25 lis 2016

Nie jestem spontaniczna...

Nie jestem spontaniczna.....


Kiedyś koleżanka powiedziała : " Na asertywność na rynku pracy mogą sobie pozwolić mężatki " ( konkubiny)....
Podobnie, choć nie do końca tak samo, jest ze spontanicznością...

Może kiedyś temat rozwinę a może nie...

21 lis 2016

Pomiędzy

Pomiędzy


" - Przyszedłeś się ze mnie śmiać, czy do mnie uśmiechać?... odpowiedz.
-  Tak, przyszedłem (...)
- Widzisz tutaj kółko?..
- No nie, bo zamazałaś.
- Bo to było wczoraj i nie ma, jest tylko dziś. Lubisz dziś?
- Znaczy chodzi ci, że dziś jest ok?
- Musisz lubić dziś, bo dziś ciebie polubi, a o wczoraj zapomnij, to ono zapomni o tobie.
- Niezłe, a o jutrze też coś masz?
- O jutrze nie wolno, ono nie jest nasze. O świcie do każdego przyjeżdża wóz i przywozi mu jego jutro, ale wcześniej nie wolno tego dotknąć, bo nie wiadomo, czy będzie twoje. A teraz co widzisz?
- Kwiatek.
- Czyli co to jest? Naprawdę nie wiesz?
- No nie...
- To jest nasze spotkanie, wiedziałam, że do mnie przyjdziesz i narysowałam kółko. Jakbyś się ze mnie śmiał albo byś mnie uderzył, to bym je po prostu zmazała."


( "Ogród Luizy")


14 lis 2016

Krótka refleksja o samotności

Krótka refleksja o samotności


Krótka, więc w dużym uproszczeniu...taka zajawka z intencją głębszego wejścia w temat, w przyszłości, bo samotność nie jest mi obca.

Ludzie mylą pojęcie bycia samym ( kiedy człowiek jest fizycznie sam ), bycia samotnym ( kiedy czuje się wewnętrznie psychicznie, emocjonalnie samotny nawet będąc z innymi ), jeszcze nieco czym innym  jest osamotnienie, kiedy człowiek nie dokonuje wyboru, kiedy jest na nie skazany.

Można być samemu fizycznie ( bez rodziny, partnera życiowego, przyjaźni ) a nie czuć się samotnym, bo może wystarczają luźne relacje społeczne typu koleżeńskiego. Taka "samotność" jest zazwyczaj wyborem, i samotnością, tego stanu bycia nie można nazwać, jeśli nie jest tak odczuwana i komuś jest tak dobrze.

Samotnością jest dopiero bycie wśród ludzi, często tzw. bliskich ( rodzina, partner ) a mimo to wewnętrzne poczucie samotności. Taki stan częściowo jest wyborem, bo np. partnera i rodzaj relacji w dużej mierze wybieramy sami, noszenie maski na twarzy i ukrywanie prawdziwego "ja" też wybieramy poniekąd sami.
W ten sposób tworzymy relację opartą na pozorach, w której boimy się braku akceptacji jeśli będziemy sobą. Brak w niej prawdziwej bliskości opartej na akceptacji , zrozumieniu, a to rodzi poczucie samotności, o czym wspomniałam już w kontekście miłości > TUTAJ 
Oczywiście ta świadomość samotności jest na różne sposoby zagłuszana tzw. laytowym życiem, dostarczaniem bodźców z zewnątrz, pracoholizmem, alkoholem, "relacjami" w internecie itd., w ten sposób ucieka się od refleksji i prawdy o sobie, o tej drugiej osobie i relacji , która nas z nią łączy. Jesteśmy z tą kobietą lub mężczyzną nie dla nich jako takich, lecz dlatego, że pozwalają nam uniknąć samotności, uprzedmiotowiamy tę drugą osobę i siebie. Uciekamy przed braniem odpowiedzialności. 

Osamotnienie jest na ogół sytuacją wymuszoną, jest opuszczeniem przez innych ( w różnych sytuacjach, z przyczyny niepowodzeń życiowych, śmierci lub opuszczeniu przez współmałżonka, ukochanego, rodziców, biedy, bezrobocia, starości, choroby itp. ). Jest doświadczeniem utraty, odrzucenia, wyizolowania, obcości wśród innych ludzi i ich obojętności wobec nas.

Czasem jednak człowiek sam się izoluje, mimo chęci bycia przy nim, z nim, mimo życzliwości innych osób.
Paradoksalnie, bywa tak nawet wtedy, kiedy boli go samotność, kiedy pragnie czegoś innego. Spowodowane jest to zwykle urazem z przeszłości, na skutek którego się cierpiało,  strachem przed ponownym cierpieniem, może też poczuciem "jestem niegodny", "nie zasługuję",  ( słyszy się od takich osób "po co ci taki ktoś jak ja", "nie chcę litości","wolę być sam niż.. "itp ), wtedy pozostawanie w samotności jest mniej bolesne niż zabita rozczarowaniem nadzieja.
pozostawanie w samotności pomimo, że pragnie się czegoś innego, może być też niekiedy spowodowane poczuciem winy, a czasem pychą - przekonaniem, że inni są mi niepotrzebni. 
Bywa, że to niewiara w dobre intencje.

"Bóg jest obecny w każdym człowieku, który jest ci przychylny, dla którego jesteś wart trudu, który z Tobą idzie i pozostaje, kiedy zapada wieczór."

W sensie duchowym można by rzec, że nigdy nie jesteśmy samotni, ponieważ jest w nas cząstka miłości Bożej.

Ten stan można wykorzystać dla rozwoju wewnętrznego ( choć ktoś może spytać " po co?" )
W samotności jest czas by spojrzeć w siebie. Zwłaszcza samotność jako konsekwencja wyboru jest tą, która sprzyja uczeniu się bardziej uporządkowanego życia, nauczenia się budowania więzi ze sobą samym, przez co przygotowuje do lepszego budowania więzi z innym człowiekiem. Poprzez samotność możemy odkrywać głębię nie tylko swojego świata, swojego człowieczeństwa, ale też doceniać więź z drugą osobą.
Czasem przejściowy stan samotności to taka konieczność życiowa umożliwiająca powroty do równowagi, poukładanie się wewnętrznie od nowa po "kataklizmach" życiowych. Trzeba mieć w życiu wewnętrznym taką ostoję, która da niezbędny dystans, odwagę, zrozumienie, gotowość
rezygnacji, poczucie wewnętrznej mocy, by móc dalej żyć w świecie zewnętrznym.

To chyba ta dobra strona, być może jedyna.

W sensie takim zwyczajnym , ludzkim:

"........
Kiedy nikt nas nie żegna i nikt nas nie wita,
Nikt się za nas nie modli - nie tęskni, nie pyta.
I żadne dla nas serce nie drży i nie bije,
I gdy nie ma istoty co kocha i żyje
W nas i dla nas! "
(Józef Narzymski)

Człowiek samotny, osamotniony, nie jest nikomu potrzebny ( w sensie psychicznym ) bo nikt nie tęskni za jego obecnością, nikogo nie obchodzi co się z nim dzieje, gdy umiera nikomu go nie brakuje..... bez względu na to co robił za życia dla innych...

Samotność to moment, gdy jest ci źle na duszy, a nie masz lub nie możesz z nikim o tym porozmawiać, kiedy nie ma nikogo kto by chciał podjąć próbę zrozumienia. Kiedy nie ma nikogo, kogo by obchodziły twoje potrzeby, bo myśli tylko o swoich, nie zważając na ciebie.

Przypomniał mi się widok (który ktoś mi pokazał robiąc zdjęcie) nikomu niepotrzebnego , drewnianego krzesła wyrzuconego  na śmietnik....w pewien chłodny wieczór.

Bo samotność to poczucie, albo/i bycie traktowanym jak to krzesło....ktoś jest i dla kogoś istniejesz, póki jesteś do czegoś potrzebny, póki spełniasz przypisaną ci rolę, zaspokajasz czyjeś potrzeby...jeśli nie, z dnia na dzień przestajesz istnieć, zostajesz wyrzucony na śmietnik jak grat...możesz tylko popatrzeć w światło okna i cienie w miejscu, w którym wcześniej byłeś i zatęsknić za złudzeniem...





Masala z kalafiora - potrawa indyjska

Masala z kalafiora -  potrawa indyjska



Danie z kuchni indyjskiej, bardzo smaczne ( i to nie tylko moje zdanie ), w sam raz na obiad, lub obiadokolację.
Dość łatwo się je przygotowuje. Porcja dla 2-3 osób.


Składniki:

  • 60 ml oleju 
  • 1 łyżeczka ziaren kminku
  • 1 duża posiekana cebula
  • 1/2 łyżeczki mielonej kurkumy
  • 1 łyżeczka mielonych ziaren kolendry ( ja trochę zgniatam a trochę zostawiam w całych ziarnkach )
  • 1 łyżeczka mielonych ziaren kminku
  • 1/4 llub 1/2 łyżeczki proszku chili ( nie daję, ponieważ nie lubię pikantnego )
  • 2 dojrzałe posiekane pomidory bez skórki
  • 2 duże ziemniaki ( czasem daję trzy, żeby było więcej i bardziej "treściwie" ;) ), obrane i pocięte w kostki
  • 1 kalafior rozdzielony na "różyczki"
  • 120g groszku zielonego ugotowanego ( świeżego, mrożonego)  lub z puszki
  • sól do smaku
  • 1/2 przyprawy "garam masala" ( można kupić gotową, można też zrobić samemu , przepis umieszczam na dole postu )
  • 1 łyżka świeżych posiekanych liści kolendry ( nie używam w tej potrawie )
  • opcjonalnie 3 łyżki stołowe masła niesolonego masła np. klarowanego, dla bogatszego smaku

W sporym rondelku ( lub garnku)  rozgrzać olej na średnim ogniu i dosypać ziarna kminku. Jak tylko zaczną "strzelać", dodać posiekaną cebulę i smażyć przez około 5 minut, aż zmięknie.

Zmniejszyć ogień i dodać kurkumę, kolendrę i proszek chili ( ja go pomijam ). Mieszając smażyć przez 2-3 minuty, następnie dołożyć siekane pomidory. Smażyć przez kolejne 3 minuty, cały czas mieszając.

Dodać ziemniaki i zalać lekko wodą ( wody tyle, by się nie przypaliło , udusiło, ale by nie zrobiła się z tego zupa ). Zagotować, przykryć garnek pokrywką i dusić, aż ziemniaki będą pół miękkie.

Dodać kalafior, ponownie dusić pod przykryciem około 10 minut, aż ziemniaki będą miękkie i kalafior prawie też.

Mieszając dosypać groszek, sól i przyprawę "garam masala". Przykryć i dusić przez 5 minut.
Zdjąć z ognia i na koniec można dodać posiekanej świeżej kolendry ( ja nie dodaję ).


Jak samemu zrobić przyprawę "garam masala "

Składniki:

  • 1 łyżka czarnego pieprzu ( lub trochę mniej chili )
  • 1 łyżka kminku rzymskiego
  • 1 łyżeczka goździków ( czubata )
  • 1 czubata łyżeczka nasion kopru włoskiego
  • 1 łyżeczka świeżo utartej gałki muszkatołowej
  • 5 strąków czarnego kardamonu ( jedna lub półtorej łyżki sproszkowanego )
  • 8 cm kawałek kory cynamonu ( pokruszyć )

Prażyć wszystko na patelni kilka minut, potrząsając lub mieszając. Zdjąć z ognia i poczekać kilka minut.
Wsypać do młynka i drobno zmielić. Przesiać przez sitko i zamknąć w szczelnym naczyniu.



5 lis 2016

Dziady - starosłowiańskie podejście do śmierci, obrzędy pogrzebowe i refleksje

Dziady -  starosłowiańskie podejście do śmierci, obrzędy pogrzebowe i refleksje



Starosłowiańskie podejście do śmierci 


Słowianie żyli dawniej w zgodzie z naturą, obserwując cykle w przyrodzie, toteż odwoływali się do niej  w swojej duchowości.
Dokonywali sakralizacji tego co zapewniało im ciągłość życia w sensie dosłownym, biologicznym, czyli pożywienie (aspekt przyrody), jak i na poziomie mentalnym, poprzez pamięć o przodkach (aspekt śmierci), która traktowana była wręcz jako warunek trwania życia rodziny, rodu.

Związek obserwacji przyrody ze śmiercią, był wyraźnie widoczny w obrzędowości świąt i symbolice. Mamy więc np. w Jare Gody, topienie Marzanny ( Mory, Mareny, Śmierciuchy), starosłowiańskiej bogini zimy i śmierci, której imię wywodzi się z indoeuropejskiego "mar - ", "mor-" , czyli śmierć. 

Jeden z najstarszych symboli kultury człowieka - jajko wywodzi się jeszcze z wierzeń w Wielką Matkę ( naturę )  i odrodzenia do ponownego życia poprzez powrót do jej macicy, lub właśnie jajka.
Na Słowacji (Nitra)  znajduje się cmentarz liczący około 7 tys. lat, na którym wszystkie grobowce mają kształt jajka, co jest wyraźnym symbolem odrodzenia.
Ozdabianie jajek przez Słowian miało wymowę magiczną, było poświęcone dobrych duchom, duchom ziemi. Toczyli je  potem na grobach zmarłych, co miało zapewnić im nowe życie.

Słowianie tradycyjnie dzielili wszechświat na trzy: Górny świat bogów ( Prawia ), Średni świat ziemski, materialnej rzeczywistości ( Jawia ) i Dolny świat istot duchowych, przodków ( Nawia ). Prawia zarządza i utrzymuje porządek widzialny ( Jawii ) i niewidzialny ( Nawii )

Wierzyli, że tak jak przyroda "umierając" odradza się , tak człowiek umierając w świecie Jawii , odradza się w innym świecie - Nawii.
Śmierć dla nich była przejściem do tego innego wymiaru.

Wyobrażenia naszych przodków dotyczące zaświatów opisuje Józef Kostrzewski ( 1949:354 ) : "Po śmierci ciała dusze szły do państwa umarłych, przebywając po drodze rzekę, płynącą na granicach świata, przez którą przeprawiały się po kłodzie czy moście".
Charakterystyczne jest przekraczanie granicy, jako symboliczne rytualne "przejście".

Wierzyli też jednak, że czasem, niektórzy, zwłaszcza ci zmarli śmiercią tragiczną, mogą powracać do żywych w postaci upiorów i szkodzić  im. Upiór bowiem miał dwie dusze, jedna odchodziła do Nawii, druga zostawała na ziemi w mogile.

Niektórzy badacze twierdzą, iż u ludów słowiańskich panowało przekonanie, że żona po śmierci męża powinna udać się razem z nim w zaświaty.

W "Mitologii Słowian" A. Gieysztor przytacza słowa Ibn Rosteha przekazującego informacje z IX-X wieku " Kiedy kto z nich umrze, palą go w ogniu, zaś ich kobiety, kto gdy im umrze, krajają sobie nożem ręce i twarze... " Innych informacji udziela Maurycjusz: " Niewiasty ich nad wszelkie przyrodzenie ludzkie bywają cne, tak , że wiele z nich śmierć mężową uważa za koniec własny i chętnie same się udławią wdowieństwa za życia sobie nie licząc " ( Brückner 1958:41 )

Znalazłam też o tym wzmiankę w " Historya prawodawstw słowiańskich", W.A. Macieiowski ( 1832, T.1 :71 ), w której autor opisując życie codzienne Słowian, powołuje się na źródła:  Prokopiusz około r. 562. p. n. Chr. Maurycy, r. 582-602. Lev r. 886-911. pisarze Greccy :
" Pospolicie odbierała sobie życie żona, po stracie męża, nie mogąc przeżyć iego śmierci."

Niektórzy autorzy blogów, w tekstach o starosłowiańskich zwyczajach, przywołują tutaj jako przykład, jeden z takich podwójnych grobów z X lub XI wieku, znaleziony w Bodzi na Kujawach. Pochowany w nim był, w pozycji embrionalnej, 25-letni mężczyzna, wojownik, który w dłoniach trzymał srebrny, ozdobny miecz. Tuż pod jego ciałem znajdowało się ciało młodej kobiety, które prawdopodobnie zginęła, by zostać pochowana razem z mężczyzną.
Jednak pochówek ten najprawdopodobniej nie dotyczy Słowian. Badania tego miejsca ( całego zespołu grobów ) wskazują na dawne obrządki wikińskie. Znalezione przy mężczyźnie przedmioty, wskazują na jego powiązania z Rusią Kijowską. Przypuszcza się, że mógł być jednym z Wikingów, najemnych wojów władcy Rusi Kijowskiej, Światopełka Przeklętego i na pewno musiał być blisko związany z dworem Bolesława Chrobrego.

Z kolei w innym grobie szkieletowym z okresu chrystianizacji natrafiono na pochówek podwójny, gdzie kobieta i mężczyzna trzymali się za ręce. ( Gerlach 1988:21 ) To jednak jeszcze nie dowodzi z całą pewnością tego, że kobieta popełniła samobójstwo po śmierci męża.
Nie stwierdzono więc, by zjawisko śmierci kobiet wraz ze śmiercią mężów, miało charakter masowy. Nie wiadomo też, jaka była jego przyczyna, czy nakazy duchowe,  przyczyny socjalno-bytowe, społeczne czy osobiste decyzje.

Według Słowian, ich zmarli bliscy czuwali nad całym rodem, wspierając jego członków, w trudnych sytuacjach. Można się było z nimi kontaktować i to od nich czerpano wiedzę i mądrość i siłę rodową.


Starosłowiańskie tradycje pogrzebowe


Po śmierci ciało człowieka było traktowane z należytą czcią.
Obmywano je wodą, po czym prawdopodobnie odziewano w płótno lniane. Jak przeczytałam ( "Jarstwo i wełniarstwo w dziejach słowiańszczyzny" Moes-Oskragiełło, 1888 r.)  len raczej nie był używany na odzież przez Słowian, którzy jak twierdzi autor, w celu przyodziewku używali dzianiny i tkanin wełnianych. Płotno lniane weszło według niego, do użytku jako odzież w dużo późniejszym czasie.
Autor powołuje się na dostępne źródła, oraz na fakt braku w języku słowiańskim wyrazów określających części odzieży, powiązanych z lnem, natomiast wiele z nich ma powiązania z wełną.
Len był w/g niego stosowany do wykonywania np. ręczników, również obrzędowych, oraz przyodziewku zmarłych, między innymi dlatego, że lepiej się palił od wełny.

Ile w tym prawdy nie wiem, ponieważ można spotkać się ze stwierdzeniami, dotyczącymi odzieży starosłowiańskiej, że len był podstawą ubioru, lecz na jakich źródłach opierają się autorzy tych twierdzeń, nie wiem, być może na znaleziskach archeologicznych i strzępkach znalezionych tkanin, tyle że takowe zwykle znajdowane są przy zwłokach, a to nie rozstrzyga sprawy.

Wiadomo natomiast, że w czasach późniejszych istniał obyczaj szycia "śmiertelnej" koszuli z białego lub szarego płótna, który zachowywał się długo na terenach Polski. Być może więc w starosłowiańskich tradycjach pogrzebowych też tak było.

Słowianinowi od narodzin do śmierci, w najważniejszych momentach życia towarzyszył lniany ręcznik obrzędowy, ozdobiony haftem krzyżykowym w kolorach czerwonym i czarnym, będącym   pełnym znaczeń językiem symboli. Był on sztandarem rodu , który pełnił ważną rolę w obrzędach, również w drodze do zaświatów.
Wierzono, że zawieszony w domu, potem na grobie, ręcznik daje schronienie duszy zmarłego, która może się w nim "schować" przez jakiś czas po śmierci. Wierzono, że dusza pozbawiona takiej ochrony będzie błąkać się po świecie i nie będzie mogła trafić na miejsce swojego wiecznego przeznaczenia.

Prawosławni jeszcze do dzisiaj wierzą, że przez 40-ci dni dusza zmarłego nie ma się gdzie podziać i szuka swojego miejsca, dlatego w tym czasie może się schować pod ręcznikiem, który zawiesza się po śmierci bliskiego na ikonie, a po 40-tu dniach zdejmuje i pierze.
Ręczniki wieszali też na krzyżach, lub zanosili do cerkwi, traktując je jako ostatnią ofiarę zmarłego.

Dlatego też,  możemy je jeszcze dzisiaj czasem spotkać na cmentarzach. Wypatrzyłam w tym roku taki ręcznik, zawieszony na krzyżu  np. na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie  ( na zdjęciu).
Choć obecnie to już raczej tylko tradycja, znaczenie duchowe i symbolika haftowanych motywów, odpłynęły w niepamięć.

Przy zmarłym czuwano całą noc, obrzęd ten nosił starosłowiańską nazwę "bdyn" ( czuwanie ), był to tzw. "pusty wieczór".
Co ciekawe zwyczaj ten zachował się, właściwie niezmieniony, jeszcze do naszych czasów, kiedy to czuwało się przy zmarłym przez całą noc, najpierw w domu, potem w kaplicy przykościelnej, w której leżało ciało, a być może nadal się jeszcze czuwa.
Pamiętam tą tradycję w mojej rodzinie, gdy czuwało się przy dziadku (w domu)  i babci (w kaplicy). Jeszcze wtedy ciało zmarłego było też myte i ubierane często przez członków rodziny, a nie firmę pogrzebową.

Moment wyniesienia zmarłego z domu oznaczał początek jego wędrówki w zaświaty.
Nasi przodkowie zachowywali przezorność i wynosili zmarłych nogami do przodu, by zmylić im drogę powrotną ( ten zwyczaj był żywy jeszcze w mojej rodzinie )

Ze źródeł etnograficznych wynika, że pierwsze pochówki były szkieletowe, dopiero w epoce brązu nastąpiła zmiana z pochówku szkieletowego na ciałopalny.
Przyczyny tej zmiany upatrują badacze w zmianie funkcji ognia, który w tym czasie zyskał nowe, duchowe znaczenie. Zaczyna być ściśle kojarzony ze słońcem i symbolicznie powiązany ze Swarogiem ( prasłowiańskie "svariti" - zagrzewać, skuwać w ogniu ), który był starosłowiańskim bogiem słońca i ognia, ojcem Swarożyca - boga ogniska domowego i ofiarnego, utożsamianego w/g części badaczy z Daźbogiem (Dadźbóg, Dażbóg), który według innych badaczy był syn Swarożyca, w/g jeszcze innych utożsamiany z samym Swarogiem jako bóg słońca ( w źródłach ruskich ).

Ogień pełnił funkcję oczyszczającą, towarzysząc więc śmierci, przez destrukcję ciała, symbolizuje w tym przypadku przeobrażenie.

Kremacja u Słowian była dominująca formą pochówku, jednak czasem w niektórych regionach stosowano pochówki szkieletowe, które w czasach rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa stopniowo zaczęły wypierać pochówki ciałopalne.

Najstarszy znaleziony grób na ziemiach polskich pochodzi sprzed 27,5 tys. lat. Znajdował się w Jurze Krakowsko - Częstochowskiej i był grobem półtorarocznego dziecka. Już wtedy pochówek zawierał się w sferze sacrum, świadczą o tym choćby dar grobowy, którym był naszyjnik z zębów zwierząt, który stanowił część stroju dorosłego człowieka.
W późniejszych czasach, w epoce brązu i żelaza, również wyposażano zmarłych w dary, takie jak broń, ozdoby, narzędzia.

Ciało zmarłego układano na stosie, przykrywano drewnem i dokładnie spalano.
Prochy i resztki kości składano w glinianych naczyniach tzw. popielnicach (pochówek popielnicowy), lub bezpośrednio w ziemi ( groby jamowe ), wraz z ozdobami, narzędziami, czy bronią, które posiadał zmarły. Zachowywano kolejność anatomiczną układania szczątków, na dnie popielnicy układano resztki kości kończyn, an górze kości czaszki. ( Ostoja-Zagórski 1998 : 88 )
Naczynie w wielu kulturach symbolizowało łono kobiece, a więc wkładając szczątki do popielnic niejako oddawano zmarłego Matce Ziemi, bóstwu płodności, ponieważ miał on znów narodzić się na nowo.

Początkowo prochy grzebano przy drogach, na polach, w lasach, potem w miejscu wyznaczonym na cmentarzysko. Lokalizację miejsc pochówków starosłowiańskich znamy pośrednio dzięki dekretom władców czeskich, Brzetysławów, w których zakazywano pochówków zmarłych na sposób pogański in silvis et in campis, czyli w lasach i na polach.

Mogiły przybierały formę kurhanów, kopców, lub grobów płaskich.

Interesującym miejscem jest cmentarzysko megalityczne w Wietrzychowicach na Kujawach, z tzw. kultury pucharów lejkowatych (prawdopodobnie byli to właśnie Słowianie. kultura ta pojawiła się na Kujawach 4 tys. lat p.n.e i tysiąc lat później rozszerzyła się w Europie od obecnych Niemiec, Holandię, aż po Ukrainę ), gdzie mamy pięć największych w Polsce (a może i w Europie) grobów szkieletowych w formie megalitycznych kurhanów, sprzed 5,5 tys lat ( zaczęto je wznosić o 1000 lat wcześniej niż krąg kamienny w Stonehenge, w Anglii ).

W grobach pochowani są, w pozycji na wznak, owinięci w płótno, tutaj wyłącznie mężczyźni, prawdopodobnie wysoko postawieni w hierarchii plemiennej. Co ciekawe dwóch mężczyzn ( 35 i 50 lat ) miało za życia wykonaną trepanację czaszki (młodszy z nich, 35-cio letni, cztery razy) i zabieg przeżyli.
Mogiły mają konstrukcje kamienne z głazów, z korytarzem do "komory grobowej ", wykonanym z drewnianych bali, nad którymi usypano potężne wały ziemne mające ponad 1000 metrów sześciennych objętości, do ponad 100 metrów długości i do 3 metrów wysokości.
Dla ułatwienia komunikowania się duszy zmarłego ze światem zewnętrznym, często nie stawiano środkowego kamienia w partii czołowej grobowca. W tych miejscach, podczas wykopalisk archeolodzy natrafili na ślady budowli kultowych, wznoszonych z drewna.
Zachowały się też ślady uczty pogrzebowej.
Podobne grobowce znajdują się też obok Wietrzychowic, w miejscowościach Gaj, Sarnowo, gdzie w jednym z grobowców spoczywała tylko jedna kobieta. Było to wyjątkowym zjawiskiem, by taki potężny grobowiec wzniesiono dla jednej tylko osoby i w dodatku kobiety. Jak dotąd nie znaleziono innego takiego, musiała więc zajmować szczególną pozycję w hierarchii plemiennej .
Przypuszcza się, że na Kujawach mogło być nawet kilkaset podobnych grobowców. Zostały jednak zniszczone w XIX w., gdyż były źródłem kamiennego surowca budowlanego dla okolicznych mieszkańców.

Wśród Słowian zdarzały się też pochówki nietypowe, np. w Wilczycach niedaleko Sandomierza odkryto pochodzący sprzed 5 tys. lat grób związany z kulturą magdaleńską. Zmarłego nie spalono na stosie, lecz pochowano twarzą do ziemi, z rozbitą czaszką, a szczątkom nie towarzyszyły dary. Prawdopodobnie była to osoba , która w jakiś sposób naraziła się społeczności.
Niektórzy badacze uważają takie pochówki za tzw. "wampiryczne", chroniące społeczność przed zmarłym, który zmieniał się w upiora.

Po pochówku odprawiano nad grobem tzw. "tryznę" ( zwaną też strawą ), która stanowiła kulminację ceremonii pogrzebowej. Na cześć zmarłego urządzano zapasy, gry, zawody, po których ucztowano, dzieląc się symbolicznie jadłem ze zmarłym, dla duszy którego zostawiano puste miejsce.
W XVI w. tradycja tryzny zanikła, zmieniła się w suto zakrapianą alkoholem stypę.

Później należało kilkakrotnie w czasie roku ( robiono to zwłaszcza w okresach świąt) odwiedzić zmarłego i dostarczyć mu pożywienie ( Brükner 1958:128 ). Kronikarz arabski Ibn Rust tak opisuje ten obrzęd:
"Kiedy nieboszczykowi upłynie rok, biorą około dwudziestu dzbanów miodu, albo mniej lub więcej, udają się z nim na ów pagórek, gdzie zbiera się rodzina zmarłego. Jedzą tam i piją, a potem odchodzą" ( Gierlach 1984:97 ).


Dziady - kultywowanie więzi z przodkami


Dziady na Rusi, w innych regionach Radecznica, Przewody, Pominki ( obecnie zwane Zaduszkami ) , od dziadów, czyli przodków, bo to starosłowiańskie święto ku pamięci zmarłych przodków, symbolicznego kontaktu z nimi.

Obecnie w tradycji chrześcijańskiej obchodzi się je w listopadzie, dawniej obchodzono kilka razy w roku, w czasie równonocy oraz przesileń. Jako święto lunarne było jednak zależne od faz księżyca, który dla Słowian ( ale i w obecnej kulturze)  był związany ze sferą zaświatową, a jego fazy jak np. pełnia,  do dzisiaj mają znaczenie w różnych aspektach życia, kultury i duchowości.

Pomimo różnic regionalnych, w obchodach Dziadów, wspólną była idea kontaktu ze zmarłymi przodkami. Byli oni, jak już napisałam wyżej, sojusznikami, tymi, do których odwoływano się o pomoc w trudach codziennego życia, niejako wspierającymi ród.
Poprzez obrzędy starano się zyskać ich przychylność.

Wierzono, że w te dni dusze przybywają na ziemię z zaświatów, dlatego na cmentarzach palono ogniska , a na rozstajach dróg  tzw. "grumadki" - drewniane polana, by dusze mogły się przy nich ogrzać, oraz po to, by wskazywały im drogę powrotną w zaświaty.

Zmarłych traktowano jak żywych, toteż podejmowano ich jadłem i napitkiem, jak na gościnnych gospodarzy przystało. Odbywała się uczta, dusze karmiono wylewając część napojów na podłogę lub bezpośrednio na grób, zostawiano też dla nich jadło.

Zwyczaj ten był długo kultywowany. Podobno jeszcze dzisiaj, na wschodnich terenach Polski, czasem można spotkać na grobach małe gliniane dwojaczki z symbolicznymi porcjami pożywienia dla duszy zmarłego.
Na naszych wschodnich kresach najbardziej popularną potrawą stawianą na grobach w Dziady (ceremonie zaduszne, na Białej Rusi i Litwie były zwane "chałturami" ), była kutia ( dzisiaj znana jako danie wigilijne ), wykonana z pszenicy z makiem, miodem i bakaliami.

Co ciekawe mak miał symboliczne znaczenie już w kulturze starosłowiańskiej ( wspomniani wyżej budowniczowie grobowców w Wietrzychowicach, już w tamtych czasach uprawiali mak i prawdopodobnie używali w obrzędach ) uchodził za niezwykły, bowiem znano jego usypiające i halucynogenne właściwości.
Etnolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach dr G.Odoj wyjaśnił, że niektórym potrawom przypisywano właściwości służące łączności żywych z zaświatami. Był to między innymi wspomniany mak,  z którego sporządzano prawdopodobnie silne wywary , właśnie w czasie obrzędów związanych z kultem przodków. Lekkie oszołomienie, senność miały sprzyjać łączności z tymi , którzy odeszli.
Za niezwykłe uchodziły także grzyby, pochodzące z nieokiełznanej do końca przestrzeni, za jaka uważano las. "Grzyby były jakby odniesieniem do zaświatów - do odległej, nieoswojonej, obcej przestrzeni " (dr. G.Odoj).
Wyjątkowy był także miód i pszczoły. Wierzono, że wchodziły one w kontakt z zaświatami, co tłumaczy obecność miodu w potrawach świątecznych. Siłę magiczną, jak twierdzi dr Odoj, miała jakość i rodzaj potraw: mak, miód, groch, kasza, to symbole płodności i urodzaju ( mak symbolizuje również zaświaty ). Grzyby zapewniały dobrobyt a orzechy siłę fizyczną i zdrowe zęby.

Tradycyjnie w czasie Dziadów obdarowywano jadłem również żebraków, wędrowców, którzy jako ludzie "drogi" uważani byli za bliskich sfery sacrum. 


Refleksja


Dzisiaj w Zaduszki nie pali się już ognisk na cmentarzach, ich namiastką są znicze stawiane na nagrobkach, kiedyś z otwartym, żywym ogniem, wtedy cały cmentarz "ożywiał" się dzięki tym drgającym i migotającym języczkom ognia. Obecnie zastępują je znicze zakryte, lub na baterie, światła w bezruchu.
Nie ucztuje się też przy grobach.

W warstwie obrzędowej odeszliśmy znacznie od tradycji starosłowiańskiej, jednak nadal istotą tego święta jest pielęgnowanie pamięci o zmarłych przodkach, dzięki czemu możemy podtrzymywać świadomość własnych korzeni, wzmacniać je. 
Zachowanie pamięci o zmarłych członkach rodu buduje naszą tożsamość, pomaga określić siebie w kontekście dziedzictwa rodu, budować obraz siebie w oparciu o cechy, zdolności, siłę życiową, czy wartości charakterystyczne dla naszych przodków, lub czasem w opozycji do tych wartości, które są dla nas jakimś punktem odniesienia w życiu.
Poznając we wspominaniach, historię zmarłych członków rodu, to jak sobie radzili w trudnych czasach, jakie podejmowali wybory, czasem w sytuacjach "granicznych", dowiadujemy się też czegoś ważnego o sobie, o swoim potencjale.
Słyszymy przecież nierzadko, że jesteśmy podobni do pradziadka, czy mamy talent jak babcia, lub cechy charakteru któregoś z przodków ( np. sama  mam ponoć zdolności po babci i "dobre" oczy po babci, spokój i cierpliwość, oraz nos :D ) 

Obecnie w czasach konsumpcjonizmu, pośpiechu, rozluźnienia więzi, spotkanie przy mogiłach jest często  jedynym kontaktem w roku dla wielopokoleniowej rodziny.
Jedni głębiej, wewnętrznie, celebrują to święto, dla innych jest tylko corocznym rytuałem, obowiązkowym zakupem znicza i pojawieniem się na cmentarzu.
Są też tacy, którzy czują na co dzień opiekę bliskich zmarłych, zwłaszcza tych, przez których byli kochani. Sama należę do tych osób, o czym pisałam > TUTAJ.
Mogiła jest tylko miejscem pochówku ciała, pamięć natomiast nosimy wszędzie w sobie.

Pamięć ta niestety ma też drugą stronę, czasem się tęskni za tymi, którzy odeszli.

Poza tym, żyjąc wydaje nam się, że mamy mnóstwo czasu, wiele odkładamy na później w relacji z innymi ludźmi, częstym słowem jest "kiedyś", tyle, że ten czas nagle może zostać zabrany. " Kiedyś" może nie nadejść.

Święto zmarłych to czas nie tylko wspominania przodków, ale też refleksji nad kruchością życia, przemijaniem, przemianą. Szczególnie trudny dla ludzi "na krawędzi", chorych, w żałobie ( nie tylko po osobach zmarłych, lecz również tych , którzy ich opuścili, zerwali kontakt, wypisali się nagle z ich życia ). 
To często ważny moment w rozwoju wewnętrznym człowieka.
Paradoksalnie trudne doświadczenia i świadomość nieuchronności śmierci czasem sprawiają, że tym bardziej kierujemy się w stronę pełni życia, bardziej wartościowego, głębiej pojmowanego, weryfikujemy cele, zmieniamy priorytety, zdobywamy świadomość.
"Konfrontacja ze śmiercią jednoczy nas z życiem " jak ujął to pewien pisarz.

Poza tym "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą....", bo to też ważne.