30 sie 2019

Znamiona "dobrobytu" w Polsce..czyli przejawy biedy

Znamiona "dobrobytu" w Polsce...czyli przejawy biedy


Będąc w innym mieście w kościele na uroczystości komunijnej, rozmawiając po mszy z panią, która sprzedawała publikacje dowiedziałam się, że od jakiegoś czasu jest akcja zbiórki okularów leczniczych dla mieszkańców Afryki, bo tam ludzi nie stać na zakup okularów. Akcja szlachetna.


Tymczasem w Polsce...


Badania lekarskie wstępne do pracy. Gabinet okulisty. Lekarz, pan w średnim wieku, nieco dystyngowany, bardzo uprzejmy.

Pacjent ma badany wzrok w okularach, które ma na nosie. Tablica do badania wzroku jest elektroniczna, lekarz podświetla znaki - cyfry, litery do przeczytania w rzędzie.

Pacjent czyta duże znaki...

Znaki zmieniają się na nieco mniejsze. Pacjent czyta.....:

- 4, 1, 6....

Lekarz nie zmieniając uprzejmego tonu głosu ani intonacji mówi:

- To są litery a nie cyfry.


Można się uśmiać? Można, bo to humor sytuacyjny.

Pacjent deklaruje, że ma skierowanie do okulisty od lekarza pierwszego kontaktu ( bo ma ) i że będzie kupował nowe okulary. Deklaruje, choć dobrze wie, że nie będzie go na to stać z własnej pensji, którą otrzyma. Nie stać go bowiem na nowe okulary już od jakiś 9 lat, więc od tylu lat nawet nie było sensu chodzić do okulisty. Teraz musiał.

Grunt, że papier podpisany na trzy lata.


Skierowanie do okulisty a potem zalecenie zakupu okularów, kiedy czyjaś pensja, o ile w ogóle jest, bo często nie ma i nie ma zasiłku, wynosi 800 zł albo nawet najniższą ustawową a okulary korekcyjne to koszt już pewnie grubo ponad 1000 zł ( nie licząc wizyty u okulisty ), jest tylko papierkiem.

To nic , że na nosie model już niemodny, obdarty ( co niestety widać) i z porysowanymi szkłami (co dodatkowo pogarsza wzrok), ale jak pracować? 
Nie mówiąc już o prowadzeniu samochodu, kiedy się nie widzi znaków drogowych a trzeba dojeżdżać do pracy...


Zrównuje to Polaków z Afrykańczykami, tyle, że oni przyznają, że u nich jest bieda i mają pomoc z innych państw.

W Polsce propaganda sukcesu mówi, że Polakom jest coraz lepiej, no to jaka pomoc, po co? Przecież Polacy żyją w dobrobycie.....







29 sie 2019

Refleksja nad podtrzymywaniem "naukowych matrixów"...

Refleksja nad podtrzymywaniem "naukowych matrixów"...



Jeśli wydało się dużo pieniędzy/wysiłku, by się czegoś nauczyć i zdobyć kwalifikacje w danej dziedzinie, to wiara w to, czego się człowiek uczył staje się silna, silniejsza często od faktów, dysonansu poznawczego i racjonalnego myślenia.

Bez względu na dziedzinę, pewnie też zauważacie takie tendencje w podtrzymywaniu wiary w prawdziwość czegoś pomimo...Częste jest to w psychologii, medycynie ale i innych naukach, czy zwyczajnie w życiu, nierzadko dotyczy ważnych spraw, mających wpływ na całe społeczeństwa. 

W dodatku bywa, że coś jest podtrzymywane i podawane dalej jako "fakt naukowy" bo ktoś na tym jakimś "naukowym" matrixie zarabia duże pieniądze. Często to widać zwłaszcza w medycynie jak np. w przypadku radioterapii, o której wiadomo, że uzłośliwia raka a nadal ją się stosuje i uczy o niej jako o metodzie leczenia, podobnie ze statynami na zbicie cholesterolu itd....lub w psychologii.

Temat do rozwinięcia... c.d.n





25 sie 2019

Czy mężczyźni lecą na kasę? - dopiski

Czy mężczyźni "lecą" na kasę?



Pewne rozmowy w wirtualnej rzeczywistości aczkolwiek nie prywatne, dlatego pozwalam sobie tutaj zapisać niżej.

Formy "faceci" "kobiety" użyte oczywiście w uogólnieniu, bo jak zawsze są jakieś wyjątki. Litera "k" to kobieta , "m" - mężczyzna w tym dialogu.


k: - A mówi się, że tylko kobiety lecą na kasę, faceci też lecą, tylko pośrednio.

m: - A gdzie tu lecenie? Nikt nie chce utrzymywać ciężaru.

k: - No więc właśnie "ciężaru"..., tak postrzegają faceci, że tak powiem słabi i niepewni albo wygodni.

Dla kobiet kasa faceta to poczucie pewnego bezpieczeństwa materialnego, dla facetów kasa kobiety to wygoda, brak wysiłku i święty spokój przez brak odpowiedzialności.

m: - Równie dobrze facet może znaleźć bezpieczeństwo u boku bogatej czy nie?

k: - Nie wiem, spytaj tych kobiet co lecą na kasę.

 Kasa jest albo jej nie ma, zdrowie jest albo go nie ma, różnie w życiu bywa, jak ktoś tak postrzega w kontekście "ciężaru", to nie ma sensu się z nim wiązać na życie, bo w krytycznej chwili zawiedzie i nawali.



                                                              ***


k: - Jak mi się wydawało, że spotkałam fajnego faceta, który mi się podobał, to...no właśnie.... Myślę, że jakbym miała dobrą pracę i dobre zarobki, to by było inaczej...a tak, jestem za mało atrakcyjna...no i w ogóle jestem, nie żongluję obecnością ( dopisek: zasada ograniczonego dostępu) ...to też działa na niekorzyść.

m: - Wbrew temu co myślisz mężczyźni nie lecą na kasę.

k: - Nie mówię, że bezpośrednio.

m: - Pośrednio też nie.

k: - Na co lecą mężczyźni?

m: - Młodość, wygląd, fajny charakter, wsparcie, kobiecość, bycie na poziomie

k: - O taaak, na poziomie to tak.... Aha młodość, wygląd, wsparcie,  fajny charakter, poznajesz na czacie?

m:- Myślę, że dwie ostatnie rzeczy da  się wyczuć, wygląd czasami też.

k:- Wiesz kiedy kobieta jest kobieca? 

m:- Mniej więcej.

k:- No kiedy?

m:- Kiedy tak się zachowuje

k:- A kiedy tak się zachowuje?

m:- Kiedy rozmawia.

k:- Aha, jasne, Teraz rozmawiam, jestem kobieca?

m:- Nie wiem, za mało rozmawialiśmy ( dopisek : a kryteria wyboru kobiety do tego by z nią więcej rozmawiać? ...skoro dopiero w rozmowie się poznaje np. czy jest "kobieca" )

k:- To Ci powiem, kiedy kobieta jest kobieca. Jak ma mniej trosk, jak ma wsparcie i jak ma przy kim. Wtedy jest kobieca.

Nie zżera jej stres a kiedy nie zżera jej stres? To sobie odpowiedz. I sobie odpowiedz, czy to ma coś wspólnego z jej sytuacją życiową czy nie ma. I sobie odpowiedz, czy faceci lecą pośrednio na kasę czy nie.

m:- Nie mniej są kobiety, które nawet w dobrych warunkach nie są kobiece.

k:- Są ale to żaden argument, skreślacie kobiety nie zastanawiając się nad tym.

Faceci, którzy mi się podobali, tych raptem trzech, przy których byłam kobieca i czułam się kobieco, bo czułam się przy nich dobrze, zapewniali mi jakieś poczucie bezpieczeństwa w spokojnej relacji, jakieś czasem psychiczne wsparcie i nie dokładali mi stresów, znikali po roku czy dwóch jedynie wirtualnej znajomości mimo tego, że ta kobiecość przy nich się we mnie otwierała...

Więc nie mów mi, że nie lecą pośrednio na kasę , że liczy się kobiecość, fajny charakter  itd.... bo liczą się kobiety, które nie mają tylu trosk życiowych co jest związane z tym co wyżej.

I nie pisz mi o wsparciu, bo na to nie patrzycie, a przynajmniej z własnego doświadczenia i obserwacji widzę, że kobietę wspierającą faceci mają gdzieś i tego nie doceniają a lecą za takimi, które owszem może i wspierają ale dopiero jak już facet jest "ich"...


dopisek:

Jak niby można doświadczyć tego wsparcia od kobiety w wirtualnej rzeczywistości, jeśli ona nie puka prywatnie do drzwi lub nie otwiera drzwi na pukanie ( a te nie pukające i nieotwierające od razu, faceci preferują, bo działa tu zasada ograniczonej dostępności o czym marketingowcy dobrze wiedzą....więc im bardziej niedostępna tym bardziej atrakcyjna) i nie dopuszcza do rozmów prywatnych a rozmawia tylko publicznie?

Zabawne bo nierealne, tylko racjonalizowanie sobie przez faceta tego co chce tym racjonalizowaniem przykryć...



                                                           ***



No cóż, to nie jest miła świadomość ani miłe doświadczenia, a czasem jeszcze patrzy się jak mężczyzna , który się podobał wybiera inną kobietę w/g tego co wyżej, czyli kobiecą z "bonusem" powodzenia materialnego.....

A w wirtualnej rzeczywistości dodatkowo łatwo zmienić tożsamość  i życzyć "powodzenia" tej kobiecie bez "bonusu" , którą się tak czy inaczej potraktowało, a która potem patrzy na romansowanie z inną.

"Uwielbiam" takie teksty od facetów, być może od takich, którzy podobali się  a potem może zmienili tożsamość wirtualną i piszą takie slogany.


Temat szeroki i niewyczerpany, czyli prawie jak zwykle ale ogólnie myślę, że  zawarte jest tutaj zagadnienie do przemyślenia.....dla panów.

O zasadzie ograniczonego dostępu jeszcze napiszę...











23 sie 2019

Niemcy zamykają elektrownie atomowe a rząd w Polsce?

Niemcy zamykają elektrownie atomowe a rząd w Polsce?



Do 2022 r mają zostać zamknięte ( elektrowni jądrowych się nie da wyłączyć)  wszystkie elektrownie atomowe w Niemczech.

Czytam właśnie, że Niemcy zakupili 190 milionów tabletek z jodem dla obywateli na wypadek katastrofy atomowej. Wydali na to 8,4 miliona euro.

Uzasadniają to obawą przed wypadkami w elektrowniach w innych ościennych krajach jak Czechy, Belgia, Szwajcaria, bo ich stan się pogarsza z roku na rok.
Ale między wierszami przyznają, że nie wykluczają prawdopodobieństwa "niewielkich" wypadków w trakcie procesu likwidacji własnych elektrowni!

"Niemcy są czujni i chcą uniknąć powtórzenia katastrofy japońskiej Eelektrowni Atomowej Fukushima ( zarządzanej przez amerykańską firmę....) z 2011 r. Specjalnie powołana komisja dokonała analizy japońskiego wypadku, a następnie na podstawie wyników badań wydała polecenia dla władz Niemiec"

( źródło: tutaj )


Co na to rząd w Polsce? 

Rząd w Polsce realizuje interesy Niemców, Belgów, Francuzów i amerykańskie.

Nie dość, że nie zabezpiecza ludności w dostęp do jodu na wypadek katastrofy w państwach ościennych ( proszę sobie poczytać w przepisach, kto dostanie teoretycznie we właściwym czasie jod a kto go nie otrzyma...) , to jeszcze z zapałem przeforsował i realizuje plan budowy elektrowni jądrowej w Polsce, z udziałem amerykańskim (już mieliśmy przykład amerykańskiego zarządzania elektrownią w Fukushimie!  A Wy wierzcie naiwnie że będziecie mieli tańszy prąd bo obce koncerny inwestują charaytatywnie...)  oraz umowę utworzenia śmietnika odpadów nuklearnych, silnie radioaktywnych, z całej Europy w tym z Niemiec!

Faktycznie "eko" energetyka... 100 razy gorsza od węgla jeśli chodzi o zagrożenia dla środowiska i zdrowia ludzi.

Już o tym pisałam, że Niemcy przestawiają energetykę na źródła odnawialne i że do nas chcą przekazać swoje odpady silnie radioaktywne z elektrowni jądrowych , bo nie mają co z nimi zrobić, bo ich się nie da bezpiecznie składować i stanowią realne zagrożenie dla zdrowia ludzi i środowiska naturalnego !


Pisałam o tym > TUTAJ


Myślę, że tabletki z jodem, które zakupili Niemcy, to nie są tylko w razie wypadku w elektrowni, ale również, a może głównie dlatego, że silnie radioaktywne odpady z elektrowni jądrowych, które składują w beczkach pod ziemią, w starych kopalniach, przeciekają powoli do wód gruntowych i istnieje realne zagrożenie masowego skażenia wody pitnej a co za tym idzie gleb, żywności.

To samo bagno chcą zrobić u nas a u siebie pozbyć się tego problemu a rząd w Polsce ich w tym wspiera kosztem zdrowia Polaków i środowiska naturalnego u nas.
I widać, że umowa ta jest realizowana.

Dzieje się to również dzięki Wam, Waszemu poparciu, Waszemu milczeniu, Waszej bierności odnośnie tego tematu ( bo w dobie mediów społecznościowych i robionych wcześniej akcji typu protestu ACTA, można zabierać głos i wywierać nacisk "kupą" na polityków jak się chce) 

Co z tego, że dadzą Wam ochłapy z pańskiego stołu w postaci jałmużny typu 500 plus czy innej ( którą tak jak  dali mogą zabrać, szantażować tym, czy kupować Wasze głosy), jeśli jednocześnie dążą do tego by Wasze dzieci chorowały, cierpiały i w końcu umierały nie dożywszy emerytury....w imię własnych interesów.

Że to nieekologiczna technologia to chyba już nie macie wątpliwości?

Ale serio nadal wierzycie w to, że olbrzymia kasa z budżetu i kasa z prywatnych amerykańskich koncernów idzie na to byście Wy mieli tańszy prąd?.....albo że chodzi o bezpieczeństwo energetycznie Polski?















14 sie 2019

Pakiet onkologiczny - udogodnienie czy propaganda?

Pakiet onkologiczny - udogodnienie czy propaganda?


Pakiet onkologiczny, czyli tzw. szybka terapia onkologiczna, w założeniu miał służyć ludziom z podejrzeniem nowotworu lub ze zdiagnozowanym nowotworem do tego, by byli jak najszybciej zdiagnozowani, skonsultowani lub "leczeni"i żeby nie musieli czekać, bo jak wiadomo czas w przypadku tej choroby gra ważną rolę...

No i chwalono się tym pomysłem tak jak każdym innym.

Założenie może i dobre tylko moje pytanie brzmi: 

Który z pacjentów z podejrzeniem raka lub zdiagnozowanym rakiem ma czas czekać????  Odpowiedź jest chyba oczywista. Żaden, więc z pakietu onkologicznego powinni korzystać wszyscy a jeśli tak, to po co on jest?

Ostatnio miałam okazję się przekonać po co.


Przy rejestracji do poradni szpitala wojewódzkiego, do którego pacjent musiał dojechać z innego miasta.

rejestratorka:    - Wizyta w marcu. (!)
pacjent:            - No ale ja mam skierowanie od lekarza na CITO.
rejestratorka:  - Na CITO to musi być DILO a jak nie ma to normalna rejestracja jest na marzec.


...............

Człapu człap, ten sam pacjent idzie po raz drugi do swojej przychodni i lekarza pierwszego kontaktu, informuje, że nie zarejestrowano go, bo na CITO to muszą mieć DILO.

Lekarz na tym samym skierowaniu u góry dopisuje długopisem "DILO" wysyłając do pokoju pielęgniarek... Tam panie grzebiąc w komputerze mówią że kartę w wojewódzkim, to on już ma i czego od nich chce...ale dzwonią żeby się upewnić.

 Nie wiem , gdzie się upewniały ale o tym niżej.

..................

Wchodzę na stronę NFZ dla lekarzy, czytam o tym DILO z czym to się "je".

Jest to po prostu system internetowy, w którym lekarz rejestruje skierowanie w ramach szybkiej terapii onkologicznej, drukuje druk skierowania i wydaje pacjentowi a ten potem rejestruje się w konkretnej placówce specjalistycznej i jest szybciej (.........) przyjęty.

Orientuję się więc, że ten świstek z odręcznym dopiskiem lekarza "DILO" można wyrzucić do kosza, z drugiej jednak strony, może pielęgniarki, które sprawdzały i w komputerze i telefonicznie, że karta tam jest aktualna wiedzą lepiej.

Na wszelki wypadek postanawiam jednak zadzwonić do wojewódzkiego, by znów na próżno nie jechać bo blisko nie jest.

ja:
 - Dzień dobry, chciałam sprawdzić, czy mnie dobrze poinformowano, u Państwa w rejestracji nie zarejestrowano skierowania na CITO bo powiedziano , że musi być DILO, natomiast tutaj u nas poinformowano, że karta już jest u was założona i nie trzeba DILO.

rejestratorka:
- A jakie nazwisko ?  ( tu podaję)
 A to karta już wygasła, trzeba się zarejestrować od nowa, to musi być DILO, tzn. można się zarejestrować też na CITO, ale wtedy wizyta w marcu (!) 
A DILO to lekarz musi zarejestrować druk w systemie i wtedy z tym drukiem do nas.

Na marginesie chyba zapytam tego lekarza , który nie potrafi wypisać prawidłowo skierowania, czy jest idiotą, czy lubi z pacjentów takowych robić.


Już rozumiecie na czym polegała ta reforma i "udogodnienie" ?


Zamiast słowa CITO jest DILO a wyraz "cito" stracił na znaczeniu i oznacza, że czeka się na wizytę u specjalisty  tak samo jak kiedyś czekało się bez cito, czyli zwykłym trybem....No i więcej biurokracji.

Władza super żongluje pojęciami w tej całej propagandzie sukcesu, we wszystkich zresztą dziedzinach życia.

Tyle, że czego człowiek nie "dotknie" to wszędzie fikcja i zamiast ułatwień coraz większa biurokracja i obciążenia dla obywateli, zwłaszcza tych najsłabszych, czy najskromniej uposażonych. Bo silni , zdrowi i bogaci sobie poradzą nawet w takim bagienku.


PS. dopisek:

Odnośnie DILO potem była kolejna szopka, bo twierdzili , że jak jest jedna karta DILO to już nie można mieć drugiej założonej.

Koniec końcem okazało się, że można mieć dwie karty DILO zarejestrowane a nawet trzy, jeśli rozpoznanie dotyczy np. dwóch różnych rodzajów nowotworów ( tak, niestety takie sytuacje są coraz częstsze...i tu właśnie była taka sytuacja ).

































7 sie 2019

Dobra praktyka czy interes?

Dobra praktyka czy interes?


Robiąc zakupy w hipermarketach, doskonale wiecie, że bombardują nas one tłem muzycznym, bynajmniej nie dla naszej przyjemności, tylko w celach marketingowych. 

Podobno sprzyja ono zachowaniom konsumpcyjnym, jest dobierane przez "fachowców", za co markety słono płacą.

Osobiście mnie to "przymulające" (może to zamierzony efekt, by nie myśleć trzeźwo i nie kontrolować ile rzeczy już ma się w koszyku i ile kosztują ) tło męczy i po wejściu do hipermarketu chcę jak najszybciej z niego wyjść. Kupuję to, co mam na liście zakupów i dość szybko się z takich sklepów ewakuuję. Najczęściej jednak robię bieżące zakupy np. żywnościowe na pobliskim ryneczku od babeczek przyjeżdżających ze wsi , małych sklepikach osiedlowych lub w naszej sieciówce "Społem".

Współczuję jednak ludziom, którzy muszą tam pracować, bo nie dość, że pracują w otwartej , kiepsko wentylowanej,  przestrzeni, bez otwieranych okien, cały czas przy szkodliwym dla oczu ( i nie tylko dla oczu ) sztucznym oświetleniu świetlówek, gdzie ogólny poziom hałasu pewnie przekracza normy, to jeszcze właściciel galerii czy wielkopowierzchniowego sklepu, czyli ich zatrudniający, funduje im dodatkową dawkę tego hałasu mając w czterech literach BHP. 

Właśnie jedna z sieci chwali się w mediach  akcją "Godzina ciszy", która ma polegać na wyłączeniu tła muzycznego na godzinę, przygaszeniu świateł i wyłączeniu telewizorów, dla komfortu ludzi z autyzmem...

Brzmi fajnie taka inicjatywa prawda? 

ale dalej mamy intencje:

.... bo nadmiar bodźców dźwiękowych i wzrokowych jest dla nich utrudnieniem w....robieniu zakupów.

Intencje zwyczajnie marketingowe a nie pro-ludzkie. Większy komfort - dłużej w sklepie - większe zakupy - więcej kasy.

Fajnie, że ludziom z autyzmem będzie łatwiej robić zakupy, z drugiej jednak strony gdyby sieciówkom faktycznie chodziło o komfort i zdrowie ludzi, to w marketach zawsze była by cisza i inne światło a przede wszystkim otwierane okna i tlen.

Wszak hałas oddziaływuje negatywnie na cały organizm i podczas kiedy robiący zakupy przebywają w nim przez no...powiedzmy maruderzy godzinę, to pracownicy muszą w nim przebywać co najmniej 8 godzin codziennie, nie mówiąc już o braku tlenu.

Myślę, że nie tylko "autystycy" będą robić celowo zakupy w ramach tej godziny "ciszy", ale nie "autystycy", którzy wolą ciszę w sklepach również. 

Inna rzecz, uruchomienie oddzielnej kasy dla ludzi z autyzmem....szczerze? 

Jakbym miała autyzm, to wcale nie chciałabym oddzielnej kasy, bo mimo, że nie ma się czego wstydzić, to niekoniecznie chciałabym żeby wszyscy wokół wiedzieli co mi dolega, bo to podobnie jakby zrobili oddzielną kasę dla chorych na raka, czy innych chorych. 

Nie każdy chce się zwierzać wszystkim wokół, z którymi nawet nie rozmawia, ze swoich dolegliwości. Bo dla obcych ludzi, z którymi nie mamy żadnej relacji, nawet zwykłej rozmowy, to jest nieistotne i nie muszą o tym wiedzieć.

Więc jak dla mnie dziwny pomysł, no bo co? Będą legitymować tych ludzi i sprawdzać, kto ma autyzm a kto nie? 

Pamiętam sytuację, gdy podróżowałam jako opiekun osoby tzw. niedowidzącej ( na wygląd nie widać było że niedowidzi bo taszczył nasze bagaże) gdzie zarówno osobie niepełnosprawnej jak i opiekunowi przysługuje ulgowy bilet, wsiadaliśmy do autobusu i to ja kupowałam bilet a kierowca mimo, że miał pokazaną legitymację niepełnosprawnego zaczął komentować, że to nie jest niewidomy, trzeba było mu tłumaczyć, że niedowidzący w świetle przepisów też ma zniżkę, oczywiście przy całej widowni w autobusie.... Sytuacja niekomfortowa dla niepełnosprawnego.

Poza tym są jeszcze inni chorzy, np. ktoś o kulach pokuśtyka do "normalnej" kasy i będzie stał w kolejce, ktoś kto ma tendencję do omdleń też, jakaś babcia, która się słabo czuje również itd itp. i kolejka się wydłuży bo przecież kas nie przybędzie, tylko jedna "normalna" ubędzie.

Co o tym wszystkim myślicie?
























3 sie 2019

Przebłysk myśli po obudzeniu

Przebłysk myśli po obudzeniu 


Świat jest taki, jakie są kobiety, które mężczyźni wspierają w tym świecie, materialnie i energetycznie.

Bo to one na każdym poziomie ( najważniejszym energetycznym, duchowym, o czym mówią starożytne przekazy, starosłowiańskie też i widzę to również wyraźnie na wielu przykładach z życia) wzmacniają ich mentalność/charaktery/wartości w kontekście swojej mentalności/wartości i opartego na tym własnego życiowego interesu, czyli wybiórczo te cechy w mężczyźnie, które poprawiają i wzmacniają ich własny status życiowy.

To one, wychowując potem ich dzieci (w małżeństwie lub poza), mają na nie największy wpływ przekazując kolejnym pokoleniom swoją mentalność i swoje wartości. 

Dlatego ma znaczenie przeszłość kobiety, jak potraktowała "byłych", jak traktuje innych ludzi prywatnie czy w pracy, czy dba tylko o to co jest "jej", jakie ma wartości. Bo za przeproszeniem dosadnie z "kurwy" (  nie mam tu na myśli stosunków seksualnych, tylko charakter i mentalność)  nie robi się święta tylko dlatego, że wyszła za mąż, czy urodziła dziecko... Jakie potem wartości, przekonania, mentalność, podejście do życia i innych, zaszczepi temu dziecku, przecież nie inne niż sama ma...

De facto świat jest taki, na jakim poziomie świadomości są mężczyźni..... 
..a mężczyźni są na takim poziomie świadomości na jakim chcą być utrzymywani przez kobiety, które wybierają...


Tak w skrócie, bo temat dość szeroki.


Nie-ludzie cz.1 - czyli rzecz między innymi o zmianie podejścia do wartości własnych - c.d.n

Nie-ludzie cz.1 - czyli rzecz między innymi o zmianie podejścia do wartości własnych c.d.n



W sumie temat tak szeroki, że nie wiem z której strony zacząć. 

Do podjęcia tematu zainspirowało mnie wieloletnie bywanie na czacie najpierw jednym, potem drugim. Chociaż nie wiem czy "inspiracja" w tym kontekście to właściwe określenie...

Pamiętam z socjologii stwierdzenie, że szkoła to takie odbicie społeczeństwa i stosunków społecznych w mikroskali. 

Wiele osób z różnych rodzin, o różnych charakterach, na różnych stopniach rozwoju społecznego, emocjonalnego, mentalnego, z różnymi zaburzeniami osobowości czy chorobami, osób, których towarzystwa nie wybiera się selektywnie, ono po prostu jest dane, osób przebywających codziennie razem, na dość małej przestrzeni. 

Ponoć wystarczy badać szkołę, by zbadać społeczeństwo.

Podobnie myślę jest z czatem, zasadniczą różnicą jednak jest to, że na czacie obecność jest dobrowolna, podczas gdy w środowisku szkoły obowiązkowa ( obowiązek nauki i wypełniania obowiązków zawodowych bez wpływu na to, z jaką grupą się uczy czy pracuje ). 

Inną istotną różnicą jest brak ciała fizycznego w kontakcie z drugim ciałem fizycznym i nie, nie mam tu na myśli współżycia seksualnego, zwyczajny brak kontaktu fizycznego i brak możliwości odczytywania mowy ciała czy słuchania głosu ( a w głosie bardzo wiele słychać ) , tym samym zubożenie interakcji o istotne źródła informacji, co ma swoje konsekwencje, ale o tym potem.

Trzecia to pewien stopień anonimowości dla przeciętnego użytkownika i brak możliwości weryfikacji osoby-nicka z osobą-człowiekiem, co sprzyja z jednej strony swobodnemu pokazywaniu twarzy bez maski, która nakładana w realnym życiu społecznym, ułatwia pełnienie jakiś ról, czy załatwianie interesów zawodowych, życiowych ( a tak, ludzie nawet, a może zwłaszcza wobec osób z którymi żyją prywatnie na co dzień noszą maski, a "nie swoich" traktują inaczej, często gorzej albo odwrotnie ),  ponieważ istnieje przeświadczenie ( i w dużej mierze tak jest), że czat i wirtualna sfera daje "wolność" rozumianą jako brak ponoszenia osobistej konsekwencji za dokonane czyny.

Z drugiej strony przez część osób maski bardzo chętnie są na czatach ( czy w innych portalach społecznościowych, komunikatorach itp) wykorzystywane, by samemu sobie potwierdzać coś tam, podbudowywać ego, "złowić" partnera, bo np. co za problem wkleić emotkę uśmiechu, kiedy akurat wcale nam do śmiechu nie jest, albo wykazać swoją "wspaniałość" dyskredytując innych, najlepiej nieobecnych.

Stąd biorą się wszelkie techniki zarówno komunikacji jak i manipulacji stosowane również w "realu", tyle że tutaj jest ich większe zagęszczenie.

Działają one na czatach silniej ( z powodu ograniczonej możliwości weryfikacji ), ale też może łatwiej niektóre czasem zdemaskować o ile zapisują się tzw. logi z rozmów. Wszak w internecie nic nie ginie, słowo pisane gdzieś zostaje, więc łatwiej komuś udowodnić np. kłamstwo, niż to kłamstwo udowodnić w realu.

Niemniej jednak wszelkie techniki manipulacji, dyskredytacji, mobbingowe ( dzisiaj modne określenie "hejt" ) działają poprzez takie same mechanizmy zarówno w wirtualnej rzeczywistości jak i poza nią.

c.d.n













2 sie 2019

Ciastka kakaowe z nadzieniem czekoladowym

Ciastka kakaowe z nadzieniem czekoladowym



Dostałam dzisiaj od dumnej z wypieku, rodzinnej młodzieży, ciacha z wylewającą się ze środka półpłynną czekoladą , mniam.

Pyszne, dlatego podaję tutaj przepis, wychodzi z niego ok. 14 sztuk ciasteczek.

Składniki:



  • 1 1/3 szklanki mąki pszennej
  • 1 jajo
  • 100 gram masła o temperaturze pokojowej
  • 100 gram czekolady deserowej ( może być mleczna)
  • 1/2 szklanki cukru pudru
  • 2 łyżki kakao
  • 1/2 łyżeczki sody spożywczej
  • 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia


Masło pokroić i ocieplić do temperatury pokojowej. Zmiksować z cukrem pudrem i kakao na masę. Dodać jajko i miksować ok 3 minut.

Oddzielnie wymieszać mąkę z sodą i proszkiem do pieczenia. Przesypać do ubitej masy i razem zmiksować.

Z powstałej masy uformować okrągłe małe placuszki ( o średnicy minimalnie mniejszej niż średnica szklanki i grubości ok 0,5 cm ), na każdy nakładać tabliczkę czekolady, przykrywać drugim krążkiem i zlepić brzegi razem.

Nagrzać piekarnik do 180 stopni C i piec 13-15 minut.

Polecam do herbatki, kawki.




Ot takie sobie pytanie i taka sobie myśl

Ot takie sobie pytanie i taka sobie myśl


.....

- A nie jest tak, że instynkt przetrwania to jedynie sztuczka natury na przedłużenie gatunku? 

Raczej nie jest tak, bo naturalny instynkt przetrwania dopada też tych, którzy gatunku nie chcą albo nie mają szansy przedłużyć....Imperatyw przedłużania gatunku to jedno a imperatyw przeżycia to drugie...




1 sie 2019

Refleksja i przypowieść o wróbelku.

Refleksja i przypowieść o wróbelku.


Tak mi się przypomniała w związku z pewną dzisiejszą rozmową na czacie i dość częstą obserwacją kurzej ślepoty ludzi na perfidne manipulacyjne ale w tzw. "kulturalny" sposób przeprowadzone działania innych osób, z jednoczesnym piętnowaniem autentycznych, podyktowanych dobrymi intencjami zachowań i słów wyrażanych wprost, aczkolwiek nie zawsze tzw. grzecznych.
Przy czym dla takich ślepych osób ci pierwsi są "ok" a ci drudzy są "be".

Do tego obojętność i bierność, na te pierwsze działania uskuteczniane wobec innych (a co za tym idzie wspieranie takich zachowań i takich osób w społeczeństwie), z naiwną, nieuzasadnioną wiarą, że "mnie to nigdy nie spotka".

Nie wiem, przeraża mnie ( tak, bo długo się broniłam przed takim myśleniem)  to,  ale od jakiegoś czasu zaczynam myśleć , że coraz więcej ludzi w Polsce staje się coraz bardziej ślepych, obojętnych na wszystko, płytkich, wygodnickich i wybiórczych w ocenach zarówno innych ludzi jak i zjawisk, bez empatii i zwyczajnie głupich...


Przypowieść o wróbelku


Wróbelek lecąc na północ zamarzł i spadł na ziemię, wpadł w ciepły krowi placek, leżąc w nim odtajał, obudził się i ciesząc się, że żyje zaczął radośnie ćwierkać. Wtem pojawił się kot, wyciągnął go i zjadł.

Wnioski:

Nie każdy kto na Ciebie nasra jest Twoim wrogiem.
Nie każdy kto Cię wyciągnie z gówna jest Twoim przyjacielem.
Jak będzie Ci ciepło i wygodnie, trzymaj dziób na kłódkę.

Ale co zrobić, jak nie będzie ciepło i wygodnie...nie wiem...jak będziesz siedzieć cicho, to jeszcze mogą na ciebie dodatkowo "srać", jak nie będziesz siedzieć cicho, to mogą cię też zjeść...