8 maj 1993

SYRIA cz.10 " Folklor - tradycyjne stroje ludowe " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

FOLKLOR - tradycyjne stroje ludowe

 

Pisałam już o tańcach, które są praktykowane na co dzień, ale wywodzą się z tradycji ludowej. Teraz zamieszczam stroje ludowe z kilku rejonów, zeskanowane z kart pocztowych. Jeśli chodzi o męski ubiór i przystrojonego konia, to będąc kiedyś wieczorem w Damaszku widzieliśmy podobnie ubranego jeźdźca wśród ruchu ulicznego jadących samochodów.... Postać jakby wyjęta z kart "Baśni tysiąca i jednej nocy" i przeniesiona w XX wiek... zaskakujące wrażenie :)
Innym razem błądząc wieczorem po uliczkach starego miasta w Damaszku, w pobliżu suku ( arabski rynek,  centrum handlowe ) zobaczyliśmy "zaparkowanego" konia w pełnym wschodnim rynsztunku, z przypiętymi tobołkami i przytroczonym jakimś kindżałem...też ciekawe, właściciel nie bał się, że coś mu zginie.
W wolnym tłumaczeniu pod ilustracją:

"Za nic na świecie arabski jeździec nie wyrzeknie się szaty, którą odziedziczył po swoich przodkach. Nieodłącznym towarzyszem jest koń z bogato zdobioną uprzężą. "




Dair Az-Zur, zachodnia Syria




















SYRIA cz.9 " Bosra - żyjący skansen " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

BOSRA - żyjący skansen 



Miejsce, które zrobiło na mnie szczególne wrażenie ( nie tylko w Syrii ale ogólnie) to Bosra (Busra asz-Szam). Znajduje się ok 108 km na południe od Damaszku.
Założone przed I wiekiem p.n.e, było północną stolicą Nabatejczyków ( o ludzie tym napisze nieco więcej przy opisie innego istotnego dla nich miejsca, które znajduje się w Jordanii - Petry ) i ośrodkiem kultu nabatejskiego Duszara. W 106 r. Bosrę zajmują Rzymianie, otrzymuje ona nazwę "Nova Traiana Bosra" i zostaje stolicą rzymskiej prowincji Arabia. Miasto rozkwita, Rzymianie wznoszą wiele monumentalnych budowli.

Teatr rzymski z II w.n.e



Przetrwał do dzisiaj w doskonałym stanie i jest obiektem unikatowym ze względu na zachowany w całości zadaszony portyk, oraz obronny charakter budowli. Umocnienia i mury obronne wraz z wieżami zostały wzniesione pomiędzy 481 a 1231 r, przez najpierw Umajjadów i Abbasydów a później Fatymidów, kiedy Bosra stała się ważnym węzłem postojowym na szlaku pielgrzymkowym z Damaszku do Mekki, aż do XVII wieku.. W ten sposób teatr zyskał również funkcję twierdzy.
Patrząc z zewnątrz na wysokie mury i wieże, otoczone fosą, nikt by nie domyślił się, że w sercu tej potężnej arabskiej fortecy, podobnej do innych znajduje się antyczny teatr. Oba te obiekty, czy raczej struktury architektoniczne są doskonale ze sobą zintegrowane.
Scena teatru ma 45 metrów długości i 8,5 metra szerokości, zdobi ją kolumnada w stylu korynckim. Widownia przeznaczona dla 15 tysięcy widzów była w tamtych czasach nakrywana jedwabnym dachem , chroniąc przed słońcem czy deszczem. Ustawiano naczynia z perfumowaną wodą by nasycić powietrze jej aromatem, ot taki wyrafinowany eksklusiv ;)
Współcześnie w teatrze w Bosra odbywają się festiwale ludowe, w których uczestniczą zespoły z różnych państw. ( obecnie przerwane ze względu na wojnę)




Po opuszczeniu teatru - twierdzy wydawało mi się, że już nic bardziej interesującego nie zobaczę w
tym miejscu...Myliłam się. Nieopodal naszym oczom ukazało się całe po- rzymskie miasteczko. Właściwie pozostałości nie tylko rzymskie bo również nabatejskie, bizantyjskie i muzułmańskie z okresu Umajjadów....
Główną oś miasta to kierunek wschód-zachód którą stanowi cardo ( główna ulica) Przy niej usytuowane były pałace i domy możnych, sklepy itd.
Najważniejsze zachowanie zabytki rzymskie to głównie bramy, cztery kolumny korynckie jako pozostałość nimfeum (architektoniczna obudowa zakończenia wodociągu, rodzaj fontanny, urządzone często z wielkim przepychem, gdzie z wysokości kilku pięter, poprzez fasady zdobione posągami i kolumnami woda spadała do płaskich basenów),  łaźnie (termy).

Termy rzymskie


Składały się z kompleksu obiektów: szatnie, baseny z zimną wodą, mała ogrzewana sala by przygotować się do zetknięcia z wysoką temperaturą, baseny z gorącą wodą, łaźnia sucha lub parowa, sala masażu, sala do wypoczynku. Bogate w dekoracje rozmieszczone wśród zieleni, dostępne były dla wszystkich za niewielką opłatą (czasem okresowo znoszoną przez cesarza), wyznaczano jednak godziny dla poszczególnych grup użytkowników, inne dla panów, inne dla niewolników, mężczyzn czy kobiet itd.
Były one miejscem gdzie kwitło życie towarzyskie. Nie wszystkim to jednak odpowiadało. Tak termy rzymskie opisuje Lucius Anneus Seneka w "Listach Lucillusa": 

" Mieszkam tuż obok term. Wyobraź sobie więc te najprzeróżniejsze głosy, których już uszy ścierpieć nie mogą. Siłacze ćwiczą i wyrzucają w górę ręce obciążone ciężarami [...]; kiedy trafi się jakiś próżniak, któremu sprawiają przyjemność pospolite masaże, słyszę klaskanie dłoni o ciało [...] A jak się zjawi sędzia sportowy i zacznie liczyć piłki - to już koniec [...] Masz dalej tych, co skaczą do wody z impetem, rozbijając ją, [...] wyobraź sobie piszczący i skrzekliwy głos niewolnika - depilatora [...] Dodaj najprzeróżniejsze nawoływania sprzedających ciastka i masarza i cukiernika, z którychkażdy na swój sposób ale zawsze głośny, reklamuje swój towar."
( Seneka Młodszy, Listy Lucillusa )

W konstrukcji term rzymskich stosowano system podłogowego centralnego ogrzewania. (łac.
hypocaustum) Mimo , że uważa się go z wynalazek rzymski, niejakiego Sergiusza Orata, to badania archeologiczne wskazują, że taki system ogrzewania był znany dużo wcześniej.
W pomieszczeniu pod posadzką ustawiony był piec, który ogrzewał powietrze. Posadzka z płytek ceramicznych ułożonych warstwowo ( zespojonych betonem) wspierała się na wielu podpórkach o wysokości ok 80 cm, przestrzeń pomiędzy nimi była pusta. W ten sposób powietrze mogło krążyć i rozprowadzać ciepło po całej powierzchni. W ścianach pozostawiano otwory, by gorące powietrze i dym z pieca mogły zostać wyprowadzone na zewnątrz przez ujścia przewodów w dachu, dzięki czemu nie dostawały się do wnętrza pomieszczeń.



Kościoły chrześcijańskie


W okresie bizantyjskim, Bosra była stolicą biskupstwa a później siedzibą metropolity. Z tego okresu wczesnego chrześcijaństwa pochodzą resztki Bazyliki męczenników Sergiosa, Bacchosa i Leoncjusza II, Katedra Bosra, która została ukończona w 513 przez abp Julianusa. Plan centralny tego obiektu z absydą na wschodzie przy której znajdowały się dwie zakrystie, wywarł decydujący wpływ na ewolucję chrześcijańskich form architektonicznych.


c.d.n


Żyjący skansen


c.d.n














SYRIA cz.8 " Góra z górą się nie zejdzie..." - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

GÓRA Z GÓRĄ SIĘ NIE ZEJDZIE...


Wycieczka ze znajomymi do Sednaya ( Saidnaya ), na północ od Damaszku, w góry ( 1500 m n.p.m. ), do klasztoru i kościoła Matki Bożej.
Kościół stoi na wzgórzu, prowadzą do niego wysoookie schody. Wg. tradycji został zbudowany w 547 roku przez cesarza Justyniana I, któremu ukazała się Maryja i nakazała jego budowę. Od wieków jest to miejsce pielgrzymek z całego świata (zarówno muzułmańskich i chrześcijańskich), znane też z uzdrowień. Pielgrzymowali tu także krzyżowcy, a nawet w 1240 r. był tu Benedykt z Alignan (biskup Marsylii). Lokalni muzułmanie odwiedzają sanktuarium klasztoru także w dniu piątkowych modlitw.
Islam uznaje Chrystusa za proroka a jego matka ( arab. Marjam) jest jedna z najbardziej szanowanych kobiet w tej religii ( obok Fatimy- córki Mahometa, jego pierwszej żony - Chadidży i Asji - żony faraona ) Jej imię tłumaczy się jako "oddająca cześć Bogu" i jest jedyna kobieta wymieniona w Koranie z imienia. Koran zawiera również opowieść o zwiastowaniu a imię Marii pojawia się też na arabskich amuletach ochronnych.
Nawiasem mówiąc, niektórzy do mnie mówili Miriam. Takie imię mi nadali np. w rodzinnej wsi wujka, bo pewnie było im łatwiej wymówić , zapamiętać a i może moje własne z tym im się kojarzyło :)
Według legendy kobiecie niosącej oliwę do kościoła wylała się ona na kamienne schody i w tym miejscu powstał wizerunek Matki  Boskiej. Patrzyłam na tę plamę na stopniu schodów i w sumie...jak ktoś ma wyobraźnię, to może i taki kształt w niej zobaczyć ;)

Zwiedzając kościół weszliśmy na taras przy dzwonnicy. Podziwiałyśmy panoramę w przerwie
rozmów, nagle ciszę zmąciły jakieś głosy... nie byliśmy sami. Na taras weszła jakaś mała grupka mężczyzn, pewnie turystów.
Po chwili kuzynka szeptem powiedziała:

- Wydaje mi się, że słyszałam język polski....- zaczęłyśmy obie nasłuchiwać

- Tak, też mi się wydaje że ci dwaj mówią po polsku...- upewniłam ją.

Nie zdążyłyśmy pomyśleć a już przy nas było dwóch rosłych młodych mężczyzn.

- Dzień dobry, słyszeliśmy, że mówicie po polsku... O! jak nam miło spotkać rodaków !  -radośnie nas przywitali.

Nam też zrobiło się miło, okazało się, że to żołnierze z ONZ są na wycieczce krajoznawczej po cywilnemu, chłopcy jeden w jeden jak malowani ;)
Nastąpiła wymiana imion, padło pytanie "skąd jesteście" i okazało się, że jeden z nich mieszka w Polsce nawet w naszej okolicy.
Tak więc góra z górą się nie zejdzie a człowiek z człowiekiem choćby na końcu świata owszem. Otrzymaliśmy wszyscy zaproszenie na wojskową grochówkę, do ich bazy w strefie ONZ-owskiej ( zaproszenie padło jak się dowiedzieli że możemy tam wjeżdżać). Później wspólna fotka z dwoma "bodygardami" ( wyglądałam przy nich jak krucha figurka z porcelany :P) i niestety musieli pojechać.                                  

Koniec końcem nie odwiedziliśmy tej bazy, już nie pamiętam czemu ale chyba z wrażenia zapomniałyśmy spytać o dokładny namiar i nazwiska :D




SYRIA cz.7 " Żywy język Chrystusa " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

ŻYWY JĘZYK CHRYSTUSA

 

Na północny wschód ok. 50 km od Damaszku na zboczach Gór Antylibanu ( ponad 1500 m.n.p.m) leży wieś Malula. Jest to jedno z trzech miejsc na świecie ( wszystkie leżą w Syrii , pozostałe to wioski Bahha i Gub Adin), gdzie język, którym posługiwał się Chrystus - aramejski - jest nadal żywy i używany przez nielicznych ludzi. W trosce, by nie zaginął, uruchomiono nawet kierunek studiów nad tym językiem na jednej z uczelni wyższych w stolicy.

Malula to mieścinka, w której część domów urokliwie "

przyklejona" jest do skał. W otaczających wzgórzach znajdują się wykute w skałach grobowce, a z tego co nam mówiono zdarzało się, że mieszkali tam też pustelnicy. 
We wsi znajduje się kilka chrześcijańskich klasztorów: św. Sergiusza i św. Bakchusa (Dajr Mar Sarkis). Najstarszą część stanowi kościół pod wezwaniem . św. Sergiusza. Zbudowano go przypuszczalnie pomiędzy 313 a 325 rokiem ( ponoć niedawno odsłonięto tam freski)
My odwiedziliśmy grekokatolicki żeński monaster ( klasztor) Św. Tekli, który jest miejscem kultu i pielgrzymkowym, "przyrośniety" do skały, położony w wąwozie i pięknie wkomponowany w skalisty krajobraz. Według legendy Tekla była córką gubernatora Ikonium (obecna Konya) w Azji Mniejszej. Tam zapoznała się z naukami św. Pawła. Nie chciała się wyrzec wiary chrześcijańskiej, za co skazano ją na spalenie, jednak jakimś cudem ogień się jej nie imał, podobnie było z innymi próbami jej uśmiercenia, podczas ucieczki,  jak mówi legenda, po modlitwie rozstąpiły się skały i w ten sposób udało jej się uciec, pozostał wąwóz, który dzisiaj nosi nazwę od jej imienia. 
Pielgrzymi wierzą ( nie ma dowodów że taka osoba istniała i była związana z Malulą), że ostatnie lata życia spędziła w Maluli, w skalnej grocie gdzie potem była pochowana. Później na tym miejscu obok groty powstał klasztor i kościół.

( Niestety podczas trwającej obecnie w Syrii wojny domowej ta miejscowość jako miejsce kultu i zamieszkania chrześcijan, była atakowana przez radykalnych islamistów. Rabowano kościoły, prywatne domy , uprowadzono zakonnice, zabijano mieszkańców, którzy nie chcieli przejść na islam....)  



Po zwiedzeniu kościoła i groty św. Tekli, w której było sanktuarium ( ciemno i mało miejsca oraz nie można było robić zdjęć ) zabraliśmy z samochodu to co potrzebne do piknikowania, każdy dostał swój tobołek do niesienia ( nie było, że boli, nie mieliśmy osła  ;) ) i udaliśmy się wąwozem tak jak on nas poprowadził.
Droga pomiędzy skałami przypominała nieco nasze "Błędne skały" w Kotlinie kłodzkiej, tyle że była szersza i mniej zawiła. Wreszcie troszkę cienia, na ziemi widać było wyżłobienia  uformowane przez płynącą wodę, na ścianach zaś dało się zauważyć obecność "radosnej twórczości" pseudo-graficiarzy...

Na szczycie znaleźliśmy schronienie od palącego słońca w postaci jaskiń. Widać było, że zostały wyżłobione przez ludzi, nie wiem w jakim celu , ale obecnie służyły pasterzom jako schronienie dla nich i owiec pewnie przed upałem albo i na noc...
Usiedliśmy tam by coś zjeść...ale zapach ( a raczej smród :D )
pozostałości po owcach zdecydowanie nie harmonizował z naszym posiłkiem, niemniej jednak cień wart był tego , by tam pozostać i odpocząć.

Mieliśmy stamtąd ładny rozległy widok.



Język aramejski


Można posłuchać na youtube, w czasie kiedy ja  tam byłam
nie było jeszcze takiej komercji dla wycieczek turystycznych, jak ta pokazana na filmach :P


Alfabet aramejski


Jeden z najstarszych alfabetów, wykazuje podobieństwo z alfabetem fenickim. Był alfabetem spółgłoskowym (abdżadem). Prawdopodobnie od niego wywodzą się współczesne alfabety: hebrajski, arabski, indyjskie i staroturecki.
W starożytności zapisywano nim język aramejski, współcześnie do zapisu tego języka używa się alfabetu syryjskiego lub hebrajskiego.

(źródło i porównanie liter:  http://pl.wikipedia.org/wiki/Alfabet_aramejski)



SYRIA cz.6 " Jak się bawić to się bawić " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

JAK SIĘ BAWIĆ TO SIĘ BAWIĆ

 

W Syrii bawili się wszędzie, każda okazja była dobra a i bez okazji też :D  Naród niezwykle ,
umuzykalniony w sensie wyczucia rytmu.
Wyluzowany, nikt praktycznie nigdy i nigdzie się nie spieszył

W domu 

 

Wolny czas lubili spędzać towarzysko, zazwyczaj na wizytach lub rewizytach, podczas których zazwyczaj był jakiś poczęstunek, często też na ciepło i właśnie tańce. U nas powodem do takich imprez zazwyczaj musi być jakaś okazja , typu imieniny itp. tam wystarczyła ochota.

W restauracji

 

Restauracje były miejscem, gdzie jak już się człowiek wybrał to przesiadywał tam wiele godzin przy obficie zastawionym stole, nierzadko przy akompaniamencie "na żywo" zespołu muzyków z wokalistką na czele lub nawet tancerką ( w tych droższych lokalach ), na którą zazwyczaj goście żywo reagowali klaszcząc do rytmu w dłonie.


W jednej z nich, w której byliśmy zastosowano starożytny system chłodzenia powietrza, akurat w tym przypadku na zewnętrznym tarasie. Była to ściana wody ( jak sobie nazwałam "kurtyna wodna" ) lejącej się z góry, która  odgradzała restaurację od ulicy. Ruch wody dawał przyjemny chłód a jednocześnie nawilżał powietrze, bardzo praktyczne i ekologiczne rozwiązanie. Dzisiaj w Polsce są dostępne w sprzedaży ścianki wodne do zastosowań domowych, ale takiej wielkości nigdzie nie widziałam obecnie u nas.  W tamtym czasie w Polsce takich rozwiązań raczej w ogóle nie było.
Restauracja jak restauracja ale za to jeden z kelnerów.... :) Zwracał uwagę nie tyle tym, że miał nieco ciemniejszą skórę niż inni (mógł być Egipcjaninem), był niezwykle zgrabny ale przede wszystkim poruszał się z niesamowitą gracją, on dosłownie tańczył z tymi talerzami, płynął od stolika do stolika, przypływał i odpływał miękko i płynnie...
Co nas zaskoczyło to fakt, że jego praca nie ograniczała się do postawienia potraw na stole ale nadzorował również co się na tym stole dzieje oraz nalewał nam wody do szklanek jak tylko stawały się puste, mimo , że butelki z wodą stały cały czas w zasięgu naszych rąk. Właściwie to najczęściej chyba nalewał tę wodę mnie i kuzynce... na wyścigi piłyśmy i opróżniałyśmy nasze szklanki, żeby tańczący, zgrabny kelner mógł nam ją znowu nalać :D
Z pewnością był zadowolony z napiwku, który dostał od wujka. :)

 

W plenerze

 

Świetną formą relaksu i oczywiście też zabawy w upał był basen gdzieś w okolicy Damaszku lub na jego obrzeżach ( nie pamiętam ). Ten na zdjęciu akurat o nieco wyższym standardzie, gdzie była zjeżdżalnia ( na której podarłam sobie dół od kostiumu :D ). Spędzało się tam prawie cały dzień, jak człowiek zgłodniał to można było zjeść syty posiłek.

Co ciekawe, wstęp na basen, mimo, że opłata nie była tania mieli też ci skromniej sytuowani materialnie ludzie. Nasi znajomi (chrześcijanie) dostali darmowe wejściówki bodajże z kościoła (ale nie jestem pewna na 100% czy stąd ). Spotkaliśmy tam też Polaków z ambasady polskiej, z którymi posiedzieliśmy rozmawiając, dzieląc się wrażeniami.


Pikniki były jedną z tych rzeczy, które tygryski lubią najbardziej :) Połączenie ciszy i piękna przyrody ze smacznym jedzonkiem i eksploracją nowych miejsc.
Piknik nad wodospadem, upał straszny, zero cienia. Kiwaliśmy się przy dźwiękach derbaki, gdy nadjechał samochód i wysiadło z niego dwóch facetów ze swoim "stadkiem" kobiet w burkach. Udawałyśmy, że nie robimy im zdjęć , tylko zdjęcia wodospadu, ponieważ machali do nas z daleka, że nie wolno...Po chwili zagnali "stadko" do samochodu  a sami przyszli pogadać i pobawić się do nas..bidne kobiety...
Po jakimś czasie spędzonym w ostrym słońcu padła decyzja żeby zejść nieco niżej, gdzie rosły krzaki dające trochę cienia. Zbocze było dość strome, jednak dało się zejść. Ja ze swoim lękiem wysokości zrobiłam "focha" i nie zeszłam...zostałam w samochodzie ( wyobraźcie sobie ten hardcor temperaturowy w nagrzanym samochodzie ), w którym przynajmniej był cień.

Grilowaliśmy też w prywatnych sadach, wszędzie tam gdzie były drzewa i był cień. W Syrii ziemia zawsze jest czyjaś, ale nikt nie robi problemów w takich sytuacjach, gdy ktoś na jego terenie odpoczywa, piknikuje itd.
Najczęściej jeździliśmy w góry Hermonu niedaleko granicy z Libanem, oraz na południe Damaszku lub w pobliże granicy z Izraelem i tzw. "strefy" ( lub na jej teren ) gdzie stacjonowały wojska ONZ ( tam trzeba było mieć przepustkę , ale jak się ją zdobywa napiszę w innym rozdziale ).
Co było na ruszcie grila? Zazwyczaj mięso baranie w kawałkach albo mielone, tym się zajmował wujek. My z ciocią robiłyśmy surówkę warzywną. Nigdy wcześniej nie jadłam baraniny ale tamta mi bardzo smakowała. W Syrii są inne barany niż w Polsce, mają one ponoć w tylnej części ciała "zbiorniczek" gdzie magazynuje się tłuszcz i to mięso nie śmierdzi i nie smakuje później takim łojem. Poza tym potrafią bardzo dobrze je przyprawić, nie mówiąc już o tym , że nie ma w nim żadnej chemii bo nie ma jej w paszach ani w glebie.
Nawet jeśli ktoś nie miał ze sobą jedzenia czy picia, zawsze mógł skorzystać z dziko rosnących roślin np. owoców opuncji. Bardzo soczyste, gaszące pragnienie owoce nie tak łatwo jednak zerwać, ponieważ cała roślina posiada kolce. Nie są to duże i sztywne kolce ale malutkie, miękkie, wręcz podobne do puszku ale za to bardzo kłujące i bolące, przy czym trudno je wyjąć z ciała czy odzieży. ( kuzynce powbijały się w tylną część ciała, choć nie wiem w jaki sposób ona to zrobiła :P  i dla nas to było zabawne , dla niej niekoniecznie, zdjęcia nie wkleję ; ) )  
Najlepszym sposobem na pozbycie się kłującego puszku z powierzchni owoców jest sparzenie ich wrzątkiem, dopiero potem można bezpiecznie obrać ze skórki i dostać się do ożywczego, słodkiego z lekko kwaskowatym posmakiem miąższu.
Zawierają wapń, fosfor, witaminę C, a niedawno dowiedziałam się że olejek z pestek opuncji jest jednym z najdroższych i cenionych olejków w kosmetyce (Aby otrzymać 1 litr oleju z pestek opuncji potrzeba zużyć 1 milion pestek opuncji, żmudnie wydobywanych z pulpy 470 kg świeżych owoców opuncji). Znalazłam w tych krzakach liścia który wysychając wypreparował ciekawe żebrowania ze swojego wnętrza, jako dziwoląg zapakowałam sobie go ostrożnie i zabrałam do Polski w celach fotograficznych ( podczas kontroli na lotnisku mieli zdziwioną minę jak to zobaczyli w moim podręcznym bagażu, od razu odkładając na bok by nie narazić się na resztki kolców  :D )

Pewnego słonecznego, jak zwykle :D, dnia pojechaliśmy w góry na piknik ze znajomymi ( Ibrahim i Mari - obecnie już nie żyje, Ibrahim ożenił się ponownie ), dzisiaj zastanawiam się jak my wszyscy zmieściliśmy się w tym samochodzie....6 osób dorosłych i troje dzieci.... :D ( dzieci jeździły często z tyłu na "pace" toyoty ) ale tam przy obowiązujących przepisach drogowych to było możliwe :D
Tym razem skierowaliśmy się w miejsce gdzie z gór wypływał strumień... właśnie wypływał...bo jak okazało się  na miejscu żadnego strumienia nie było i ciocia z wujkiem zdziwieni :D Domyśliłam się, że to była rzeczka okresowa i latem zwyczajnie zniknęła  :) Nieopodal udało nam się znaleźć  całoroczny strumyk i zasiedliliśmy jego brzeg w cieniu krzewów. Służył jednocześnie jako chłodzące jacuzzi dla stóp ( woda lodowata ) jak i lodówka do przechowywania napojów i arbuza.

Miejsce było niesamowite, cisza, spokój, ani żywej duszy, tylko jakiś jeździec konny przejechał obok nas ( koń był równie dobrym środkiem transportu jak samochód w takich rejonach, i prawie tak dobry jak osioł ) Ta cisza, którą rytmicznie uspokajająco uzupełniał szmer strumyka i majestatyczne kamieniste góry, spowodowały, że poczułam obecność wyższego bytu / Boga i swoją własną człowieczą małość a jednocześnie spokój i niemyślenie o niczym. Była to jedna z trzech chwil w moich życiu kiedy czułam to tak głęboko.   

Dzisiaj powiedziałabym, że znalazłam się w stanie ZEN :)




 

Tańce dreptane, skakane i wygibańce

 

Do tańca nie potrzeba było wiele, wystarczyła derbaka ( lub: darbuka, darbaka, tradycyjny ceramiczny bęben obciągnięty skórą , z tego co wiem zazwyczaj koźlą, nowoczesne są z membraną z tworzywa sztucznego i z aluminiowym korpusem ) i ktoś potrafiący na niej grać a czasem i to niekoniecznie, miejsce też nie było ważne. Można więc było zauważyć tańczących ludzi ( którzy niekoniecznie się znali ) w miejscach odpoczynku, na łonie natury, w obiektach zabytkowych jak ruiny po-rzymskiego amfiteatru, czy na pace jadącej ciężarówki ( tak, tak, nie do wiary  :D )

Na derbace można wydobyć skalę dźwięków od najniższego pośrodku bębna ( dźwięk tzw. "Dum" ) , do najwyższego przy jego krawędzi, przy czym szybkie uderzanie prawa ręką w krawędź do dźwięk "Tek" , a lewą ręką na skraju membrany to dźwięk "Ka" . Trzyma się ja pod pachą, opartą na biodrze, lub miedzy nogami ( mniej popularne), dla właściwego wydobycia dźwięków zalecany jest dopływ powietrza od spodu.

Ci co na niej grali, mówili, że ten instrument jest jak kobieta, nie tylko podobny w kształcie, ale trzeba go tak jak kobietę troskliwie rozgrzać, żeby wydobyć piękny dźwięk ( i to porównanie mnie osobiście się bardzo podoba ;) ) Rozgrzać trzeba tutaj dosłownie, czyli albo robi się to zapaloną zapalniczką albo masując skórę dłońmi, robi się wtedy bardziej elastyczna i wydaje bardziej czyste dźwięki ( takie traktowanie nie dotyczy membran z tworzyw sztucznych ). Grając trzyma się najczęściej derbakę pod pachą, by był dopływ powietrza od dołu.
Na zdjęciu moja derbaka z tradycyjnych materiałów, niestety już sfatygowana z odpryskami ceramiki i pomarszczona , poluzowaną membraną ( a to dlatego , że nieświadomie postawiłam ją obok okna i kaloryfera... )

Taniec brzucha

 

Taniec brzucha a przynajmniej jego podstawy, jest umiejętnością chyba wszystkich kobiet w Syrii. Jest to normalny taniec, który tańczy się na jakiś imprezach, a w profesjonalnym wykonaniu w restauracjach i lokalach rozrywkowych. Angażuje całe ciało.
My też skorzystałyśmy z kilku lekcji od naszej kuzynki i jej koleżanek ( z bardziej tradycyjnej rodziny, gdzie ojciec miał dwie żony, jedna w Syrii druga w Pakistanie , a dziewczyny były siostrami przyrodnimi z różnych matek )
Co ciekawe mimo, że jest to taniec z dużą nutą erotyzmu a tancerki profesjonalne tańczą w restauracjach półnagie, mimo że przecież koran i obyczaje świata muzułmańskiego nakazują kobietom skromny strój, tancerki są bardzo szanowane. W Europie raczej odwrotnie, te kobiety które tańczą półnagie w lokalach nie były ( bo teraz może się to i zmienia ) darzone zbytnim szacunkiem, bo u nas to taniec erotyczny, podczas kiedy tam narodowy. Ot taki paradoks.

Depka


Najczęściej tańczono tzw. Depkę, tradycyjny taniec ludowy w grupie, półkolu, trzymając się za dłonie lub ramiona, do żwawej skocznej melodii. Rytm wybijany na derbace, lub nawet li tylko podawany przez samych tańczących okrzykami lub śpiewem. Taniec, który ja bym nazwała radosnym, poprzez powtarzający się rytm i kroki wprowadzał ciało w rodzaj transu...
Po dłuższej chwili korowód "d(r)epczących" ( nazwa "depke" kojarzy mi się z naszym "deptać", "dreptać" i w tym kontekście właściwie oddaje charakter  kroków ) falował spójną energią.


Dla lepszego zobrazowania tego tańca wkleję video z youtube, ponieważ nie dysponowałam kamerą, wtedy jeszcze VHS ( czasem znajomi z którymi jeździliśmy na pikniki filmowali coś ) , więc nie było mi dane uwiecznić ruchomego obrazu.
Jeśli ktoś chciałby poćwiczyć kroki wrzuciłam jeden filmik instruktażowy.













SYRIA cz.5 " Nie - doszła druga pierwsza żona " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

NIE-DOSZŁA DRUGA PIERWSZA ŻONA

 

Wizyta wujka kuzyna z Jordanii przyniosła kolejną ciekawą historię. 
Facet żonaty, dzieciaty, dowiedziawszy się, że nie jestem już podlotkiem zakiełkował w sobie myśl, że mogłabym zostać jego drugą żoną :D  Zapytałam go co na to jego pierwsza żona. Stwierdził, przy moim charakterze z pewnością by mnie polubiła    (ciekawe jak on po kilku godzinach poznał mój charakter :P ) Uparł się żebym poszła z nim do fotografa, zrobić sobie zdjęcie by mógł  pokazać je swojej pierwszej żonie ... Opierałam się skutecznie i w końcu zdjęcia portretowego nie było.
Konkurent do mojej ręki ofiarował mi w darze olbrzymiego arbuza ( był tak wielki, że nie mogłam go podnieść więc wtoczyłam do pokoju gdzie zebrali się goście w celu degustacji, arbuzy są uwielbiane w Syrii i praktycznie goszczą prawie zawsze na stole)... Hmmm...ciekawe bo w dawnej Polsce poprzez dawanie arbuza czyli tzw. "harbuza" w delikatny sposób sygnalizowano, że zalotnik nie jest mile widziany w roli starającego się o rękę...a tutaj, to ja dostałam "harbuza"   :D

Historia mojego adoratora była ciekawa, bo pokazuje relacje społeczne i obyczajowe w świecie muzułmańskim dawniej i dzisiaj. Jego ojciec z żoną i dziećmi musiał uciekać z Syrii przed tzw. zemstą rodową i osiedlił się w Jordanii.

Zjawisko zabójstw na tle honoru czyli tzw. zemsta rodowa, było dawniej znane w różnych kulturach. We współczesnym świecie arabskim zwyczaj ten przetrwał w konserwatywnych kręgach ( ale również wśród chrześcijan np.maronitów Libanu czy tzw. wendetta we Włoszech), do dzisiaj zdarzają się jednostkowe przypadki zabójstw czy okaleczeń na tym tle nawet w Europie.
Zemsta rodowa nie wiąże się z religią, ale prawem zwyczajowym, jego głównymi źródłami  jest honor - szaraf  i cześć kobiet - ird.
Poczucie honoru pomagało utrzymać dawniej plemienną i rodową tożsamość oraz było warunkiem przetrwania w trudnym pustynnym środowisku, ponieważ wspierało rozwój cnót takich jak męstwo, dzielność, hojność, gościnność szlachetność, solidarność klanowa. W plemiennym systemie wartości kolektywizm zajmował wysoką pozycję toteż zemsta rodowa była popularna. Jeśli ktoś wyrządził krzywdę członkowi danego plemienia/rodu, jego członkowie oczekiwali zadośćuczynienia, ponieważ odczuwana była przez cały ród ( atak na członka wspólnoty oznacza atak na całe plemię ) Odpowiedzialność za tę krzywdę również ponosił cały klan z którego wywodził się sprawca, więc zemsta mogła dosięgnąć jakiegokolwiek członka rodu ( tzw. kolektywna odpowiedzialność )

W takiej zagrażającej sytuacji znalazł się właśnie kuzyn wujka, będąc jeszcze wtedy dzieckiem, wraz z rodzicami i rodzeństwem. Wyjazd do Jordanii nie uchronił jego ojca od zemsty honorowej i został tam zabity.
Wdowie z dziećmi pomógł stryj, który się nimi zaopiekował jak swoimi własnymi. Kuzyn wujka był już dorosły kiedy umierał jego opiekun. Na łożu śmierci poprosił by przyrzekł, że zaopiekuje się jego córką , tak jak on wcześniej zaopiekował się jego matką i nim. Dla młodego Syryjczyka oznaczało to jedno - ożenek. Tak więc poślubił kobietę, którą znał przez te wszystkie lata dzieciństwa, bo się z nią wychowywał i uważał za siostrę. Urodziły się dzieci, ale on marzył o takiej prawdziwej żonie, niespokrewnionej, którą można by poznawać i odkrywać stopniowo, zakochać się, spędzać ciekawie czas, która właściwie była by tą Pierwszą, choć drugą , żoną....

No cóż, nie-doszła druga pierwsza żona , nie zostałam nią, mimo, że historia mnie ujęła, mimo, że miałabym swój dom lub mieszkanie w Syrii ( co nie jest bez znaczenia dla kobiet a zwłaszcza w przypadku dwu żon) i wygrzewałabym się na słońcu każdego dnia, odwiedzała Jordanię itd itp., wolę monogamię  :P

SYRIA cz.4 " DABA - opowiesci dziwnej treści " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

DABA - opowieści dziwnej treści ...

 

Udzielając się towarzysko, rozmawiając na różne tematy ( moimi tłumaczami z arabskiego było przeważnie kuzynostwo a z angielskiego kuzynka , z którą poleciałam do Syrii)  zafrapowało nas stworzenie nazywane przez tubylców DABA....
Ów stwór był powodem , dla którego ludzie na wsiach, zwłaszcza ci mieszkający w górach bali się oddalać od domu  po zmroku. Krążyły opowieści jakoby Daba porywała dzieci a niejednokrotnie też ośmielała się zaatakować dorosłego. Ponoć w górach czasami znajdywano rozczłonkowane, zmasakrowane ciała zabitych ofiar...
Uraczono nas też historią weselną, gdzie radosna uroczystość zakończyła się tragedią. Mianowicie podczas trwania zabawy weselnej, po zmierzchu panna młoda na chwilę wyszła przed dom by ochłonąć od nadmiaru wrażeń i pewnie zaczerpnąć powietrza. Stojąc tak w poświacie padających od okien świateł i zapalonej na zewnątrz żarówki usłyszała płacz dziecka...Nie wołając nikogo skierowała się w stronę głosu....
Po dłuższej chwili ktoś zorientował się, że nie ma panny młodej, ktoś inny widział ją wcześniej przed domem, zaczęto poszukiwania ale ślad po młodej kobiecie zaginął...
Słyszałyśmy z różnych ust, że Daba zwabia ludzi albo płaczem dziecka, albo śmiechem...ktoś nawet mówił, że potrafi załaskotać na śmierć a potem rozszarpuje i zjada.
Długo nie wiedziałyśmy co to za stwór, aż pewnego wieczoru....wszyscy pojechali do Damaszku po zakupy, tylko ja zostałam w domu. Kiedy wrócili, kuzynka ściszając poufnie głos jakby zdradzała wielką tajemnicę powiedziała:

- Ja już wiem co to jest Daba... - z miną odkrywcy i satysfakcją, jaka niewątpliwie bywa jego udziałem wykrzyczała :

- To ...... !!!!

- Skąd wiesz? - zapytałam zaciekawiona 

- Przechodziliśmy ulicą i zobaczyłam ją wypchaną w jednej z witryn. Ktoś powiedział że to " Daba" ...więc już wiem :D

A Ty jak sądzisz kim jest Daba? :)

SYRIA cz.3 "Jak nie zostałam królewną" - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

 JAK NIE ZOSTAŁAM KRÓLEWNĄ...

 

Letnie noce w Syrii niekiedy były koszmarem, ciepłe powietrze "stało" i człowiek czuł się jak w saunie, z której najchętniej by się wyrwał dla zaczerpnięcia ożywczego oddechu ale nie było gdzie. Otworzone okna tylko stwarzały złudzenie dopływu tzw. "świeżego" powietrza. 
Takiej właśnie nocy, śpiąc sama w pokoju z wyjściem na taras, balansując między snem a jawą poczułam "COŚ"....przytulonego do mojej szyi...Jawa brutalnie wdarła się do snu i podsunęła niemal jednocześnie pytanie i odpowiedź: 

 "Co TO jest ???? Boże wąąąąąż  !!!"

Ciało znieruchomiało i milczało ze strachu a w głowie rozpaczliwie błąkały się myśli: 

" Co teraz?? Czekać aż odejdzie czy szybko wyskoczyć z łóżka? " 

Intuicja podpowiadała:

 "Uciekaj!" 

Potem już była tylko reakcja, tylko ciało... chyba z prędkością światła wystrzeliło się z pościeli, równie szybko zapalając światło...Obok poduszki siedziała opasła, wygrzana ludzkim ciepłem, zaspana, nieruchliwa... żaba.
Z ciała opadła adrenalina niczym wór z kamieniami, odzyskałam myśli. Chcąc ją złapać, w efekcie wystraszyłam i uciekła gdzieś pod łóżko. Scenariusz tej nocy powtórzył się lecz już bez mojej paniki, za bardzo przyciągałam rozgrzaną szyją, żeby ten zaczarowany amant nie zechciał do mnie wrócić. 

Kiedy wreszcie zniknął, zrobiło mi się trochę żal, że nie zostałam królewną ;)

PS. Miałam jednak szczęście bo równie dobrze tym gościem mógł być wąż lub żmija....
PS.2. Może z czasem okraszę tekst rysunkiem ....

SYRIA cz.2 " Codzienność " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłosci 1993 r.)

CODZIENNOŚĆ

 

Miejsce docelowe, które zobaczyłyśmy w pełni dopiero rano, to Sahnaya - mała miejscowość na
południowy-zachód od Damaszku, wtedy rozbudowująca się, głównie domki wielorodzinne 2,3,4 piętrowe lub jednorodzinne parterowe.
Cicho, spokojnie jedynie dochodzący z minaretu śpiewny głos muezina, wzywającego do modlitwy ( a wzywa tak 5 razy dziennie)  budził nas wcześnie rano, potem dobudzał donośny głos ulicznego "mobilnego" sprzedawcy, który zachwalając swój towar wołał: "Cebula jak chałwa! Cebula jak chałwa! "....
Nie skojarzyłabym cebuli z chałwą ale widać klienci woleli słodką cebulę i to była ta zaleta :)



 Mieszkania , warunki socjalne


Wiedziałam że rodzinka mieszka na parterze ale parter w Syrii okazał się być poniżej poziomu
gruntu, czyli tak jak w naszych piwnicach :D ot niespodzianka. Był taras i nad nim poziom gruntu. Zaletą tego było chłodniejsze powietrze niż na wyższych poziomach, co miało niebagatelne znaczenie latem kiedy nikt nawet nie mierzył temperatury powietrza, żeby ten pomiar psychologicznie nie przytłaczał. Wadą natomiast było to, że każdy mógł na ten taras zajrzeć i w okresach godowych żab, ich przemieszczania się i wyłażenia ze wszystkich dziur, zdarzało się że, mimo założonych siatek, zeskakiwały również tam, równie dobrze mogły wchodzić, czy raczej spadać, też węże ( bardzo jadowite ).
Mieszkanie dość przestronne ( bo tam takie są ) z dwoma tarasami ( od ulicy i od strony ogródków) , jeden z nich ciocia zagospodarowała sadząc krzaki róż i innych kwiatów oraz jakiś warzyw, było tam siedzisko bo tam często jadaliśmy i siedzieliśmy wieczorami.

Przestrzeń domu podzielona w sensie układu pomieszczeń na dwie strefy, tą oficjalną również dla gości i tą prywatną bardziej intymną ( sypialnia, pokoje dzieci i łazienka ), oddzielone od siebie rozsuwanymi drzwiami. W domu były też dwie toalety, jedna w stylu europejskim czyli z sedesem jak w Polsce i łazienką usytuowana w sferze "prywatnej" i druga na styl arabski ( pod kątem użytkowania przez gości) czyli z dziurą w podłodze wyłożonej płytkami ceramicznymi   i wężykiem z wodą ( do spłukiwania jako spłuczka i jednocześnie pełniący rolę europejskiego bidetu ).
Korzystając z toalet, cudzych lub  w miejscach publicznych, najlepiej posiadać własny papier toaletowy (rada zresztą dobra również w polskich warunkach jeśli chodzi o toalety publiczne) ;)
Tarasy, czy w jednorodzinnych domach dziedzińce, wyłożone płytkami i często ukwiecone , a czasem z mini fontannami, na nich toczyła się część życia mieszkańców, posiłki, spotkania , przyjmowanie gości, tańce.

Piszę o średnio sytuowanych mieszkańcach. Miałam okazję poznać mniej więcej warunki socjalne  całego przekroju społecznego od tych najbiedniejszych, mieszkających w dzielnicach Damaszku, gdzie te warunki były złe i tam czasem szalała cholera, dur brzuszny (ważna była jakość wody , kiepskie warunki sanitarne), poprzez tych średnio sytuowanych , do bogatych prominentów z elity politycznej (ot przypadek że takich ludzi spotkałam ), ale o tym napiszę w kolejnych wspomnieniach.

W Syrii dość często były przerwy w dostawie prądu ( za prąd tam mało kto płacił rachunki ) , skutkowało to tym, że czynności do których był potrzebny robiło się wszystkie naraz jak już był, np.pranie jak również kąpiel ponieważ bojler był na prąd. Za to suszenie było wygodą, w tej temperaturze i suchości powietrza wszystko schło błyskawicznie.
Przed podróżą obawiałam się, że będę źle znosić klimat, obawy okazały się jednak na wyrost, ponieważ nie było takich skoków ciśnienia jak w Polsce i cały czas była taka sama pogoda (od czasu jak tam byłam pierwszy deszcz mały spadł dopiero w październiku i wszyscy cieszyli się że pada :D )

Jeszcze jedna fajna rzecz ważna zwłaszcza w przypadku kobiet : nie trzeba było myśleć jaka dzisiaj pogoda i w co się ubrać !  :D

W codziennym bytowaniu ciekawostką było pozbywanie się śmieci z domów, coś na styl angielski, gdzie wynosi się śmieci przed dom w workach w dniu kiedy służby miejskie mają to zabrać, tam natomiast wynosi się je dokładnie w momencie jak ten odbierający nadjeżdża ...czyli jest zamieszanie i każdy szybko szybko biegnie żeby zdążyć  :D W domach czysto ale za to ulice....tu każdy rzucał śmieci gdzie popadnie, gdzie się akurat znajdował....

Woda z kranu ryzykowna do picia, a przynajmniej moja rodzina tak uważała, dlatego wujek przywoził wodę do picia z Damaszku, w kilku miejscach były specjalne, ogólnodostępne kraniki . Natomiast w czasie wizyt towarzyskich lepiej było nie pić  zimnych napojów np. z kostkami lodu z wody kranowej.

Obowiązek szkolny


Trwał jeszcze rok szkolny, moje kuzynostwo, w wieku szkolnym, uczęszczało do podstawówki..
Dobrym zwyczajem, znoszącym wizualne różnice w statusie materialnym uczniów, były obowiązkowe mundurki szkolne, takie same dla wszystkich zarówno dla chłopców jak i dziewcząt. Styl militarny co widać na załączonym obrazku :D (osobiście sprawdziłam  ;) )
Niefajne było tylko to, że było w nich trochę gorąco.
Młodzież jeździ na bodajże dwutygodniowe obozy z przygotowania obronnego, gdzie uczą się strzelać itd. i akurat do takiego klimatu te mundurki pasują :P
Ku radości uczniów wakacje tam trwają trzy miesiące i zaczynają się już od początku czerwca :)


                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  Za mundurem chłopcy sznurem? ;)


c.d.n