Jak nie pomagać żeby pomóc...
Idąc kiedyś ulicą spotkałam pewną kobietę, której właściwie nie znałam ( Spotkałyśmy się tylko ze dwa razy, ponieważ miała wziąć ode mnie psa, który się przybłąkał i którym się zaopiekowałam ale nie mogłam go zatrzymać. Koniec końcem pies wolał być u mnie i został :) ).
Po zwyczajowym "dzień dobry" przystanęłyśmy, po kilku słowach powiedziała, że zmarł jej mąż i rozpłakała się... Nie znalazłam słów pocieszenia, jedyną rzeczą jaką mogłam wtedy zrobić i zrobiłam naturalnie, niejako automatycznie było objęcie ją i przytulenie...Tak przez chwilę trwałyśmy.
Podobna sytuacja zdarzyła się z mamą koleżanki , która na skutek problemów małżeńskich była w złym stanie psychicznym.
Ile razy np. ludzie przewlekle chorzy, z depresją, czy bezrobotni lub przygnieceni przez życie, słyszą od otoczenia ( nawet bliskich ): "weź się w garść ", " zrób coś z tym", "wyjdź do ludzi", "przestań się lenić", "szukasz wymówek żeby się nie rozwijać" itd. itp. tak jakby oni sami nie wiedzieli, że powinni coś ze swoją sytuacją zrobić ale nie bardzo mają możliwości, czy nie bardzo mają siłę.
Czasem najlepszą rzeczą jaką możemy zrobić ( zwłaszcza kiedy nic nie możemy zrobić ), jest bycie przy drugim człowieku, w troskach, w chorobie itp.
Tak po prostu, nie z litości, nie z myślą "pomagania", nie z łaski, nie użalając się, nie dając "dobrych" rad, ale spędzając z tą osobą czas, wysłuchując jeśli potrzebuje się wygadać, być "przy" i "z", dzieląc się swoim optymizmem, uśmiechem, obdarzyć wyrozumiałością, spędzać ciekawie czas, czasem coś zorganizować, wyciągnąć z domu..
Po prostu BYĆ.
Nie tylko na dobre ale też na złe.
Niby nic a tak wiele...