Strony

3 paź 2016

M jak Misiek

M jak Misiek



Misiek był ( piszę "był" bo pewnie już nie żyje, nie mam kontaktu ze znajomymi od kilku lat, a wtedy nie był już młodym psem ) psem zaprzyjaźnionego ze mną małżeństwa. Jeżdżąc po Polsce zawsze zabieraliśmy go ze sobą.
Trzeba się było liczyć z tym, że w samochodzie  będzie pełno jego rudej sierści, na naszych ubraniach też. Nie będę udawać, że mnie to nie wkurzało ;) , jednak Miśka mało to obchodziło, pchał się z mordą na kolana i wylegiwał na siedzeniach.

Mówili o nim "pies przewodnik", bo w górach zawsze potrafił wybrać właściwą dróżkę, nawet jak właściciele pomylili szlak. Mimo wieku, dawał radę kondycyjnie.

W trakcie zwiedzania różnych obiektów, jego miła mordka wzbudzała powszechną sympatię i często dostawał wody do picia od ludzi pilnujących obiektów, czy autochtonów. Potrafił się znaleźć towarzysko i wkraść w serca wszystkich  ;)

Odwiedził z nami wszystkie miejsca, tylko w jednym miejscu, w Golubiu Dobrzyniu, nie pozwolono mu wejść na dziedziniec zamkowy i został z właścicielem za bramą. Dlatego nie podobało mi się to miejsce i ci ludzie.

W czasie jednego z wyjazdów na Dolny Śląsk, do krainy wygasłych wulkanów ( tak, w Polsce też kiedyś były wulkany, o czym nie każdy wie ), weszliśmy na Ostrzycę (501 m.n.p.m ) we wsi Proboszczów.
Wiedzie tędy szlak na sam szczyt, ostatni etap po schodkach ( ostatnio byłam tam sama kilka lat temu , szlak był nieco zaniedbany po przejściu wichur i zwaleniu drzew, ale dało się nim przejść , jak wygląda teraz nie wiem ), czas potrzebny na dostanie się tam to ok 30 minut.
U podnóża góry zrobiony jest parking z miejscem na ognisko i ławeczkami. Wtedy był dziki i kameralny, teraz się skomercjalizował jak wszystko i zrobiono miejsce biwakowe bardziej uporządkowane, więc podejrzewam , że spokoju już tam nie ma... ( szkoda mi tych kiedyś bardziej dzikich i mało znanych terenów, gdzie nie było tłumów turystów, jest ich coraz mniej, stają się zadeptywane  )

Ostrzyca jest kominem wygasłego wulkanu sprzed ok.5 mln. lat,  z jej szczytu rozpościera się widok na całą okolicę. Nazywana jest Śląską Fudżi- jamą. Na samym szczycie było skalne wgłębienie, pewnie pozostałość krateru, obok rosły krzaki dzikich róż, które wyglądały pięknie jak kwitły , w dodatku pachniały.
To wszystko tworzyło romantyczny klimat.

Kiedy byłam tam za trzecim razem, krzaki róż, już nieco zarastały wgłębienie. Obecnie nie wiem jak to wygląda.

W każdym razie podczas tej wycieczki ze znajomymi, Misiek od razu znalazł sobie miejsce do wypoczynku, i jakby był u siebie, wymościł się we wgłębieniu skał i przysnął. Wzięłam z niego przykład, ułożyłam się na skalnym wgłębieniu obok, przytulając do "pluszaka" :)


Znalazłam jeszcze inne zdjęcie Miśka z chwili wcześniej albo później:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz