26 gru 2018

W tradycji przodków tych dalekich i tych bliskich

W tradycji  przodków tych dalekich i tych bliskich



Tym, którzy celebrują święta w/g tradycji swoich przodków jeszcze pamiętanych, spokojnego i wesołego kolejnego dnia świąt Bożego Narodzenia.


Radosnego przeżywania świąt Szczodrych Godów ( trwających dłużej niż powyższe święta ) tym, którzy sięgają po jeszcze wcześniejsze dziedzictwo przodków.

Nazwa tych świąt ma głębszy sens...

Bądźcie szczodrzy dla siebie i innych nie tylko materialnie i niech inni będą szczodrzy dla Was.









17 lis 2018

Pozew przeciwko Skarbowi Państwa i władzom lokalnym odnośnie bierności w działaniach na rzecz zaprzestania zatruwania powietrza

Pozew przeciwko Skarbowi Państwa i władzom lokalnym odnośnie bierności w działaniach na rzecz zaprzestania zatruwania powietrza



"Wolszczak zarzuca decydentom, że nie walcząc ze smogiem, niszczą jej zdrowie. I żąda on nich symbolicznego zadośćuczynienia w kwocie 5 tys. zł, które zamierza przekazać na cel charytatywny. – Smog po prostu nas zabija. Trzeba stanąć na głowie, żeby rządzący zajęli się tym problemem – mówi nam zdenerwowana gwiazda. "

"Poza nią podobne pozwy w ramach akcji #pozywamsmog złożyli m.in. aktorka Katarzyna Ankudowicz (37 l.) czy dziennikarz Mariusz Szczygieł (52 l.). Jednak jak dotąd tylko Wolszczak doczekała się terminu rozprawy. "

przedruk z :

http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/wolszczak-pozwa%c5%82a-pa%c5%84stwo-zarzuty-s%c4%85-powa%c5%bcne/ar-BBPO0g4?li=BBr5MK7&ocid=iehp


U mnie najwięksi truciele to mieszkańcy domów komunalnych, czyli de facto władze miejskie i spółki miejskie, bo to budynki miejskie a zarządzają nimi władze miejskie i spółki miejskie.
Trują wszystkim czym się da, śmieciami plastikowymi, oponami i starymi meblami, oraz kiepskiej jakości węglem ( pewnie tym od ruskich z asfaltem ).

Mimo wielu zgłoszeń mieszkańców do straży miejskiej i na policję nic z tym nie robią.
Straż miejska twierdzi, że oni mogą tylko wejść , otworzyć piec i widza tam węgiel albo drewno. Zbadać jakiej jakości to węgiel już nie mogą, bo nie maja kasy albo nie przyjdzie im to do głowy. Dronem zbadać dymu też nie mogą, bo jak mi powiedzieli, nie mają drona ani kasy na drona, bo drona ma w Polsce tylko straż miejska w Krakowie.
I oczywiście  w obrębie tego samego państwa, nie mogą sobie drona pożyczać.....no bo...nie.

Zgłoszenia na policję są zwyczajnie śmieszne, od policjanta usłyszałam " my musimy mieć dowody"...no i oczywiście to obywatel powinien te dowody im dostarczyć...żenada...

Moim zdaniem te służby powinny zniknąć z powierzchni ziemi, bo są zbędne skoro obywatel sam sobie ma załatwiać sprawy i skoro na nic nie mają kasy. Tymczasem ostatnio dostali duże podwyżki! Za nic nierobienie, za bycie w gotowości do chwycenia za mordę jak się w końcu naród zbuntuje ( ten sam który im płaci te pensje i z którego kieszeni mają te podwyżki )

Prawda jest taka, że ręka rękę myje i przecież nie zrobią koło tyłka spółce miejskiej ani władzom, dla których realnie pracują ( choć powinni dla obywateli bo to obywatele im płacą pensje)

Zgłoszenie do sanepidu i odpowiedź, że oni się tym nie zajmują, powietrzem zajmuje się ochrona środowiska....tak jakby to nie wpływało na zdrowie nie tworzyło epidemii ( choćby raka) , ale pani z sanepidu była na tyle pomocna, że napisała oficjalne pismo z sanepidu do prezydenta miasta w tej sprawie.
Otrzymałam taką informację na piśmie...odpowiedzi nie otrzymałam, bo prezydent jest zbyt zajęty walką o stołek i utrzymaniem się na nim, oraz tworzeniem bzdetów w mieście, niż kluczowymi dla mieszkańców miasta sprawami w obrębie w dodatku swojego własnego podwórka ( to ich zasoby komunalne trują )

A problem można by rozwiązać bardzo prosto, przyłączając domy komunalne i prywatne do sieci miejskiej, albo co sensowniejsze montując im instalacje fotowoltaiczne, bo pieniądze na to są z dotacji unijnych i miasto w pierwszej kolejności to powinno zrobić a zakłada takie instalacje na wielorodzinnych dużych budynkach ( za ta kasę można by wyeliminować problem zatruwania miasta przez wszystkie te domki komunalne ) , które nie emitowały trucizn z kominów bo ich nie miały, bo były podpięte pod sieć....

Takie inwestycje mogą poczekać, tymczasem planuje się kolejne dwie takie...no ale na rozwiązanie problemu trucia całego miasta przez domy komunalne z piecami węglowymi "nie ma" kasy... bo w tym drugim przypadku nie da się na tym zarobić.

Ci ludzie, którzy mieszkają w tych domach komunalnych z kominami , sami o te dotacje nie wystąpią, bo się na tym nie znają albo nie mają prywatnie pieniędzy na udział własny.


Wynika z tego że w Polsce w tej wszechobecnej fikcyjnej trosce władz ( na każdym szczeblu) o dobro Polaków pozostaje jedynie drogą sądową,  jednak o tyle o ile panią Wolszczak czy innych celebrytów na nią stać, to zwykłych Kowalskich już nie bardzo, bo prawnik kosztuje...i na tym bazują "władze"

Tu by się przydał ktoś, kto by się tym zajął bo się na prawie zna, jakiś wniosek zbiorowy o odszkodowania i najważniejsze:  zmiana prawa, że tych odszkodowań nie wypłaca się z kasy państwa czy miasta ( de facto z kieszeni podatników również tych zatruwanych )  ale z prywatnych kieszeni konkretnych znanych z nazwiska ludzi siedzących na stołkach najwyższych urzędniczych, odpowiadających za ten stan rzeczy ( niech płacą składki na ubezpieczenie ze swoich pensji od odpowiedzialności zawodowej tak jak to czynią ci na niższych stołkach zawodowych jak lekarze i nauczyciele ), czyli nic nierobienie , czyli z kieszeni prezydentów, sejmu i radnych a nie podatników.

Póki prawo będzie takie, że decydenci za nic personalnie nie ponoszą odpowiedzialności, póty niewiele się w Polsce zmieni na lepsze pod tym względem i innymi zresztą też.

Bo zwykli ludzie nie mają pomocy prawnej bo ich na taka pomoc nie stać a sprawy się ciagna latami.  Ile ludzi w tym czasie zachoruje na raka i choroby układu krążenia i ile umrze?






15 lis 2018

11 lis 2018

Najważniejsza wyrzucona zwrotka hymnu

Najważniejsza wyrzucona zwrotka naszego hymnu



W oryginalnym rękopisie naszego hymnu autorstwa Józefa Wybickiego występuje czwarta zwrotka, której brak we współczesnej zatwierdzonej oficjalnie wersji :







Pytanie, czemu tej zwrotki nie ma w oficjalnym hymnie Polski ( w ustawie z 1980r jest wersja skrócona bez tej zwrotki ) , nie uczy się jej w szkołach itd. podczas kiedy zwrotkę o Basi i jej ojcu ( która ma jednak zadziwiająco ukryty ciekawy przekaz, jeśli człowiek się zastanowi, że może nie chodzić o Polaków w sensie Narodu....ale o tym może innym razem ) pozostawiono w dzisiejszej oficjalnej wersji hymnu. 
Zastanawiające prawda?
Dla mnie odpowiedź jest dość oczywista.

W zwrotce tej autor doradza, iż jedynym warunkiem obronienia się przed dwoma największymi zaborcami, tj. Prusami ( Niemcy ) i Rosją ( Moskale ), będzie OGÓLNONARODOWA ZGODA. Jedynie pod takim warunkiem ojczyzna będzie NASZA.

Jakże to aktualne...

Ci wszyscy, którzy działają na niekorzyść narodu polskiego boją się tej jedności narodowej, robią wszystko, żeby ją rozbić, co im się zresztą udaje ( zubożone społeczeństwo patrzy tylko w michę, lub krzywo jeden na drugiego, jeśli ten drugi ma tylko trochę więcej czy lepiej  )

Ludzie jednak  powoli się budzą, bo tylko zgoda i jedność jak w zwrotce hymnu pozwoli prawdziwie się wyzwolić i być niepodległym państwem i narodem a nie niewolnikami we własnym kraju i w cudzych.


Wersja hymnu z 1902-1912 r., być może najstarsza zachowana , już bez najważniejszej zwrotki. Śpiewa Stanisław Bolewski:

ZOBACZ


Wersja w całości z najważniejszą zwrotką w wykonaniu Kazika :



I kolejna wersja pełna bluesowa :



I  prawdopodobnie pierwszy hymn Polski z roku 1103, który podał Gall Anonim w swojej kronice, w księdze II, rozdz.28.




23 sie 2018

Jak mało jesteśmy - przesłanie nie tylko na dzisiaj.

Jak mało jesteśmy - przesłanie nie tylko na dzisiaj.


"Stan, który określa nasze bycie, to jest stan nieposiadania niczego"

Wtedy chyba możemy poznać lepiej siebie, ale też innych.
Uwolnieni z posiadania zaczynamy chyba widzieć więcej, bo odsłania się więcej i nie chodzi tu bynajmniej o wyzierające rąbki skarpetek z dziurawych, znoszonych trampek, tylko prawdę o tym co jest w nas i na zewnątrz nas, o istotę rzeczy.

Kiedy nie posiadasz niczego, pozostajesz sam z sobą i w relacji z innymi  oraz do świata, intensywniej niż w innej sytuacji, gdy część ciebie zanurzona jest w sprawach związanych z posiadaniem.
Dlatego wtedy nasze bycie tu i teraz jest bardziej odczuwalne i rzeczywiste.














7 sie 2018

Tort urodzinowy bez proszku do pieczenia, z tradycyjnym kremem

Tort urodzinowy bez proszku do pieczenia,  z tradycyjnym kremem


Raz w roku piekę torta i dwa lata temu znalazłam gdzieś w internecie ( źródła nie podam, bo nie pamiętam) przepis na  biszkopt bez proszku do pieczenia, przepis wypróbowałam i teraz się go trzymam.

Lubię tort dobrze nasączony z kremem tradycyjnym, takim jak dawno dawno temu robiła moja i pewnie nie tylko moja, babcia, czyli "ciężkim" i kalorycznym :)

Biszkopt bez proszku do pieczenia


Składniki:

  • 5 jajek
  • 3/4 szklanki drobnego cukru do wypieków ( ja daję dużo mniej bo 1/4 szklanki)
  • 3/4 szklanki mąki pszennej tortowej
  • 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.


Mąkę pszenną przesiać przez sitko i połączyć razem z ziemniaczaną, wymieszać.

Białka jaj oddzielić od żółtek, ubić na sztywną pianę, uważając by ich nie "przebić" ( gdy za długo ubijamy białko może nam się jakby zwarzyć, zrobi się piana wodnista a ma być "sztywna" ). Pod koniec ubijania dodawać partiami cukier, łyżka po łyżce ubijając po każdym dodaniu.
Dodawać po kolei żółtka jaj nadal ubijając.

Do masy jajecznej powoli wsypywać mąkę, bardzo delikatnie mieszać przy pomocy szpatułki, lub rózgi kuchennej, by składniki się połączyły.
Składniki wymieszane delikatnie powodują, że biszkopt będzie puszysty.

Nie należy mieszać przy pomocy miksera!

Tortownicę o średnicy ok 23 cm wyłożyć papierem do pieczenia (samo dno), boki lekko smaruję masłem i ewentualnie obsypuję bułką tartą lekko ( ale niekoniecznie ). Delikatnie przełożyć ciasto, wyrównać.
Piec w temperaturze 160-170 stopni celcjusza około 35-40 minut, lub do tzw. "patyczka" , czyli wbijamy w ciasto patyczek i po wyjęciu sprawdzamy czy się lepi, jak się nie lepi to znaczy, że ciasto jest upieczone.

Gorące ciasto wyjąć z piekarnika. Jeśli się wybrzuszyła na środku (urosła górka), to można z wysokości ok. 30 cm upuścić tortownicę, wtedy ciasto "siądzie", ale ja tego nie robię, bo może za bardzo klapnąć.

Studzimy w temperaturze pokojowej. Po ostygnięciu wyjmujemy z tortownicy.


Krem tradycyjny


Składniki:
  • 1 1/2 kostki masła bez dodatków prawdziwe, leżakowane w tem. pokojowej by było dośc miękkie ale nie roztopione całkiem
  • cukier puder , lub zwykły drobno zmielony ( ja używam często ksylitolu zmielonego) w takiej ilości wedle naszego smaku jaki chcemy słodki mieć krem
  • kakao

Masło miksujemy mikserem z cukrem na masę, częśc zostawiamy białą, do części dodajemy kakao i miksujemy.

Mamy w ten sposób dwa kremy , biały i kakaowy. Można zrobić równiez krem np. truskawkowy, dodając do masy truskawek ( lub innych owoców) i miksując. Kremy z owocami będą bardziej wodniste.


Nasączanie i przekładanie 


Biszkopa przekrawamy długim nożem poziomo na dwie czy trzy części ( w zależności od tego jaki jest wysoki) .

Przygotowujemy w szklaneczce przestudzoną wodę z rumem ,lub nalewką,  może być też  herbata plus wódka, generalnie z takim alkoholem jaki lubimy najlepiej oprócz jakis likierów i gęstych alkoholi.

Łyżką nasączamy przekrojone części biszkoptu, by były lekko wilgotne.

Smarujemy wewnętrzne części, jedną połowkę kremem a drugą połówke dżemem, po czym składamy razem. Wierzch tortu smarujemy kremem i dekorujemy innym odcieniem kremu przy pomocy maszynek do dekoracji tortów.  Możemy udekorować owocami, migdałami , co nam przyjdzie do głowy, można pofantazjować ( gdyby wam w fantazjach przyszło do głowy wyskoczenie z tortu to trzeba wziąć większą ilość składników ;) )

Ja nie wczuwałam się za specjalnie w wyrównywanie kremu na wierzchu i dekorowanie, użyłam jeżyn bo akurat były :D


 ...ale świeczki musiały być a ponieważ ich nie było więc.... rozwiązanie widać na fotce poniżej ;)


Smacznego :)













26 lip 2018

Przesłanie nie tylko na "wczoraj" i dzisiaj

Przesłanie nie tylko na "wczoraj" i dzisiaj


"Temu kto cierpliwie czeka, rzeczy będą objawione, pod warunkiem, że w świetle, nie odrzuci tego, co dane mu było zobaczyć w ciemności "
( Julia Hartwig )

Niektórzy, albo wielu, niestety w "świetle" odrzuca znaczną część z tego, co poznali w "ciemności", nie chcą dostrzec, ani docenić, nie tylko rzeczy, zdarzeń  które ich spotkały i wyciągnąć z nich wiedzy, prawidłowych wniosków, ale również ludzi, którzy wtedy np. trwali przy nich. 

Często nie dociera do nich "ta" objawiona prawda, wolą się trzymać swoich jakiś wdrukowanych złudzeń, bo może tak wygodniej.

W ciemności łatwiej bowiem dostrzec każde niewielkie światełko, każdy płomyk przy którym można się trochę ogrzać, a kiedy robi się jasno, to te światełka już nie są tak bardzo potrzebne i tak ważne i bledną przy blasku słońca....Ludzie szybko zapominają, że jeszcze niedawno było im zimno i coś/ktoś ich ogrzewał, że błądzili samotni w "ciemności" a coś, czy ktoś był tym światełkiem, które sprawiało że trochę łatwiej było ciemność przetrwać, że nie byli sami, bo ktoś był pomimo.....

To często okres "ciemności" pozwala uświadomić sobie to, co ważne w naszym życiu, czasem pokazuje kierunek zmian, pokazuje świat prawdziwych wartości, sprawdza siłę naszych przyjaźni czy miłości, uświadamia nam naszą siłę lub obnaża słabości.

W takim kontekście "mrok" jest szczerym przyjacielem. Jeśli potrafimy cierpliwie przyjąć jego szczerość i nie zapomnieć o niej kiedy przyjdzie "światłość", "rzeczy zostaną objawione".....

Kto będąc w "świetle" ucieka przed nauką z "ciemności", tak naprawdę nigdy z niej nie wyszedł, cieszy się tylko odbitym światłem....





9 lip 2018

Przystań na chwileczkę....

Przystań na chwileczkę


Mamy w życiu różne przystanki, czasem sami sobie je robimy, by odpocząć, zastanowić się, nabrać do czegoś dystansu, czasem czekamy "na".

...Przysiądź na chwileczkę, powiedz kilka ważnych słów,
możemy więcej nie spotkać się znów.
Tych kilku słów z Tobą nie zamienię
i pozostaniemy tylko w bajce ze smutnym zakończeniem....

Ten poniżej mi się podoba, jest taki zapraszający, być może dla samotnych "wędrowców"?
Może inne miejscowości powinny brać przykład i nie tylko w święta?

Wieś Skajboty, niedaelko Olsztyna , zdjęcie z twitter'a Dolina Roztoki 

22 cze 2018

Nie pozwól Unii Europejskiej ograniczyć nam dostępu do treści w internecie.

Nie pozwól Unii Europejskiej ograniczyć nam dostępu do treści w internecie


Dalszy ciąg zabierania nam wolności. Tym razem przez blokowanie treści w internecie. Bo trzeba nie tylko zbierać dane biometryczne, robić z nas niewolników, żeby mieć kontrolę jak w obozach koncentracyjnych, ale jeszcze trzymać ludy za mordy, by nie mogli się porozumiewać bez kontroli i by nie miały dostępu do niszowych treści w internecie ( mniejszych portali itp)

Już wiele niewygodnych treści ( wcale nie łamiących prawa) jest blokowanych przez dostawców, czy administratorów, a co będzie po tym jak wprowadza te ograniczenia).

A podobno reżim jest w krajach arabskich.... tyle że to Europa i Polska stosują coraz większe represje, bo to są represje.

W krajach arabskich jest więcej wolności, tam nikt danych biometrycznych obywatelom nie zbiera, nie ogranicza zakupu narodowej ziemi itd.....

Poczytajcie sami co nam unia i "polski" rząd szykuje:

TUTAJ

Tutaj można wysłać maile do europosłów z protestem:

TUTAJ



17 cze 2018

Kiedy ktoś cie zrani

Kiedy ktoś cię zrani


Przypomniała mi się dzisiaj pewna rada, w formie krótkiego dialogu z kimś,  w sytuacji, kiedy cierpimy na skutek czyjegoś zachowania wobec nas.

- Wiesz, wtedy nie obwiniaj tego kogoś, tylko powiedz tej osobie, że ci przykro i jak źle się z tym czujesz.
- A jak kogoś to nie obchodzi?
- Jak nie obchodzi to pewnie jest bordeline.

Krótko i na temat... ;)

Osobiście, jeśli ktoś mnie rani, to w związku z powyższym, chyba są to w większości akurat ci bordeline, bo ich raczej, albo czasem mówią o tym wprost, nie obchodzi co czuję, więc już nawet nie staram się tego tłumaczyć...

Jeśli kogoś obchodzi co czujesz, to raczej chyba stara się nie ranić, tak sobie myślę, a jak zrobi to niechcący, to o ile to człowiek myślący potrafi raczej po fakcie zorientować się sam i zadziałać by ci to wyjaśnić, przeprosić, naprawić.

No chyba , że zrobił to totalnie nieświadomie i jest totalnie niedomyślny, że kogoś zranił ( taki przysłowiowy słoń w składzie porcelany ), ale czy ja wiem...czy tak się zdarza... ale jeśli, to może w takiej sytuacji warto powiedzieć "zraniłeś mnie" lub może lepiej "czuję się zraniony", o ile w ogóle będzie możliwość powiedzieć.

Tyle, że powiedzenie "zraniłeś mnie" i usłyszenie albo odczucie, że tej osoby to nie obchodzi, jest jeszcze gorsze dla zranionego niż milczenie i nie wyrażenie swoich uczuć. Może dlatego wiele osób milczy i zamyka to zranienie w sobie, czekając z nadzieją aż ktoś sam się zorientuje i wykona jakiś gest.




16 cze 2018

Bezwstydnie naturalnie - czyli śpiewać każdy może....

Bezwstydnie naturalnie - czyli śpiewać każdy może....



Tylko nie każdy o tym wie... A często się wstydzi.

Ptaki po prostu śpiewają, bo mogą. Czy ktoś ma pretensje do ptaków, gdy czasem fałszują? ;)

W obecnych czasach, kiedy życie towarzyskie prowadzi się często bardziej w mediach społecznościowych niż realnie, w czasach, gdy jest łatwiejszy dostęp do "publiki", bo jest youtube, w czasach zabiegania o widzów i słuchaczy przez youtuberów, zaczyna brakować miejsca na niedoskonałości, zwyczajnie ludzkie...również jeśli chodzi o fonię. 

Wytyka się każde najmniejsze niedociągnięcie techniczne, co moim zdaniem blokuje "radosną twórczość" i dzielenie się nią z innymi, ponieważ wiele może dobrych utworów, czy to kompozytorskich, czy wokalnych, ląduje w czeluści przysłowiowej "szuflady", czekając na np. fundusze by kupić lepszy sprzęt nagrywający ( dobry mikrofon to podstawa jednak duży wydatek ) czy muzyczny, podszlifowanie umiejętności technicznych w obróbce elektronicznej dźwięku ( lub kasę by zlecić to komuś innemu ), czy czas by dopracować nagrany utwór.

Czasem zdarzają się jednak "bezwstydni", którzy mają nadzieję, że nie będą zbytnio biczowani za nagranie tandetnym, trzeszczącym, rozpadającym mikrofonem za 15 zł, czy brak obróbki komputerowej nagranego utworku i decydują się podzielić tym co nagrali.

Stwierdziłam, że dołączę teraz do ich grona :D

Od zawsze ludzie mówili mi, że mam miły głos. Nie ukrywam, że czasem to się przydawało a czasem niestety przeszkadzało :)

Miły jak miły, ale żeby śpiewać? 
No owszem, kiedyś tam za "szczeniaka" brzdąkało się z gitarą i mruczało coś przy tym, ale relaksacyjnie i nie wychodziło z tym do szerszego grona.

Niedawno umuzyczniony znajomy usłyszał w moim głosie "to coś" i stwierdził, że mam ciekawy głos i coś fajnego muzycznie można by z nim zrobić, po czym... stworzył pod moją tonację motyw muzyczny i polecił mi ćwiczyć :D

No to sobie poćwiczyłam na własnym ułożonym spontanicznie tekście i okazało się, że jakieś możliwości głosowe mam bo mogę wyciągnąć tak:



Ale póki co kompletnie tego nie potrafię kontrolować i nie wiem, czy będę potrafiła kiedykolwiek, bo nie wiem jak to się robi :D

Dlatego na razie zajawka refrenowa, bardziej zwyczajna bez szaleństw z głosem, wyszła tak trochę chyba słowiańsko ;) :



Ponoć brzmi tajemniczo... ;)

Ci, którzy mnie znają, a którym dałam do odsłuchania, byli zdziwieni że to mój głos, szczerze mówiąc sama byłam zdziwiona kiedy usłyszałam to po zmontowaniu głosu z muzyką ( nagrywałam słysząc muzykę w słuchawkach, ale nagrywał się sam głos, potem został zmontowany z muzyką ale bez żadnych obróbek, jedynie szum z mojego tandetnego mikrofonu znajomy wyczyścił ) 

Niektórym się podoba i nawet zachęcali bym nagrała więcej. Więc nagranie może uleć diametralnej zmianie, w miarę ćwiczenia przeze mnie głosu i tych "końcówek"...albo może nie być już nic nagrywane, sama nie wiem co z tego wyniknie, czy będę mieć wenę i czy zdołam. Póki co napisałam tylko do tego kawałek tekstu zwrotki.

Autora muzy na razie nie podaję, ze względu na "kiepskiej jakości nagranie, nie nadające się do publicznego pokazania". Tak sobie życzył , bo jest mniej bezwstydny niż ja ;)


PS.

Co ciekawe słuchanie tego kawałka spowodowało kilka razy, że przestała mnie boleć głowa i rozluźniły się mięśnie karku, który przestał boleć, więc może coś jest na rzeczy, że działa pozytywnie na system nerwowy i relaksuje mięśnie :D





1 cze 2018

Międzynarodowy protest przeciwko przymusowym szczepieniom.

Międzynarodowy protest przeciwko przymusowym szczepieniom.


Podobno ludzie w europie są wolni, tylko gdzie ta wolność, skoro muszą protestować w obronie czegoś co powinno być naturalne - czyli prawa do samostanowienia, które stanowi istotę wolności.

Kto mieszka w Warszawie albo chce sobie zrobić do niej wycieczkę, może poprzeć tą jakże ważną inicjatywę.

Ze swojej strony polecam film dokumentalny pt." Zaszczepieni" z 2016 r. ( zobacz > TUTAJ ), który wczoraj "leciał" w TV niepublicznej , z którego cztery fakty mnie szczególnie zszokowały:

Szczepionki nie są zakwalifikowane jako leki, więc NIE MUSZĄ być badane z podwójnie ślepą próbą jak leki, dzięki temu koncerny farmaceutyczne ponoszą mniejsze koszty ich wypuszczenia na rynek kosztem większego ryzyka ich przyjmowania przez ludzi.

Produkowana w Kanadzie przez Smith-Kline_Beecham ( ta firma połączyła się z Glaxo Wellcome i utworzyła brytyjski koncern famaceutyczny Glaxo Smith-Kline , który to wypuścił szczepionkę na HPV , która też nie jest dostatecznie przebadana a jest stosowana przez rząd do szczepienia dziewcząt w szkołach za publiczne pieniądze, tym samym robi się badania medyczne na społeczeństwie polskim bez brania odpowiedzialności za ich skutki , ten koncern jest właścicielem Poznańskich Zakładów Farmaecutycznych Polfa, proponuję się zapoznać z tym co ta firma robi w Polsce > TUTAJ )  , szczepionka MMR wywoływała zapalenie opon mózgowych, w związku z czym  wycofano tę szczepionkę z terenu Kanady, w tym samym miesiącu ZMIENIONO NAZWĘ i została zalicencjonowana w Wielkiej Brytanii. Tam również dzieci chorowały od tej szczepionki na zapalenie opon mózgowych, ale DOPIERO po 4 latach wycofano szczepionkę. Szczepionka powinna zostać na tym etapie zniszczona ale nie została. wysłano ją do Brazylii gdzie użyto jej w programie szczepień ( i gdzie jeszcze? pewnie do innych biedniejszych krajów i na wschód) Tam też szczepionka wywołała epidemię zachorowań na zapalenie opon mózgowych.

Amerykańska instytucja rządowa CDC ( Centrum Zwalczania Chorób) dopuściła się oszustwa w badaniach nad szczepionką MMR, która wywołuje autyzm u dzieci,  oszukała cały świat, bo jej badaniami i rekomendacjami kierują się lekarze na całym świecie, również w Polsce, szkoda że bezkrytycznie.

Po publikacji wyników niezależnych badań, z których wynikało , że szczepionka MMR powoduje autyzm i  wydaniu oświadczenia przez naukowców, że szczepionka skojarzona jest niebezpieczna, że badania nad nią były przeprowadzone nierzetelnie i że bezpieczniej jest szczepić dzieci oddzielnymi szczepionkami na odrę, różyczkę i świnkę w jakiś odstępach czasu, Rząd brytyjski cofnął zgodę na import pojedynczych szczepionek. Na pytanie o powód odpowiedziano, że upadł by program szczepień MMR.... Ważniejsze były ustalenia na papierze, jakiś program ( który pewnie był dotowany i środowisko urzędnicze jak i medyczne na tym zarabiało krocie), niż zdrowie i przyszłość obywateli.

Również firma farmaceutyczna Merc zablokowała pojedynczne szczepionki w handlu. ( ta sama , która kiedyś wypuściła na rynek śmiertelny "lek" vioxx, który przez 5 lat był przyczyną 88 - 140 tys. zawałów serca i zabił ok. 44% a milionom uszkodził zdrowie,  dobrze wiedząc co wypuszcza. czytałam , że amerykański startup o nazwie Tremeau Pharmaceuticals pracuje nad przywróceniem vioxxu i ponownym wprowadzeniem go na rynek )

To samo dzieje się w Polsce, choćby ze szczepionką na HPV, która jest rekomendowana przez lekarzy, którzy jednocześnie mają udziały w spółkach medycznych, mających umowę o wykonywaniu szczepień dzieci i młodzieży i biorą za to olbrzymią kasę, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności za późniejsze powikłania!

Etyka tych lekarzy, decydentów urzędniczych nie istnieje.

W dodatku nie ponoszą za nic odpowiedzialności.

I zgadnijcie kto ponosi koszty ewentualnych odszkodowań z tytułu uszkodzeń zdrowia przez szczepionki?
Nie koncerny farmaceutyczne, nie producent , ani dystrybutor ani sprzedawca...tylko budżet danego państwa, czyli my wszyscy. Sprytnie?

Tutaj strona protestu: WEJDŹ



26 maj 2018

Przejęcie kontroli nad zasobami wody w Polsce - zdrada narodowa

Przejęcie kontroli nad zasobami wody w Polsce -zdrada narodowa



Jeśli ktoś jeszcze się łudzi że wreszcie mamy polski rząd to niech sobie uświadomi tę informację :

 " Uprzejmie informujemy, że z dniem 1 stycznia 2018 roku, na podstawie ustawy Prawo Wodne z dnia 20 lipca 2017 roku ( Dz. U. z 2017 r. poz. 1566 ), zostaje utworzona pastwowa osoba prawna Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.
Zgodnie z art. 527 ustawy Prawo Wodne, z dniem wejścia w życie ustawy należności, zobowiązania, prawa i obowiązki Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej oraz regionalnych zarządów gospodarki wodnej, będących państwowymi jednostkami budżetowymi, stają się odpowiednio należnościami, prawami i obowiązkami Wód Polskich. "
źródło : https://warszawa.rzgw.gov.pl/wiadomosci/aktualnosci/panstwowe-gospodarstwo=wodne-wody-polskie

Pewnie po to był cały szum z sądami, oddawaniem mienia itp, by odwrócić uwagę Polaków od sprawy najważniejszej - przejęcia naszych wód w prywatne łapy.


Teraz sobie zgadnijcie w czyich prywatnych łapach są WSZYSTKIE zasoby wodne w Polsce, bo ta spółka jest tylko z nazwy państwowa. 
( polecam dokładne przestudiowanie prawa administracyjnego i kodeksu cywilnego, oraz tego co to są osoby prawne i jednostki budżetowe i czyj jest ich majątek, komu podlegają itd.  )

Ustawa na podstawie której oddano nasze wody jest ZDRADĄ STANU.
Jest to działanie wybitnie na niekorzyść Polaków i Polski ponieważ kontrolę nad zasobami wód daje w prywatne obce łapy.

Jak dużą oddano kontrolę


"Wody Polskie będą wykonywały prawa właścicielskie w stosunku do wód publicznych stanowiących własność Skarbu Państwa, ale z wyłączeniem śródlądowych dróg wodnych o szczególnym znaczeniu transportowym.

Wody Polskie będą również mogły wspierać gminy w celu zapewnienia wody na potrzeby ludności oraz rolnictwa.

Ponad to Wody Polskie przejmą część zadań związanych z gospodarką wodną od NFOŚiGW. Są to:

- opracowywanie planów służących gospodarowaniu wodami, planów zarządzania ryzykiem powodziowym, planów przeciwdziałania skutkom suszy oraz tworzenia i utrzymania katastru wodnego.

- wspomagania osłony hydrologicznej i meteorologicznej społeczeństwa oraz gospodarki, a także rozpoznawanie , kształtowanie i ochronę zasobów wodnych w kraju

- wspomagania realizacji zadań w zakresie rozpoznawania, bilansowania i ochrony wód podziemnych w celu ich racjonalnego wykorzystania przez społeczeństwo i gospodarkę.

- wspomagania realizacji zadań modernizacyjnych i inwestycyjnych, służących ochronie gospodarki wodnej, w tym dotyczących instalacji lub urządzeń ochrony przeciwpowodziowej i obiektów małej retencji wodnej

Jako zadania zlecone z zakresu administracji rządowej do Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie zostały przekazane zadania ze starostw powiatowych i urzędów marszałkowskich związane z wydawaniem pozwoleń wodnoprawnych. "

Jak widać kontrola nad całą wodą w kraju to władza absolutna, ponieważ woda jest człowiekowi niezbędna do życia, do działalności rolniczej i gospodarczej.
Nie powinna być w łapach prywatnej spółki.

Jak będą dojone pieniądze


Wody Polskie mają otrzymywać środki do tej pory przypisane Narodowemu oraz wojewódzkim funduszom ochrony środowiska i gospodarki wodnej ( z tytułu za pobór wód ), dotacje z budżetu państwa oraz środki pozyskiwane z nowych opłat za usługi wodne.  Ponad to środki przypisywane dotąd jednostkom budżetowym w ramach rezerwy celowej, będącej w dyspozycji Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, oraz środki będące w budżecie wojewodów.

Ustawa przewidziała wprost inne źródła finansowania Wód Polskich, m. in przychód z tytułu oplat legalizacyjnych - za legalizację urządzenia wodnego jednostkowa stawka ma wynosić 5000 zł ( np. studnie !)  i byc waloryzowana rokrocznie o wskaźnik inflacji ( była to 10-krotnośc opłaty skarbowej za wydanie pozwolenia wodnoprawnego czyli kwota  2170 zł ! ) Nie jest to jedyna opłata, by wspomnieć choćby o opłacie melioracyjnej.

( nas podstawie informacji zawartych w odpowiedzi Mariusza gajdy, podsekretarza stanu w Ministerstwie Środowiska, na interpelację poselską nr. 5430, z 29 września 2016 r ( DZW-I/070.85.2016.MSz, 196303.530187.429384 )

Tak więc czekają nas regularne podwyżki opłat za wodę ( studnie też nam opodatkują albo zabronią kopać żeby nas zmusić do przyłączenia się do sieci ???? ) , bo te zadania będą finansowane z naszych opłat za wodę i muszą jeszcze na nas zarobić do własnych kieszeni, a co za tym idzie ceny wszystkiego wzrosną jeszcze bardziej, bo do produkcji też potrzebna jest woda, do usług też. Te 500 plus dane łaskawie dla części Polaków nic nie znaczy, to tymczasowe mydlenie oczu. Odbiorą to z nadwyżką w ciągu kilku lat.

Może nam przyjdzie wodę z Czech kupować (!) bo się okaże tańsza.....a nasza gdzie pójdzie? Do Izraela? Tam nikomu by nie pozwolili zarządzać swoją wodą, bo jak słyszałam bali by się zatrucia wody ( ujęcia są odpowiednio zabezpieczone jak widziałam ) i wytrucia narodu a u nas??? Brak wyobraźni rządu? Nie sądzę, dobrze wiedzą co robią , dla kogo i po co.

Proponuję "aktem woli narodu " unieważnić tą ustawę, uchwaloną bez zgody Polaków ! A w nowej konstytucji zapisać wyraźnie że woda i surowce naturalne należą do Polaków i nie można ich oddawać w obce  łapy ani fizycznie ani przez zarządzanie.

Przykład takiego aktu woli narodu, który jest wiążący dla sejmu i rządu jeśli podpisze go ponad połowa Polaków uprawnionych  do głosowania, można podejrzeć TUTAJ 

Powoli zaczynam myśleć że jedyną partią polituczną której zależy na Polsce i Polakach jest może narodówka i partia Słowian.
Skoro Izrael może być państwem narodowym ( bo przecież nie rozdaje obywatelstwa nie Żydom )  to dlaczego nie my? Oni spokojnie żyją w Państwie narodowym a nam się wmawia że nasze idee narodowe to nacjonalizm.


Jak wyglądają udziały skarbu państwa w spółkach z udziałem skarbu państwa, obrazek co nie jest już nasze i nad czym państwo polskie nie ma już kontroli:





Daje to obraz rzeczywistości, w której rząd nie działa na rzecz obywateli tylko na rzecz korporacji prywatnych, stąd takie niekorzystne dla Polaków ustawy, stąd ciągłe podwyżki , czy ignorowanie wolności i zdrowia Polaków przy uchwalaniu ustaw.

Teraz oddali wodę, jeśli liczy się tylko kasa i interes nie wiadomo kogo a nie narodu polskiego, to można sobie wyobrazić co można zrobić mając kontrolę nad wodą.
Bo tu nie tylko chodzi o  kosmiczne podwyżki ( które się zaczną od 2019 -2021r )

W świetle tego jak władze, urzędy i "eksperci" powoływani przez nie, podchodzą do sprawy ochrony zdrowia Polaków, na zasadzie, że wszystkim wszelkie trucizny szkodzą ale Polakom rzekomo nie ( pamiętamy aferę z solą wypadową, która Polakom tez rzekomo nie szkodziła ), jednocześnie dziwiąc się, że pomimo tego trucia nas tak wolno jeszcze umieramy ( a tak, takie zdanie padło z ust jakiegoś urzędnika czy "eksperta" ) , oddanie wszystkich zasobów wody pod kontrolę spółki ( więc w łapy prywatne i nie wiadomo, albo wiadomo, kogo ) jest delikatnie mówiąc wysoce niepokojące.

Od iluś lat ( od 2015r.) jest afera o zatruciu wody pitnej ( z a co za tym idzie i gleby pewnie) w Nidzicy rakotwórczą trucizną - trichloroetenem, którego trudno się pozbyć ( do dzisiaj "utylizują"  poprzez odparowywanie z zatrutej wody i wpuszczanie tej substancji w powietrze, zatruwając z kolei powietrze i mieszkających wokół ludzi, bo powietrza nikt nie bada ). 
Dopiero po roku czasu od stwierdzenia co jest w wodzie, dopiero wzięto się za ustalanie skąd się to "coś" przedostaje do wody! > TUTAJ 

W efekcie końcowym sprawę sąd umorzył o czym można przeczytać >TUTAJ

Jak widać trucie Polaków wg władz i sądów ( polskich?)  "nie ma znamion czynu zabronionego".


Ponad to wypowiedź prezesa Miejskich Wodociągów Bogdana Kalinowskiego mówi wiele :

"Problem skażenia TRI wody pitnej jest stosunkowo świeżym tematem, co jakiś czas słyszy się o podobnej sytuacji w różnych miejscach w Polsce."

A ten sam pan prezes zapewniał mieszkańców Nidzicy że nie ma żadnego skażenia! :

"— Absolutnie nasza woda nie jest skażona. Gdyby coś się działo mieszkańcy od razu zostaliby o tym poinformowani — mówi Bogdan Kalinowski, prezes Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Nidzicy."

źródło: TUTAJ

No chyba że zdaniem pana prezesa trichloroeten to nie trucizna. Bo e-coli to przy tym pikuś.
Zapewnia mieszkańców , że nie ma skażenia, mimo, że jest i nic mu za to nie jest.

Zdesperowani ludzie walczą w Nidzicy do dzisiaj, dopiero teraz ( a sprawa toczy się od 2015r. ) telewizja pokazała to w ogólnopolskim programie. Zatrucie tej wody jest zagrożeniem dla całej aglomeracji Warszawskiej i okolicznych miast.


Pytanie brzmi : Gdzie był sanepid??? Gdzie były odpowiednie instytucje mające sprawować kontrolę?


Inne przykłady bezczynności i niefrasobliwości władz, oraz braku kontroli nawet procesu uzdatnia  wody :

Mieszkańcy Czarnego Dunajca od 28.08.2017r. nie mogli korzystać z wody w kranach, bo woda nagle zaczęła dziwnie śmierdzieć. Przez ponad miesiąc gmina nie była w stanie określić, czym właściwie jest zatruta. Dopiero na początku października okazało się, że w wodzie znajduje się fenol
Dodatkowo okazało się, że to gmina zatruwała mieszkańców, bowiem przy procesie uzdatniania wody nie skontrolowano ( albo nie chciano skontrolować...) co naprawdę znajduje się w beczkach podchlorynu sodu, który był przez gminę wykorzystywany do uzdatnia a wody!



A co by było jakby trucizna znajdująca się w wodzie nie miała zapachu?....


Gmina ubiegała się o odszkodowanie od sprzedawcy beczek a kto odda zdrowie ludziom, których przez jakiś czas, zanim zaczęło śmierdzieć truli?


W gminie Raciechowice komunikat o skażeniu wody bakteriami e-coli ( nie nadaje się do picia ani do celów gospodarskich) został przekazany przez sanepid do urzędu gminy w piątek ( sierpień 2017r ). Mieszkańcy nie zostali poinformowani , dowiedzieli się przez przypadek od księdza w kościele po dwóch dniach używania tej wody ( ksiądz jak widać dostał informacje od razu, ciekawe nie, kasta uprzywilejowana, ciekawe...rączka rączkę myje, jak widać )....
Wójt nie wydał żadnego komunikatu, ludzie informacje przekazywali sobie jeden drugiemu ( nie każdy chodzi na mszę , czy ma koneksje w parafii) , nie dostarczono tez mieszkańcom ani jednego beczkowozu z woda pitną.....bo po co się narażać na koszty?

A ciekawe jak to będzie w nowej obecnej spółeczce wodnej...zyski z opłat za wodę do prywatnych kieszeni a jak coś, to beczkowozy ( o ile w ogóle) pewnie z kasy budżetowej czyli z naszych podatków.

źródło: TUTAJ


W świetle takich faktów, utworzenie spółki wodnej, która będzie mogła być prywatyzowana, która będzie zarządzana przez nie wiadomo kogo, jest pozbywaniem się kontroli nad najważniejszym zasobem naturalnym, najważniejszym do życia Narodu polskiego, jest ZDRADĄ, bo JEST DUŻYM ZAGROŻENIEM DLA FIZYCZNEGO PRZETRWANIA Narodu polskiego.

Bo jeśli do tej pory władze w wielu jednostkach samorządowych nie były zainteresowane informowaniem, nagłaśnianiem czy wykrywaniem skażeń , czy ich źródła, niebezpiecznych dla zdrowia ludzi, to czy bardziej zainteresowana będzie tym komercyjna spółka, w dodatku "trzepiąca" bardzo dużą kasę, która idzie do prywatnych kieszeni ??? 

Raczej wątpliwe.
W spółkach liczy się tylko kasa a nie dobro Narodu polskiego, co widać od iluś lat.

Tym bardziej będzie to możliwe, dlatego że do tej pory takie sytuacje miały miejsce ( jak wyżej o zatruciu), więc ani minister ani sanepid tym bardziej nie będą w stanie kontrolować, czy ktoś czegoś do ujęć wody, na którymś etapie jej przetwarzania zanim trafi do kranu klientów, nie doda , bo przecież oni nie badają na obecność wszystkich substancji.
A nie musi to być trucizna, wystarcza lekooporne bakterie itp. i dużo nie trzeba żeby wykończyć znaczną część ludzi i jeszcze na ich umieraniu zarobić krocie wywołując np. epidemie albo robiąc sobie badania medyczne, czy wywołując choroby by powiększyć zyski koncernów chemicznych ( co już jest robione przy pomocy odpowiednich ustaw w Polsce)

W ogóle wodę badają w zakresie bardzo ograniczonym z tego co widać a jak badają to brak przepływu informacji albo są one blokowane, póki się jakimś cudem nie wyda.

Tak więc ani minister, ani sanepid nie jest w stanie kontrolować co sobie zrobi prywatny zarząd spółki. A jeśli już, to będzie o wiele za późno.

Ponad to rząd "umyje " ręce bo "nie będzie jego wina", a więc nie będzie ludobójstwa dokonanego przez "polski" rząd, a więc nie poniosą kary, a i z odszkodowaniami za uszczerbek na zdrowiu albo stratę życia może być problem, pomijając że zdrowia i życia nikomu się nie odda.

I jeszcze taka ciekawostka ( ale niesprawdzona przeze mnie , trzeba poszukać czy faktycznie tak zrobili) , ponoć podnieśli normy na ilość bakterii e-coli w wodzie pitnej od 1.01.2018 r , czyli od momentu jak zaczęła działać spółka wodna...
Przypadek?  Wątpię.

I jeszcze kilka przykładów z historii, jak ważna jest woda i co można zrobić jeśli ma się dostęp do wody kraju/narodu, którego się nie lubi i któremu chce się zaszkodzić:

W Europie pod koniec lat 90-tych kosowskie miasto Prisztina zostało celowo odcięte od dostępu do wody przez serbskich inżynierów. 

w 2006 r., gdy rakiety Hezbollahu uderzyły w oczyszczalnię ścieków w Izraelu. W odwecie Izraelczycy uszkodzili przepompownie i zbiorniki wody znajdujące się przy rzece Litani w Libanie.


Obecnie Izraelczycy ( a przypominam że Izrael to państwo narodowe, gdzie nie rozdają obywatelstwa nie - żydom ) nikomu nie oddają kontroli nad swoją wodą i mają ujęcia już bardzo dobrze zabezpieczone jak napisałam wyżej, a jeszcze przejmują kontrolę nad zasobami wody gdzie indziej...



W Polsce jest polski rząd? 



Żaden normalny rząd, który dba o dobro narodu polskiego, nie odda kontroli nad kluczowymi zasobami naturalnymi w prywatne łapy, tym bardziej obce. 

Więc odpowiedzcie sobie sami na pytanie na czyją korzyść ten rząd działa, przy kolejnych wyborach.

( Tutaj nadmienię tylko, że w Polsce rozdaje się od kilku już ładnych lat polskie obywatelstwa...Obecnie na rozpatrzenie wniosku czeka się np. w moim województwie półtora roku, więc możecie sobie wyobrazić jaka to jest skala rozdawnictwa i do kogo te paszporty idą....i w jakim celu )



25 maj 2018

Napój słowiański z soku brzozy - tzw. "Wojowników słowiańskich"

Napój słowiański z soku brzozy - tzw. "Wojowników słowiańskich"


W tym roku mam farta jeśli chodzi o sok  z brzozy, ponieważ mam dostawy świeżego soku z prywatnego lasku znajomego, bezpośrednio do domu,  nie muszę sama nawet ściągać i biegać wymieniać butelki dwa razy dziennie, jak biegałam dwa lata temu.
Tego soku jest na tyle sporo, że postanowiłam spróbować eksperymentalnie zrobić "napój wojowników słowiańskich" w/g przepisu pana Adolfa Kudlińskiego i podzielić się nim z "dostawcą" soku.

Z moich poszukiwań w źródłach wynika, że jest to przepis ukraiński.

W Polsce nie było tradycji przerabiania soku z brzozy, stosowano to rzadko, ale udokumentowano przerabianie soku na przełomie XIX i XX w. w kilku regionach np. w Puszczy Kozienickiej (centralna Polska) był gotowany z mąką żytnią i mlekiem ( Dekowski JP. Rośliny dziko rosnące w tradycyjnym pożywieniu chłopów kozienickich. In: Kowalska-Lewicka A, editor. Pożywienie ludności
wiejskiej. Cracow: Ethnographic Museum; 1973. p. 247–256. )

Na Ukrainie tradycyjnie fermentowano oskołę z brzozy w beczkach z suszonymi owocami ( jabłka, gruszki) i/lub z palonym jęczmieniem.
Trwało to do konca lata, wówczas pijano ten sfermentowany napój podczas żniw. Tak więc raczej nie był to napój wojowników ;)
Obecnie stosowane są dodatki takie jak sok z cytryny, rodzynki i/lub cukier.

Oto przepis:


  • 2 garście jęczmienia, który należy podprażyć na patelce aż wydzieli ładny zbożowy zapach
  • 10 garści suszonych jabłek
  • 10 litrów soku z brzozy ( ponoć cukry 40g na litr, ale jak to zmierzyć nie wiem )

Do dużego słoja lub baniaka 10 litrowego wrzucić jęczmień i suszone jabłka, zalać 10 litrami soku z brzozy, wlot zakryć gazą przed muszkami  i odstawić w chłodne i ciemne miejsce.
Zachodzi fermentacja octowa i alkoholowa.

Po ok. dwóch tygodniach można odlewać i pić. Jednak myślę, że ten czas zależy od temperatury w której trzymamy nastaw, więc będę próbować smaku mojego nastawu co jakiś krótszy czas.

Osobiście zrobiłam póki co w baniaku 5 litrowym, bo na tyle miałam soku ( fajne szklane baniaki można zdobyć w "Biedronce" po winie, tzn. trzeba kupić wino :D  Ja otrzymałam w prezencie od amatora tychże win aż trzy takie baniaczki ). 

Póki co nastaw stoi w fermentacji otwartej zakryty korkiem z dziurką, ale zastanawiam się czy nie zrobić na fermentacji zamkniętej. Ktoś pod filmem z przepisem p. Kudlińskiego zawarł uwagę, że lepiej na zamkniętej fermentacji, bo wtedy jabłka nie gniją i zachodzi fermentacja alkoholowa 2,5-3 %.
Za jakiś czas poinformuję co z tego wyszło.

Z sokiem brzozowym jest ten problem, że nie wiadomo za bardzo w jakiej formie go przechowywać dłużej, gdyby się chciało popijać przez dłuższy czas, bo wiadomo że okres ściągania oskoły nie jest zbyt długi. Przy pasteryzacji soku niestety traci się sporo jego właściwości. Natomiast forma alkoholowa wysokoprocentowa nie dla wszystkich jest do przyjęcia do systematycznego picia. Z kolei powyższy napój słowiański nie przechowa się długo, ponieważ myślę, że gdy będzie za długo stał to zrobi się z niego ocet...i pomyślałam sobie , że to właśnie forma octowa była by tą dobrą formą zakonserwowania soku, nie tracąc przy tym jego korzystnej zawartości mineralnej i witaminowej.

Następny nastaw zrobię więc pod kątem uzyskania octu jabłkowego, tyle, że zamiast wody i cukru dodam oskołę. W ten sposób uzyskam trzy korzyści w jednym napoju : zakonserwowanie oskoły na długi czas+ korzystne działanie octu jabłkowego + korzystne działanie oskoły oskoły.

Wypróbuję też starą recepturę białoruską oraz recepturę z ZSRR na kwas pitny z soku brzozowego, napiszę co z tego wyjdzie w odpowiednim czasie.


Rezultaty 


Z przepisu powyżej ( ukraińskiego) w warunkach bloku mieszkalnego napój nie wytrzyma raczej dwa tygodnie, za ciepło.
U mnie został postawiony w najchłodniejszym pokoju w ciemnym miejscu i smakował mi do picia jakieś 3- 4 dni od nastawienia, tylko lekko sfermentował i czuć było fajnie jabłkowy smak.

Po jakimś chyba tygodniu zaczął łapać dziwny smak i żałowałam, że nie wypiłam go wcześniej. Z obawy, że się zepsuje dosypałam nieco cukru brzozowego ( ksylitolu), myśląc, że może sok naturalnie miał za mało cukru ( był z pierwszej "tury" ściągania).
Po tym fermentacja ruszyła na maxa, doszłam do wniosku że jednak zakryje korkiem i wstawię rurkę jak do wina, niech sobie fermentuje na zamkniętej fermentacji.

Tak sobie stoi do dnia dzisiejszego (od 5-6 kwietnia), nie próbuję, czekam aż fermentacja ustanie i zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie omieszkam dopisać tutaj.

Nie mam pojęcia jak dawniej Słowianie robili ten napój, że przetrzymywał im się aż do lata, nawet zakładając że trzymali go w chłodzie...


Dopisek 30 kwietnia: 

Próba napoju po zamkniętej fermentacji. Nie zepsuł się, ale smak ma dziwny. Czuć lekki zapach i smak słabo octowy, trochę alkoholowy. Nie wiem jak określić ten smak.
W sumie nie wiem co z tym zrobić, wypijać , czy zabutelkować, czy dosypać cukru i fermentować jeszcze. Nie mam bladego pojęcia.

W mojej ocenie , na mój smak, ten napój to nic specjalnego. Moim zdaniem nie warto go robić dla smaku ani tym bardziej dla zdrowotności.

Jeśli robić go dla smaku to wypijać już po tych 3-4 dniach fermentacji ( w zwykłym mieszkaniu ), bo w/g mnie jest wtedy lepszy w smaku niż ten fermentowany dłużej.
Tylko czy warto, skoro można wypić po prostu surowy sok beż żadnej obróbki, ponieważ w lodówce też przechowa się 3- 4 dni.


Dopisek 3 maja

Dokonałam dzisiaj ponownej degustacji z koleżanką. Miała dziwną minę jak spróbowała :D
Smak się już nie zmienił ale wpadłam na pomysł by napój osłodzić miodem i.... okazało się, że smak zyskał znacznie na jakości. Z miodem nam nawet to smakowało, mnie chyba nawet bardziej niż kwas pitny z przepisu rosyjskiego.


Dopisek 25 maja

Po ponownej degustacji napój okazał się już zbyt kwaśny, by go pić w takiej postaci. Można go już tylko dodawać do wody w sporym rozcieńczeniu, jak ocet jabłkowy i posłodzony miodem.

W mieszkaniach jest za ciepło. Napój może by się przetrzymał ale w tradycyjnej piwniczce ziemnej. Dawni Słowianie mieszkali w półziemiankach, więc mieli korzystniejsze warunki do przechowywania takich rzeczy.



Dawny przepis rosyjski

Nieco zmodyfikowałam, ponieważ nie miałam liści czereśni, kory dębu ( chociaż tutaj nie jestem pewna co do poprawnego przetłumaczenia przepisu, czy to chodziło na pewno o korę jako składnik, czy beczkę dębową) itp. Oparłam się tylko o podstawowe składniki.

Skład to : sok z brzozy, koper, skórka od chleba żytniego. W jeden pojemnik dodałam ząbek czosnku ( poza przepisem, za własną intuicją ) oraz nieco kminu rzymskiego ( za własną intuicją ), w drugim nastawiłam bez czosnku.

Z czosnkiem wyszedł nawet smaczny kwas po 2-3 dniach (w zależności od temperatury w mieszkaniu).
Bez czosnku złapał nieładny smak , chyba się zepsuł. Może przez brak kory dębu, która zawiera garbniki i pewnie trochę zapobiega zepsuciu?...


Wszelkie kwasy pitne podobno można przelać do butelek, zakorkować i przetrzymywać w chłodzie przez dłuższy czas. Niestety nie mogę tego sprawdzić, ponieważ nie mam chłodnego miejsca by je przechowywać, czego bardzo żałuję.


Ocet jabłkowy na soku z brzozy

Też trochę zrobiłam, niestety jeden nastaw mi się chyba zepsuł , złapał nieładny kożuszek na powierzchni i dziwny zapach. Nie wiem czemu.
Drugi jest ok.


Receptury białoruskiej nie wypróbowałam bo już nie miałam na czym. Wypróbuję w przyszłym roku.


Podsumowanie 


Jeśli ktoś chciałby kombinować z sokiem brzozy dla smaku, to chyba najbardziej polecałabym kwas pitny z receptury rosyjskiej z koprem i moją modyfikacją, czyli z dorzuceniem czosnku ( opisane powyżej). 
Na drugim miejscu smakowym jest napój w/g receptury ukraińskiej krótko fermentowany ( 3-4 dni) 

Tą kolejność można zmienić jeśli ktoś nie lubi kwasów pitnych i woli smaki owocowo-oranżadowo-kompotowe.

Jeśli dla zdrowotności to na pierwszym miejscu świeży sok, na drugim ocet jabłkowy, ponieważ można go długo przechowywać. No chyba, że ktoś ma zimną piwnicę, to może będzie w stanie długo przechować kwas.

Tak czy siak pamiętajcie by nie zbierać za dużo soku z jednego drzewa oraz odpowiednio zabezpieczać dziury w drzewach by mogły żyć i dawać sok w kolejnym roku.



11 maj 2018

Magdus - oryginalny przepis syryjski

Magdus - oryginalny przepis syryjski



To coś syryjskiego ( w innych krajach arabskich też popularne) , czego nie tylko nazwa mi się podoba, ale także bardzo lubię smak. Jedna z moich ulubionych rzeczy do jedzenia, choć jadłam to rzadko.

Są to bakłażany faszerowane papryką i orzechami włoskimi, leżakowane w oliwie/oleju. Jakiś czas temu miałam mini dostawę z Syrii  oryginalnych magdusów i chlebka arabskiego dla połechtania podniebienia (fotka obok) (tak pomimo, że toczy się tam wojna, jednak w rejonach kontrolowanych przez legalną władzę syryjską, ludzie w miarę normalnie żyją, nie licząc miast tak bardzo "stłuczonych" jak np. Aleppo) , mniaaam...

Jest to jedzonko dość trudne w przygotowaniu niestety.


Pamiętam, jak przyglądałam się i pomagałam w  przygotowywaniu magdus, te wieki temu, gdy byłam w Syrii. Po nafaszerowaniu bakłażanów, leżały one na tarasie przez kilka dni przykryte płócienną ściereczką i "odciekały" i "odparowywały z wody, przy okazji lekko kisły. Codziennie wycierało się je płócienną szmatką z nalotu, który pojawiał się na powierzchni. Dopiero potem wsadzało się je do słoja i zalewało oliwą.  
Tam robią je na zimę, ponieważ jest to rozgrzewająca potrawa a i dość kaloryczna.
Sezon na bakłażany będzie we wrześniu.


W Polsce ze względu na klimat jest to raczej niewykonalne. Podam tutaj więc przepis na wykonanie ich w warunkach polskich. 
Proporcje składników na 13 bakłażanków wielkości mniej więcej 10-15 cm ( 15 cm to niestety za duże ale mniejszych nie miałam gdzie kupić ) 
Lepiej robić od razu więcej sztuk, jeśli ktoś ma rodzinę, bo czasochłonne, pracochłonne a potem się fajnie szybko je ;)

Składniki:


  • 13 bakłażanków jak najmniejsze i jak najszczuplejsze
  • 10 sztuk papryki słodkiej czerwonej podłużnej (owalnej może mniej?)
  • 5-6 sztuk papryczki chili
  • 10-15 dkg. orzechów włoskich
  • sól
  • oliwa z oliwek lub olej słonecznikowy ( lub jaki sobie chcecie ale z rzepaku sypanego tuż przed zbiorem "Roundup"-em, czyli glifosatem nie polecam)
  • duży słój
Robiłam je teraz pierwszy raz, ponieważ wcześniej nie było tutaj w sprzedaży takich małych bakłażanów. Dopiero niedawno otworzono tu sklep z produktami greckimi i można kupić bakłażany w nieco mniejszym rozmiarze, chociaż i tak jak na magdusy są jeszcze za duże, ale cóż fajnie że chociaż takie są. Można robić z tych ciemniejszych lub jaśniejszych , jak na fotce. Ciocia stwierdziła, że te jaśniejsze są delikatniejsze i mają mniej wody ( i faktycznie w trakcie przygotowywania widać było, że ciemniejsze sa jakby bardziej wodniste, krócej też się gotują ) 
Ja zdecydowałam się zrobić i z tych i tych, potem porównać które lepiej mi zasmakują. Pamiętam smak tych ciemnych bo tylko z takich jadłam. Bakłażany powinny być jak najmniejsze i szczuplejsze niż grubsze ( łatwiej odciskać wodę )


Bakłażany dokładnie myjemy, wrzucamy do garnka z gotującą się wodą, na 10-15 minut. Przyciskamy czymś by nie wypływały na powierzchnię. Miękkość oceniamy tuż przy zielonej szypułce, nie mogą się przegotować i być zbyt miękkie. Te ciemniejsze gotują się szybciej , jaśniejsze wolniej.

Wyjmujemy z garnka, wkładamy do zimnej wody i oddzielamy delikatnie szypułki z ogonkiem. Ja skrobię małym nożykiem. Trzeba uważać by nie przedziurawić i nie poszarpać bakłażana przy szypułce.


Odsączamy.

Robimy lekkie nacięcie na ok. 4-5 cm, wzdłuż jednej strony każdego bakłażana, wyciskamy ręką z wody, ale uważając by nam bakłażany nie popękały. Trzeba to robić naprawdę sprytnie i z wyczuciem, naciskając ręką najlepiej od brzegów ku środkowi, czyli nacięciu.  
Po odciśnięciu z wody nacieramy w środku solą.

Układamy bakłażany nacięciem do dołu np. na desce ( najlepsza by była z wywierconymi otworkami by spływała woda)  albo sicie, nakrywamy płócienną ściereczką i przygniatamy czymś ciężkim. Ja wykorzystałam do tego dwie deski do krojenia, brytfannę do pieczenia na wierzch i całość przygniotłam ceramicznym kamieniakiem do kiszenia kapusty, do niego włożyłam 3 litrową bańkę do mleka z wodą i jeszcze przycisnęłam kamieniem :D
Tak powinno stać jakąś najlepiej dobę i najlepiej by było chłodno ( u mnie stało trochę krócej i na noc zostawiłam przy otwartym oknie )  

Jest to bardzo ważny etap, ponieważ bakłażany muszą zostać dobrze wyciśnięte z wody, gdyż jeśli zostaną zbyt wodniste, to potem po włożeniu do oleju mogą robić się kwaskowe, ukisną jak kiszone ogórki i mogą nie być takie smaczne, ( choć to kwestia smaku, niektórzy lubią kwaśniejsze inni mniej ) 
Z tego też względu niedostatecznie odciśnięte z wody bakłażany raczej nie mogą być zbyt długo przechowywane w oleju, trzeba je szybciej zjeść.




W międzyczasie przygotowujemy farsz.

Paprykę dokładnie myjemy,  wykrawamy ziarna. Czosnek obieramy z łusek i razem z papryką przekręcamy przez maszynkę do mięsa, na średnich oczkach ( u siebie przekręcałam na tych co leżą obok maszynki ale jak ktoś lubi duże kawałki w farszu może przekręcić przez większe )


Z powstałej masy, dobrze odciskamy sok na sitku, czyli znów pozbywamy się jak największej ilości wody.


Do papryki dodajemy posiekane orzechy włoskie ( jedni siekają drobniej inni grubiej, rzecz gustu)
Solimy nadzienie. Próbujemy, czy nam odpowiada na "ostrość" i "słoność", jak smakuje to ok, jak czegoś za mało to dodać.

Faszerujemy delikatnie, by bakłażany nie popękały, warto pomóc sobie palcami i podepchnąć farsz w zakamarki. 
Jeśli ktoś ma wrażliwą skórę, a lubi "na ostro" i dał więcej papryki chili, to może warto założyć rękawiczki do robót spożywczych, bo ostra papryka może podrażniać. To już każdy musi wyczuć. Ja pracowałam bez rękawiczek bo nie lubię bardzo ostrych potraw.


Coś mi to przypomina... ;) 
Łączymy dobrze brzegi bakłażanów, by nie było widać farszu i by nam się potem nie wysypał.


Układamy nafaszerowane bakłażany rozcięciem w dół i znów przyciskamy na kilka godzin, tym razem nie za mocno, by znów odciekła woda.

W całym tym procederze maltretowania bakłażanów chodzi o to, by  na każdym etapie dobrze odcisnąć je z zawartej w nich wody. Im mniej będzie wody tym będą mniej kwaśne ( smaczniejsze)  i będzie je można dłużej przechowywać.



Wkładamy do słoja rozcięciem do góry , lub na bok i zalewamy oliwą lub olejem ( bardziej ekonomicznie, ja zalałam słonecznikowym) by zakryć całość. 

Do 3 litrowego słoja weszło mi 13 bakłażanków i był jak widać na zdjęciu, niepełny. 
W małych ilościach nie ma sensu ich robić bo za bardzo czasochłonne. Myślę , że zmieściły by się  jeszcze z cztery.

Olej może się podnosić ( jak będzie woda z bakłażanów). W przepisie mam "gdy oleju ubędzie (w sensie poziomu), to są dobre do jedzenia". Jednak u siebie nie zaobserwowałam podnoszenia i spadku poziomu oleju.

Dobrze jest przechowywać w lodówce albo chłodnym miejscu.


Czas na degustację. Wyszły dobre jak na pierwszy raz. W/g mnie lekko kwaskowe ( ciekawe czy będą bardziej kwaśne po kolejnych  kilku dniach ...), choć inni tego nie czuli.
Następnym razem postaram się jeszcze lepiej odcisnąć z wody i może dodam odrobinkę więcej chili.



Powodzenia i smaczego ;)

Jeśli nie macie możliwości czy cierpliwości robić samodzielnie magdusów, to polecam kupne produkcji libańskiej. Można kupić w sklepach wysyłkowych, zwykle są w puszkach ale te libańskie widziałam w słoikach. Nazwy firmy, tej która produkuje dobre w smaku nie pamiętam, jak sobie przypomnę to napiszę.
Nawet jeśli nie tej konkretnej firmy, to i tak warto kupić i popróbować.

W Palestynie w marketach jak patrzyłam, to były w dwóch opcjach, na ostro i łagodniejsze. Niby kupiłam łagodniejsze a i tak mi ryjek wykręcało przy jedzeniu :D

Różnie można trafić, ale kupowałam libańskie w Polsce i w UK i tu i tu były smaczne., więc dlatego tego kraju polecam jak już.


PS. 

Po degustacji moich magdusów przez autochtonów stwierdzono co następuje:

Smakowały. Było zdziwienie, że wyszły mi takie dobre za pierwszym razem, bo nawet autochtonom nie wychodzą często dobre i wielu z nich po prostu nie robi domowych magdusów. Potrawa jest trudna bo za dużo zmiennych, które mogą ją popsuć.

Na ichni smak za mało ostre  bo lubią na ostro ( na mój jak wyżej napisałam też troszkę, nie dodałam jednej paryczki chili z przepisu, następnym razem dodam ;) ) i troszkę za krótko gotowałam, mogły być być odrobinę bardziej miękkie...ale cóż, to bardzo trudno wyczuć jak długo gotować, niby wydawały mi się już gotowe jak badałam widelcem w garnku, czy miękkie.

Ale i tak jestem z siebie dumna ;)