Lublin przelotem - znajoma nieznajoma - wehikuł czasu 2015 r. - cz. 4
Po spacerze wśród zabytkowych kamienic i kościołów wyszłam przez bramę Krakowską.
Ponieważ nie zostało mi zbyt dużo czasu, a i byłam zmęczona, postanowiłam nie zapuszczać się już poza jej obręb.
Stoję więc, rozglądam się, patrzę na bramę, podziwiam.
Nagle spostrzegam młodą kobietę idącą dynamicznym, pewnym krokiem. Widać było, że się spieszy.
Mimo, że na chwilę przystanęła przed tablicą ogłoszeń, na której wisiał jakiś plakat, ale jakby z zwieszonym w powietrzu krokiem, gotowa by go wykonać i pójść dalej. Jak postać z animacji z na chwilę zwolnioną akcją....
Po sposobie poruszania się czasem można odczytać cechy charakteru danej osoby. Ta z pewnością, była pewna siebie, przebojowa, z naturą "dyrektorską" ( jej sposób poruszania się przypominał mi moją szefową) Tak myślę.
Nie mniej jednak, nie to zwróciło moją uwagę, a jej wygląd. Przypominała mi pewną kobietę ze zdjęć, które kiedyś widziałam, a której nigdy nie spotkałam -dziewczynę mojego niedoszłego szwagra. Znajomą nieznajomą.
Pomknęła w przejście bramy. Zrobiłam zdjęcie i zawróciłam tą samą bramą na rynek, z zamiarem posilenia się w knajpce żydowskiej, ponieważ polecił mi ją kierowca, z którym przyjechałam.
Szłam za nią. Z ciekawości, czy się mylę, postanowiłam zapytać akurat ją o drogę do "Mandragory".
Podeszłam i poprosiłam o wskazanie drogi.
Tak, teraz już byłam pewna, że to kobieta ze zdjęć.
Po krótkiej rozmowie, wymianie uprzejmości i uśmiechów, każda z nas poszła w swoją stronę, ona do ogródka jednej z knajpek, na spotkanie z jakimś brunetem. Ja, nieopodal, do ogródka żydowskiej knajpki "Mandragora".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz