dawniej ludzie ubierali się w tkaniny naturalne, len, wełnę, które mają korzystne dla człowieka właściwości. Coś, co wtedy było standardem na naszych terenach ( luksusem był pewnie jedwab sprowadzany z chin, tkaniny których na danym terenie nie można było wyprodukować ), na jaki pozwolić sobie mógł każdy, obecnie jest luksusem dla wybranych , zamożniejszych.

Postęp czy uwstecznienie?

Czy to jest postęp, że ludzie odeszli od tego co dla człowieka naturalne, zdrowe, korzystne  i zrobili z tego luksus, niedostępny dla większości, zamieniając ten dawny standard na sztuczne , szkodliwe dla zdrowia ubrania, produkty, żywność.
O ubiorze i tkaninach napiszę kiedyś nieco więcej.


Dziwne  i ciekawe przedmioty


Zwiedzając muzea ze zbiorami etnograficznymi zawsze interesują mnie przedmioty codziennego użytku, głównie z tego względu, że wiele z nich już wyszło z użycia na skutek rozwoju techniki ale również dlatego, że dawniej były wykonywane często ręcznie, więc każdy z nich ma "duszę", jest zazwyczaj po prostu ładny.

Tak było i tym razem. Moją uwagę zwróciły nożyczki do "objaśniania" świec z 1850 r. Zapewne chodziło o to by wypaloną zwisającą część knota obciąć i uzyskać jaśniejszy płomień świecy.

Innym przedmiotem, który mnie zaciekawił był
przyrząd do układania włosów - falownica, używany przez elegantki w początkach XX w. Zasada działania w zasadzie taka sama jak we współczesnych falownicach, tyle, że urządzenie bardziej ekonomiczne, bo nie zużywa prądu, a nagrzać je sobie można nawet w ognisku ;)

Mój wzrok przykuł także koszyczek z filigranu, z 1800 r., z powodu takiej samej techniki wykonania jak mój stary srebrny pierścionek, który kiedyś otrzymałam w prezencie od chrzestnego, dzisiaj już mocno sfatygowany i raczej zostawiony na pamiątkę niż noszony.

Technika filigranowa daje wizualnie delikatny efekt, ponieważ polega na wykonaniu całego przedmiotu ( lub zdobieniu go ) z cienkich drucików ułożonych w ażurową, wzorzystą siatkę.
Do tego celu używa się drucików złotych lub srebrnych, złożonych podwójnie i skręconych ze sobą, a następnie rozklepanych, ich brzeg tworzy wtedy charakterystyczne ząbki. Potem są łączone ze sobą w różnorodne wzory, lub mocowane do podłoża za pomocą lutowania.
Jako uzupełnienie filigranu stosowano technikę granulacji, czyli dolutowywania malutkich kuleczek na ornament filigranowy..
Obie techniki są bardzo stare, znane w starożytności, zwłaszcza rozwinięte u Etrusków.

Tak sobie pomyślałam, że być może od tej techniki wzięło się określanie osób drobnej , delikatnej budowy ciała jako "filigranowych" :)

Przechodząc przez salę z wyeksponowanymi meblami, moją uwagę zwrócił okrągły drewniany stolik z drewnianą inkrustacją. Nie było by w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że inkrustacja wykonana została w formie miniaturowych scenek rodzajowych, co w/g mnie jest mistrzostwem technicznym i świadectwem cierpliwości rzemieślnika.

Inkrustacja to technika zdobienia polegająca na
wycinaniu wgłębień w podłożu i wklejanie w to miejsce odpowiednich kształtów z różnych materiałów ( różne gatunki i kolory drewna, kość słoniowa, masa perłowa, kolorowe kamienie, metal ). W przypadku tego stolika, podłoże jest drewniane i inkrustacja również z drewna. Tworzy to jakby mozaikę.

Okazało się, że to stół do gry w Gąskę. ( zdjęcia
obok, niestety niezbyt ostre, robione bez lampy błyskowej )
Zaciekawiona tym faktem, poszperałam próbując dowiedzieć się co to za gra, myśląc sobie, że musiała być popularna skoro plansze do niej posiadały taką kunsztowną postać.

Gra w gąskę była grą planszową o 63/ 64 ( na tym akurat stoliku więcej ) polach, gdzie rzut kostką wyznaczał ilość pól do przejścia , przy czym czasem trafiało się na pola "trefne" ( często oznaczone czaszką i określane jako więzienie lub labirynt, piwiarnia albo śmierć ), które pionka cofały lub na pola premiowane ( najczęściej oznaczone obrazkiem gęsi ), które posuwały grającego do przodu. Zwyciężał ten, kto pierwszy dotarł do mety.
Ścieżka pól planszy najczęściej ułożona była w formę ślimaka. Charakterystyczną cechą gry w epoce, w której powstała była konstrukcja pozwalająca na powstanie nieskończonej liczby scenariuszy, zależnej od wyobraźni autora planszy. Tak więc wariantów gry w gęś istnieje co najmniej kilka tysięcy.
Szczegółowe zasady gry, określające utratę kolejki rzutu, cofnięcie się, przejście do przodu o określoną liczbę pól lub rozpoczęcie gry od początku, były zmienne, dlatego też często umieszczano je pośrodku danej planszy. Reguł było zawsze dwanaście.

Gra pochodzi z XVI w. W 1606 r. Hieronim Morsztyn, wymieniając różne "krotochwile", pisał, że z "białą płcią" można "gąskę grać".
Najstarsza znana w Polsce plansza do gry w gęś pochodzi z roku 1721 i znajduje się w zbiorach Biblioteki Jagiellońskiej. jest to jednak pojedynczy przypadek, ponieważ kolejne pojawiły się dopiero w XIX wieku.

Ciekawe były też stare instrumenty muzyczne  jak : cymbały, lira, harmonia pedałowa, którą pierwszy raz widziałam.Z cymbałami zawsze kojarzyć będzie mi się powiedzenie nauczycielki z podstawówki, która "postępy" w nauce niektórych uczniów komentowała: "Cymbalistów było wielu." ... ;)




Militaria - Perski komplet uzbrojenia paradnego


W sali wystawowej z uzbrojeniem polskim i obcym XIV - XX w. obejrzałam sobie broń białą i pistolety , te starsze pięknie ozdobione. 
Jednak najbardziej zaciekawił mnie komplet perskiego uzbrojenia paradnego. Zaintrygowała mnie postać człowieka z rogami, takimi jakby kozimi, umieszczona w centrum tarczy i twarze pobnego ale z byczymi rogami, przy jej brzegach.
Nie wiem co to za postać, udało mi się znaleźć tylko taką wzmiankę jak na razie :

 " ...byki z ludzką twarzą, to prastary motyw ikonograficzny Sumeru! Tak przedstawiany był m.in. Nergal, bóg podziemia, strażnik bram. Przy wejściach do najważniejszych budynków w Mezopotamii stawiano wielkie rzeźby takich istot, często jeszcze opatrzonych skrzydłami. "

"Tak czy inaczej byk czy to w postaci "czystej", czy hybrydycznej zawsze związany jest z najważniejszą warstwą wierzeń religijnych, a także symboliką królewską. "

 ( źródło : http://therationalist.eu.org/kk.php/t,402 )


Niestety nie zwiedziłam Kaplicy Trójcy Świętej ( z jej malowidłami bizantyjsko-ruskimi, ufundowanymi przez Władysława Jagiełłę, które są wybitnym zabytkiem na skalę międzynarodową )
, nie widziałam stołu z Trybunału Koronnego z "czarcią łapą",  ani wystawy czasowej, bo to wszystko kosztowało oddzielnie. Może następnym razem jak będę przejazdem w Lublinie.


Na dziedzińcu Zamku Lubelskiego


Po ponad dwóch godzinach, spędzonych w dusznych muzealnych salach, jestem wykończona, zaczyna boleć mnie głowa. Siadam w holu wejściowym, naginam swoją "silną wolę" (staram się nie brać tabletek przeciwbólowych ) i łykam procha przeciwbólowego, bo przecież muszę się jeszcze potem dostać do Zamościa o własnych siłach. Potem korzystam z dobrodziejstwa zimnej wody w łazience, schładzam twarz, kark.
Po kilkunastu minutach tabletka zaczyna na szczęście działać.

Nadchodzi godzina zamknięcia muzeum czyli 18.00.
Pozostaje mi do zwiedzenia jeszcze dziedziniec zamku z basztą, na której znajduje się taras widokowy. Tę część zamku można zwiedzać do godz. 20.00.
Tyle, że nie mam ochoty człapać się tam z plecakiem. Nie pamiętam już, jak to się dzieje, że pan z ochrony pozwala mi zostawić plecak w szatni muzeum. Umawiamy się, że jak wrócę, to zadzwonię do drzwi i  otworzy mi, bym mogła go zabrać.
Zabieram tylko reklamówkę, a w niej kanapki i pusty już termos, który uzupełniam jak zwykle wrzątkiem, w restauracyjce zamkowej.

Wychodzę na dziedziniec, słońce chyli się powoli ku horyzontowi, nie świeci już tak ostro,  łagodnie obejmuje zarysy bryły i detale budowli.

Początki zamku związane są z powstaniem w XII w. kasztelanii lubelskiej. Za czasów Kazimierza Sprawiedliwego został wzniesiony na wzgórzu gród umocniony drewniano- ziemnym wałem.

W pierwszej połowie XIII w. w obrębie górnej części zamku wzniesiono murowaną wieżę obronno - rezydencjalną ( donżon, stołp ). Dała ona początek murowanej zabudowie zamku, który wzniesiono za panowania Kazimierza Wielkiego w XIV w. i otoczono murem obronnym. Wówczas też, najprawdopodobniej powstał gotycki kościół zamkowy pod wezwaniem Trójcy Świętej pełniący funkcje kaplicy królewskiej.


Około 1520 r. Zygmunt Stary zapoczątkował przebudowę zamku na okazałą rezydencje królewską.
W 1569 r. obradował tutaj sejm, na którym podpisano akt unii polsko- litewskiej - unię lubelską.

W XVII w., w wyniku wojen zamek uległ zniszczeniu. Ocalały jedynie najstarsze budowle : kaplica i baszta.

W latach 1824-1826, z inicjatywy S. Staszica i wg projektu S. Stompfa, wzniesiono na wzgórzu nową budowlę w stylu neogotyku angielskiego, przeznaczoną na więzienie kryminalne Królestwa Kongresowego.
Potem było tu więzienie carskie, głównie dla uczestników walk o niepodległość, m.in. powstańców styczniowych 1863 r.
W okresie 1918-1939 odbywali tu również karę członkowie ruchu komunistycznego, działającego przeciw państwu polskiemu. W czasie II wojny światowej, funkcjonowało w nim więzienie hitlerowskie, w którym przed opuszczeniem Lublina dokonali oni masowego mordu na 300 więźniach zamku.
Po wojnie natomiast budynek przeznaczono na polityczne więzienie karno-śledcze, podległe władzom sowieckim a później UB. W latach 1944-1954 więziono tu około 35 000 Polaków. Życie straciło 333 z nich.

Dopiero od roku 1957 zamek zmienił funkcje i jest główna siedzibą Muzeum Lubelskiego.


Baszta ( donżon )


Na dziedzińcu spostrzegam siedzących na ławce dwoje studentów, robiących szkice. Pytam czy mogę się dosiąść.
Siadam i zjadając kanapkę spoglądam im przez ramiona na rysunki, chwilę rozmawiamy. Dowiaduję się, że studiują architekturę.
By nie krępować ich dłużej swoją obecnością ( sama też nie lubię jak ktoś zerka mi na dłonie w trakcie rysowania ), dopijam herbatkę i idę w stronę baszty zamkowej mieszczącej się w południowym skrzydle zamku.

Wchodzę do baszty, w jej murach jest przyjemnie chłodniej.

Baszta to jedyny po tej stronie Wisły zabytek sztuki romańskiej wzniesiony około połowy XIII w.
Zachowała się w oryginalnym stanie, nie ulegając na większą skalę przebudowie.
Posiada formę cylindrycznej budowli stanowiła główne centrum umocnień, wewnątrz pierścienia obronnego.  Budynek jest podpiwniczony, posiada trzy kondygnacje.
We wnętrzu znajduje się sklepiona spiralna klatka schodowa, biegnąca w grubości muru od najniższej piwnicznej kondygnacji aż na taras widokowy.

Wdrapuję się powoli na wąskie stromawe schodki.

Na poszczególnych kondygnacjach zaaranżowane są wystawy historyczne poświęcone martyrologii więźniów Zamku Lubelskiego. Oglądając je docieram na sam szczyt.
Przede mną rozpościera się panorama starego miasta ze sterczącymi wieżyczkami zabytkowych kościołów.

Tym razem nie dopada mnie lęk wysokości, jest dość szeroko, barierka zewnętrzna odsunięta znacznie od krawędzi tarasu.
Nie mam problemu nawet, by przy niej stanąć i pozować przez chwilę do zdjęcia.
Schodzę, przy wyjściu wdaję się w pogawędkę z panem sprawującym pieczę nad obiektem. Gawędzimy luźno, ale też opowiada mi co jeszcze warto zwiedzić w Lublinie. Pewnie następnym razem, jak tutaj będę, skorzystam. Żegnam się i przechodzę w kierunku zamkniętych drzwi muzeum.

Tak jak się umawiałam z panem ochroniarzem, dzwonię, drzwi otwierają się, zabieram z szatni
plecak, dziękuję miłemu panu i wychodzę przez bramę zmierzając w kierunku rynku tym razem drogą wiodącą nad ulicą z parkingiem, czyli ulicą Zamkową, w kierunku Bramy Grodzkiej.

Odwracam się i z dala patrzę jeszcze na bryłę zamku. Świeci się teraz złotym blaskiem już prawie wieczornego słońca.



  








7 lip 2016

Mój pierwszy raz - Bla Bla car'em do Lublina - wehikuł czasu 2015 r. - cz.1

Mój pierwszy raz - Bla bla car'em do Lublina - wehikuł czasu  2015 r. - cz. 1



Podróże, nawet po kraju stały się dla wielu Polaków zbyt drogie.

W dodatku wraz ze wzrostem cen biletów np. autobusowych pogorszył się komfort podróżowania nimi. Przede wszystkim wszechobecna likwidacja dworców PKS a co za tym idzie brak dostępu do toalet przed i w czasie podróży, brak toalet lub nieczynne w autobusach na dalsze trasy ( co jest wręcz niehumanitarne ), niewygodne siedzenia ( jak dla olbrzymów o wzroście 2 metry ).

Natomiast podróżowanie stopem jest niebezpiecznie dla samotnej kobiety, nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, więc tak nie podróżuję.

Alternatywą jest transport stopem ale z zarejestrowanymi na portalu np. "BlaBlaCar" kierowcami. Udając się do Zamościa postanowiłam skorzystać z takiej możliwości.

Bezpośrednio do Zamościa nikt w tym terminie nie jechał, pomyślałam więc, że przy okazji zwiedzę sobie Lublin.
Po wyszukaniu kierowcy, który jechał do Lublina zadzwoniłam i umówiłam się na podróż.
Moje miasto leży poza trasą, więc niestety pierwszy etap polegał na dostaniu się autobusem do miasta obok, na stację benzynową przy trasie przelotowej, gdzie miałam zaczekać.

Wylądowałam więc na tej stacji za miastem, z walizką na kółkach i plecakiem. 
Znajdował się za nią hotel z ogródkiem restauracyjnym. Cyknęłam fotę zabawnym parasolkom w formie kapeluszy. 

Był skwar. Przede mną półtorej godziny oczekiwania. W środku za duszno, na zewnątrz nie było gdzie usiąść. Zawłaszczyłam więc kawałek trawnika , wcześniej zapytawszy o zgodę. 
Zległam na rozłożonej karimacie z poduszką ( którą przeważnie wożę ze sobą ) pod głową i w takiej relaksowej pozycji, nieco przysypiając, słuchałam bzyczenia angielskich fraz z mp3. 
Czas mi się dłużył. Gapiłam się w niebo. Monotonię błękitu przerwał na chwilę krążący nade mną charakterystycznym, powolnym ruchem, jastrząb,  po czym oddalał się majestatycznie, zataczając  szerokie koła.

Nadszedł umówiony czas. Kierowca zadzwonił, przepraszał za opóźnienie. 
Okazało się, że z tej stacji benzynowej będzie wsiadała razem ze mną jeszcze inna kobieta. Ucieszyło mnie to, zawsze raźniej i bezpieczniej we dwie.
Wreszcie nadjechał, młody sympatyczny facet, załadował nasze bagaże i ruszyliśmy. Samochód wygodny ( nie znam się na markach, zapomniałam ), tylko upał doskwierał mimo jako takiej klimatyzacji. 
Podróż minęła dość szybko, trochę przysypiałam, trochę rozmawiałam z kierowcą.
Wysadził mnie na parkingu przy samym Zamku Lubelskim. 

Podsumowując:

Całkowity czas trwania podróży ( wraz z dojazdem do miasta wyjazdu, oczekiwaniem na stacji benzynowej i dojazdem do Zamościa ) był taki sam lub dłuższy niż autobusem. 
Plusem był komfort jazdy, możliwość zatrzymania się w każdej chwili i skorzystania z toalety, co w przypadku autobusu jest niemożliwe.
Koszt podróży wyniósł tylko nieco taniej ( ale jednak taniej ) niż najtańszy bilet autobusowy, ze względu na te przesiadki ( do miasta z którego był wyjazd i z lublina do Zamościa ), które były realizowane autobusami.

Pewnie jeszcze kiedyś skorzystam, może na tej samej trasie z tym samym kierowcą ( który jeździ co jakiś czas do rodziny w Lublinie )