22 kwi 2018

Rolnik szuka żony? - voila, czyli jak zostałam mamką i relaks w pasiece

Rolnik szuka żony? -  voila,  czyli jak zostałam mamką i relaks w pasiece.


Pisałam wcześniej o dostawach soku z brzozy z lasku znajomego. Kilka razy pojechałam tam rowerem odebrać sobie sok i oddać butelki.

Jako, że na łące brykały radośnie małe kózki, nie oparłam się by je pogłaskać i poprzytulać. Kózki ze względu na małą ilość mleka matki trzeba dokarmiać butelką trzy razy dziennie, więc tego dnia to ja stałam się dostawcą, nie tyle soku z brzozy co mleka z marketu, który mijałam po drodze. Przypadła mi też rola mamki, która nie zaprzeczę, ubawiła mnie.

Jedna butelka na trzy głodomorki to zdecydowanie za mało, więc musiałam odganiać dwie głodne, pchające się mordki, podczas kiedy jedna pazernie ssała smoka.
Po chwili nauczyłam się odróżniać, która mordka już dostała porcję a która jest następna w kolejce. Buteleczka była mała, więc jedzenie podzielone zostało na porcje i tak porcjami kilka razy każdej kózce po kolei wędrowało do gębki, żeby jedna nie musiała zbyt długo czekać i by było sprawiedliwie.

Karmić jak karmić ale spróbujcie wydoić kozę ;)






Po spełnieniu roli mamki poleniuchowałam i poprzyglądałam się pracy pszczół przy ulach. Regularne bzyczenie relaksowało. Aparat nie pozwolił mi na zrobienie lepszych fot, ale widać jak niosą kulki pyłku kwiatowego na łapkach. Na filmiku poniżej to może trochę lepiej widać, spowolniłam go o 50%.
Jedne niosą większe "woreczki", inne mniejsze, ciekawe  czy zależy to od rodzaju kwiatu, na który akurat pszczoła usiądzie, czy od lenistwa bądź pracowitości ;)



Zawsze wydawało mi się, że zbliżając się na taką odległość do ula zostanę pokąsana. Jednak pszczoły były tak skupione na pracy, że miały mnie gdzieś. Byle nie stawać na drodze ich powietrznego szlaku.

 Kozami stojącymi w pobliżu też się nie przejmowały, kozy nimi również nie.



Gospodarz akurat robił małe naprawy w ulu i dokładał ramek pszczołom, więc miałam okazję zajrzeć do otwartego ula.
Dowiedziałam się, że ul wyższy i węższy to ul warszawski, a niższy bardziej sześcienny to ul Dadant ( chyba )
Nie wiedziałam, że pszczoły zbierają nektar i pyłek w promieniu ok 3 km od ula. Jeśli chciało by się je wywieźć ( razem z ulem ) gdzieś np. do lasu dla pozyskania miodu spadziowego, to odległość musi być większa niż te 3 km, inaczej mogą wrócić na łąkę przy domu i nie zastając tam ula nawet umrzeć.

Usłyszałam również co trzeba zrobić gdy pszczoły "wyroją" się z ula. Z reguły przysiadają na jakimś pobliskim drzewie czy krzaku, zanim definitywnie uciekną. Trzeba wtedy je pokropić wodą, to się nie będą ruszać i delikatnie złapać cały rój w siatkę , podobną jak podbierak do ryb, po czym wsadzić do pustego ula.

Filmik pokazujący troszkę wnętrza ula poniżej ( przymknijcie oczy na brudne pazurki ;) )


Nabrałam ochoty by mieć swój ul, tyle, że najpierw trzeba by było mieć gdzie go postawić. Według właściciela pasieki powinno się mieć co najmniej trzy ule.

Relaksujące, spokojne , bezstresowe zajęcie, no chyba, że się nie okadzi dymem ula i  grzebie w nim bez ochronnego ubrania ;)

Przy okazji rozmowy o pasiece i zwyczajach pszczół, dogadałam się w sprawie posadzenia moich ziół ( które są miododajne) na terenie łąki znajomego. Pszczoły będą mieć nektar by produkować miód a ja będę mieć surowiec zielarski. którego nikt mi nie zniszczy. Dobry "dil"  :)

Nieopodal, przy schodach do niewykończonego budynku mieszkalnego, jeż zrobił sobie gniazdo/norkę. Spryciarz umieścił je pod deskami, by mu nie lało na nos podczas deszczów :)
Nie zaglądałam do środka, nie chcąc straszyć jeża i rozgrzebywać źdźbeł, ale być może już ma, albo niedługo będzie miał młode.


To był dobry, miły, owocny dzień.