Późnym wieczorem koleżanka nagle spytała:
- Chcesz pojechać nad jezioro oglądać wschód słońca?
- Jak to?... Z kim? Gdzie?
- Z moim kolegą. Do Krasnobrodu.
- Hmm... A o której musiałabym wstać?
- O 4 nad ranem wyjazd.
- A ty nie pojedziesz? Tak sama mam jechać?....
- No, on ze mną nie chciał jechać, tylko z tobą.
Zaśmiałam się. Spryciara, jak to wykombinowała mi "niby-randkę" w ciemno ;)
- Hm... - dłuższa chwila zastanowienia. - No ok, to pojadę, czemu nie.
Czas najwyższy po odbytej żałobie, zacząć poznawać i przebywać w towarzystwie mężczyzn, również w jakiś ładnych sceneriach. To mi na pewno nie zaszkodzi. Aczkolwiek odwykłam, zdziczałam, nie wiem czy będę miała o czym rozmawiać.
Po zrobieniu kanapek na tę eskapadę, w zasadzie nie bardzo opłacało się iść spać. Ledwo się położyłam a już trzeba było wstawać. Na pół sennie dokonałam "porannej" toalety. By zapleść włosy już mi brakło czasu, musiałam przecież jeszcze zrobić herbatę do termosów, nie ruszam się w teren bez kanapek i picia.
Czwarta nad ranem.
Zarzucam na ramię mały plecak, łapię w pośpiechu czapkę z daszkiem i wychodzimy przed blok. W ciemności widzę czarnego ( a przynajmniej wydawał się czarny ) "konia" z napędem chyba na 4 koła ( nie znam się na koniach, rozróżniam tylko kolor ;) ).
W naszym kierunku idzie Czarny Rycerz. Przedstawia się, ja też. Zaprasza do swojego rumaka. Wsiadam z lekkim trudem nieprzyzwyczajona do tak wysoko umieszczonego, w stosunku do niższych "koni" , strzemienia. ;)
Zostaję doceniona za to, że chciało mi się tak wcześnie wstać by pojechać. ;)
Miejsce docelowe tej wycieczki to jeziorko w Krasnobrodzie w celu rozpoznania warunków podczas mgły dla zrobienia sesji zdjęciowej w przyszłości.
Wcześniej byłam już w tej miejscowości przejazdem z koleżanką i jej kolegami. Nie widziałam wprawdzie jeziora ale podjechaliśmy wtedy do Kaplicy "na wodzie" z XVIII w. , zwanej cudowną lub Kaplicą objawień. Jest ona słynnym miejscem kultu Maryjnego. Drewniana kapliczka stoi na betonowych słupach nad wybijającym ze skał wapiennych źródłem, którego woda uznawana jest za cudowną i uzdrawiającą. W związku z tym ludzie czerpią ją do picia i obmywania się.
Źródło uznawane jest za pomnik przyrody nieożywionej, Temperatura wody jest stała i wynosi 8 stopni C. Według ludowych przekazów, właśnie w tym miejscu miała się ukazać Jakubowi Ruszczykowi Matka Boska.
Dojeżdżamy na miejsce, okazuje się, że mgła jest niewielka. Słońce zaczyna się wynurzać zza horyzontu i wydobywa powoli z mroku kształty otoczenia. Robi się jasno....wschód słońca i do tego lekka mgła są zawsze pełne uroku
( choćby się je widziało ileś razy ;) ), zwłaszcza w takim miejscu, gdzie woda, las, pomosty i mostki, "promenada" wokół meandrów jeziorka. Bo to nie jest jeziorko w formie owalu, tylko poprzedzielane zakolami, półwysepkami z fragmentami lasu i ukrytymi w nim domkami wypoczynkowymi.
"Cykamy" zdjęcia. Mam okazję pobawić się lustrzanką cyfrową, żałując, że takiej nie mam... Rozmawiamy, okazuje się, że znaleźliśmy płaszczyznę wspólnych tematów.
Nad wodą moczy kije kilku wędkarzy, jeden sprytnie mnie komplementuje zwracając się nie bezpośrednio do mnie, tylko do mojego towarzysza :
- Gdzie można znaleźć taką ładną koleżankę?
( mam ochotę odpowiedzieć : w internecie Panie , w internecie ;) )
:D spryciarz.... jakby bezpośrednio zwrócił się do kobiety, to ryzykowałby, że dostanie w zęby od jej faceta, a tak, mnie było miło, Rycerzowi też było pewnie miło ;)
Dalej ładna piaszczysta plaża. Woda nie zachęca mnie jednak do kąpieli. Mimo dużych upałów w dzień, ranek jest chłodnawy a ja jestem ciepłolubcem. Mimo, że wzięłam kostium kąpielowy, mimo, że Rycerz proponuje oddanie mi swojego ręcznika, nie rozbieram się, siadam na plaży, zjadam śniadanie i obserwuję jak pływa. Potem częstuję go kanapką, co zresztą docenia a ja doceniam, że On docenia, bo nie każdy docenia.
Krasnobród jest mieścinką wypoczynkową, nieopodal jeziorka znajduje się niewielkie wzgórze z wieżą widokową. Wdrapujemy się tam po schodkach, niestety wieża akurat była zamknięta, lecz z samego wzgórza też był ładny widok na okolicę, który podziwialiśmy siedząc na ławce.
Postanawiamy wracać. Po drodze do Zamościa Rycerz mówi, że zna fajne miejsce ze źródełkiem i pyta czy chcę zobaczyć. No pewnie, że chcę.
Zatrzymujemy się po drodze przy ścianie zieloności. Zostawiam plecak, zabieram tylko dwie kubko - nakrętki z moich termosów. Schodzimy z jezdni nieco w głąb zarośli i drzew, i jest, wybija spośród kamieni. Dwie osoby z kilkoma plastikowymi 5 litrowymi butelkami po wodzie mineralnej czerpią ze źródła. Dowiadujemy się, że przyjeżdżają tu z Zamościa by czerpać sobie wodę do picia, że takich ludzi jest więcej, bo woda dobra. Odchodzą, zostajemy sami.
Robię użytek ze swoich kubków, mojego towarzysza zaskakuje, że mam dwa :D. Po chwili delektujemy się naturalną, zimną energetyczną wodą wśród zieleni. O poranku. Łagodne jeszcze światło słońca zarysowuje sylwetki. On robi mi zdjęcie, wyszło ładne, taka "zamyślona w zieloności o poranku" :)
Nie poprzestaję na źródełku, idę w zieloność, w głąb zarośniętego, rozlewiska jakby groblą, nagle trafiam na stojący krzyż. Wygląda nieco dziwnie, nie ma żadnego napisu, nie jest to chyba też mogiła....
Spacerując w okolicy napotykamy na pozostałości czyjegoś gospodarstwa, walają się jakieś zardzewiałe resztki sprzętów rolniczych.
Czas wracać, oboje jesteśmy niedospani.
Skracając drogę przez pola po żniwach, zatrzymujemy się jeszcze na chwilę. Z tej perspektywy widać panoramę Zamościa nieco inaczej. Chyba rzadko, który turysta widzi to miasto z takiej strony. Proszę by On zrobił mi zdjęcie tego widoku.
To był miły początek tamtego dnia.