30 kwi 2018

Pożywna sałatka na majówkę

Pożywna sałatka na majówkę



W dodatku prosta i szybka do zrobienia.

Składniki:

  • kasza kuskus
  • kabaczek albo cukinia
  • pomidory
  • oliwki
  • sól
  • tłuszcz do smażenia
  • oliwa z oliwek opcjonalnie


Kaszę kuskus zalewamy w garnku lub salaterce osolonym wrzątkiem  ( w proporcji np.  na 1 szklankę kuskusu dajemy 1 1/4 szklanki wody ) przykrywamy i czekamy aż napęcznieje i zmięknie, trwa to ok. 5 minut. Można dodać do wody nieco oliwy z oliwek lub innego tłuszczu by się nie zlepiała.

Kabaczek lub cukinię myjemy, obieramy lub nie i kroimy w kostkę. Dusimy chwilę na tłuszczu na patelce ( można podlać odrobiną wody ) aż zmięknie.

Pomidory obieramy ze skóry lub nie, kroimy w kostkę. oliwki kroimy na plasterki lub ćwiartki .

Kabaczek, pomidory, oliwki dodajemy do kaszy kuskus, doprawiamy solą i ewentualnie odrobiną oliwy z oliwek. Mieszamy. 
Umieszczamy w szklanym zamykanym pojemniczku lub pudełeczku z polipropylenu ( plastik oznaczony nr.5 ) wolnego od bisfenolów ( bisfenol free) i możemy zabrać w teren. Nie zapomnijcie o widelcu ;) 

Smacznego i udanej majówki ;)


27 kwi 2018

Budowanie męskości cz. 1- męska siła

Budowanie męskości cz.1 - męska siła


Kiedy mówię o męskiej sile, faceci utożsamiają ją z typem "macho", pamiętam jak ktoś skwitował, że z silnym facetem to będę "fruwać na wysokości lamperii"....

Inaczej rozumiem męską siłę. Mężczyzna silny wcale nie musi być tzw. "macho" w powszechnym rozumieniu tego określenia. 
Prawdziwa siła nie służy mężczyźnie do osiągnięcia przewagi w związku, wykorzystywania jej przeciwko kobiecie. Jest po to, by kobieta ( a co za tym idzie dzieci ) czuła się bezpiecznie ( w różnym sensie ale to temat na oddzielny post ) i mogła bez obaw wyrażać przy nim swoją kobiecość.  Męska siła ma być ukierunkowana na służenie relacji.

Spodobała mi się sentencja:


"Idealny mężczyzna jest jak kaloryfer - twardy ale ciepły" 

Podoba mi się taki miks ;)  

Z ciepłem to chyba często mężczyźni mają problem, chociaż może częściej z okazywaniem go?  
Nie wiem, bo nie siedzę w środku ich mózgów ani emocji, a nie zawsze to, co jest okazywane jest jednocześnie odczuwane i nie zawsze to co odczuwane jest okazywane. Wiem, że część z nich to ciepło zwyczajnie udaje wtedy kiedy mają w tym "interes", niestety. Tacy faceci bardzo łatwo potrafią od ciepła przejść do obojętności a nawet okrucieństwa w stosunku do kobiety. 
Innym być może wydaje się, że okazywanie ciepła jest niemęskie i nie ma nic wspólnego z męską siłą, więc odmawiają jej kobiecie. 
Zdarza się, że traktują takie zaniechanie jako karę, pewnie w celach zwyczajnie manipulacyjnych, co jest wykorzystywaniem twardości do wewnątrz relacji przeciwko kobiecie. Niczego dobrego to nie przynosi.

Jeszcze inni mężczyźni mają problem z twardością, zwłaszcza w sytuacjach trudniejszych związanych z relacją, albo okolicznościami życia.

Myślę, że to właśnie połączenie twardości z ciepłem tworzy męską siłę.

Mężczyzna twardy to mężczyzna silny. Mężczyzna ciepły to mężczyzna, który ukierunkowuje swoją siłę na wspieranie kobiecości, dzięki temu bowiem może ona  rozkwitać w pełni a wtedy jest w stanie wspierać twardość ( i siłę ) mężczyzny, która wtedy kiedy potrzeba powinna być ukierunkowana na zewnątrz relacji, zwłaszcza w trudnych sytuacjach, kiedy trzeba walczyć z czymś, o coś.
Jeśli mężczyzna twardość ukierunkowuje do wewnątrz relacji z kobietą, wykorzystuje siłę przeciwko niej, zamiast otulać kobietę ciepłem i przez to wspierać kobiecość, niszczy ją. W ten sposób niszczy też męskość i męską siłę w sobie. Ujmując kobiecie kobiecości, ujmuje sobie męskości.

Gdybym miała podać jakiś filmowy przykład męskiej siły w relacji z kobietą , chyba podałabym parę bohaterów z serialu  "Doktor Quinn" ( wiele odcinków, bez konkretnego odcinka )
Byron Sully  i dr Mike Quinn.



Swoją drogą bohaterka prezentuje typ kobiecości, który ja nazywam zdrowym, któremu nie jest potrzebna manipulacja, który nie pełni roli "szyi kręcącej głową", który nie dostarcza mężczyźnie powierzchownej ekscytacji, tak poszukiwanej dzisiaj przez wielu mężczyzn, lecz ofiarowuje spokój, zrównoważenie, mądrość, ciepło, troskę, które to potrzebujący ekscytacji, pobudzania i "animowania" faceci nazywają dzisiaj "drętwo", "nudno" itp.

Męska siła głównego bohatera tego nie potrzebuje, tylko wspiera tę kobiecość poprzez ciepło skierowane ku kobiecie i dzięki temu wzmacniana jest w twardości skierowanej na zewnątrz.

Taka kobiecość rozkwita przy męskiej sile rozumianej jak wyżej, bo taka męska siła nie zmusza jej do tego, o czym mówił Trechlebov w swoim wykładzie i nie przenosi odpowiedzialności za słabość czy siłę mężczyzny, a tym samym za całą relację na jej barki.

Moim zdaniem to bliższy starosłowiaństwu typ kobiecości w relacji z męskością, niż taki jaki przedstawił Trechlebov.



Powiązany post :

Budowanie męskości cz.2 - Słowa też są ważne > TUTAJ



22 kwi 2018

Rolnik szuka żony? - voila, czyli jak zostałam mamką i relaks w pasiece

Rolnik szuka żony? -  voila,  czyli jak zostałam mamką i relaks w pasiece.


Pisałam wcześniej o dostawach soku z brzozy z lasku znajomego. Kilka razy pojechałam tam rowerem odebrać sobie sok i oddać butelki.

Jako, że na łące brykały radośnie małe kózki, nie oparłam się by je pogłaskać i poprzytulać. Kózki ze względu na małą ilość mleka matki trzeba dokarmiać butelką trzy razy dziennie, więc tego dnia to ja stałam się dostawcą, nie tyle soku z brzozy co mleka z marketu, który mijałam po drodze. Przypadła mi też rola mamki, która nie zaprzeczę, ubawiła mnie.

Jedna butelka na trzy głodomorki to zdecydowanie za mało, więc musiałam odganiać dwie głodne, pchające się mordki, podczas kiedy jedna pazernie ssała smoka.
Po chwili nauczyłam się odróżniać, która mordka już dostała porcję a która jest następna w kolejce. Buteleczka była mała, więc jedzenie podzielone zostało na porcje i tak porcjami kilka razy każdej kózce po kolei wędrowało do gębki, żeby jedna nie musiała zbyt długo czekać i by było sprawiedliwie.

Karmić jak karmić ale spróbujcie wydoić kozę ;)






Po spełnieniu roli mamki poleniuchowałam i poprzyglądałam się pracy pszczół przy ulach. Regularne bzyczenie relaksowało. Aparat nie pozwolił mi na zrobienie lepszych fot, ale widać jak niosą kulki pyłku kwiatowego na łapkach. Na filmiku poniżej to może trochę lepiej widać, spowolniłam go o 50%.
Jedne niosą większe "woreczki", inne mniejsze, ciekawe  czy zależy to od rodzaju kwiatu, na który akurat pszczoła usiądzie, czy od lenistwa bądź pracowitości ;)



Zawsze wydawało mi się, że zbliżając się na taką odległość do ula zostanę pokąsana. Jednak pszczoły były tak skupione na pracy, że miały mnie gdzieś. Byle nie stawać na drodze ich powietrznego szlaku.

 Kozami stojącymi w pobliżu też się nie przejmowały, kozy nimi również nie.



Gospodarz akurat robił małe naprawy w ulu i dokładał ramek pszczołom, więc miałam okazję zajrzeć do otwartego ula.
Dowiedziałam się, że ul wyższy i węższy to ul warszawski, a niższy bardziej sześcienny to ul Dadant ( chyba )
Nie wiedziałam, że pszczoły zbierają nektar i pyłek w promieniu ok 3 km od ula. Jeśli chciało by się je wywieźć ( razem z ulem ) gdzieś np. do lasu dla pozyskania miodu spadziowego, to odległość musi być większa niż te 3 km, inaczej mogą wrócić na łąkę przy domu i nie zastając tam ula nawet umrzeć.

Usłyszałam również co trzeba zrobić gdy pszczoły "wyroją" się z ula. Z reguły przysiadają na jakimś pobliskim drzewie czy krzaku, zanim definitywnie uciekną. Trzeba wtedy je pokropić wodą, to się nie będą ruszać i delikatnie złapać cały rój w siatkę , podobną jak podbierak do ryb, po czym wsadzić do pustego ula.

Filmik pokazujący troszkę wnętrza ula poniżej ( przymknijcie oczy na brudne pazurki ;) )


Nabrałam ochoty by mieć swój ul, tyle, że najpierw trzeba by było mieć gdzie go postawić. Według właściciela pasieki powinno się mieć co najmniej trzy ule.

Relaksujące, spokojne , bezstresowe zajęcie, no chyba, że się nie okadzi dymem ula i  grzebie w nim bez ochronnego ubrania ;)

Przy okazji rozmowy o pasiece i zwyczajach pszczół, dogadałam się w sprawie posadzenia moich ziół ( które są miododajne) na terenie łąki znajomego. Pszczoły będą mieć nektar by produkować miód a ja będę mieć surowiec zielarski. którego nikt mi nie zniszczy. Dobry "dil"  :)

Nieopodal, przy schodach do niewykończonego budynku mieszkalnego, jeż zrobił sobie gniazdo/norkę. Spryciarz umieścił je pod deskami, by mu nie lało na nos podczas deszczów :)
Nie zaglądałam do środka, nie chcąc straszyć jeża i rozgrzebywać źdźbeł, ale być może już ma, albo niedługo będzie miał młode.


To był dobry, miły, owocny dzień.




21 kwi 2018

Tarta cebulowa na kruchym cieście

Tarta cebulowa na kruchym cieście



Smaczne danie na ciepło, którym można się najeść.

Ciasto kruche


Składniki:

  • 1 szklanka mąki
  • trochę śmietany
  • 1/3 łyżki proszku d pieczenia
  • łyżka oliwy 
  • 1/3 kostki masła
  • 2 żółtka 
  • 1 płaska łyżka cukru ( u mnie się robi bez cukru )

Zmieszać w misce i wyrobić ciasto. 
Rozłożyć warstwą w formie wykładając też boki, ciasto ma utworzyć jakby nieckę, w którą nałożymy farsz.


Farsz


Składniki:

  • dużo cebuli 
  • pieczarki, mniej więcej tyle samo ile cebuli ( choć ja wolę z przewagą cebuli)
  • czerwona papryka
  • żółty ser do posypania, tyle ile kto lubi
  • tłuszcz do smażenia
  • szynka opcjonalnie

Cebulę pokroić w krążki i przesmażyć na tłuszczu. Pieczarki obrać, umyć, pokroić i przesmażyć. Czerwoną paprykę pokroić w paseczki.

Układać warstwami na przygotowanym cieście. na ciasto, jako pierwszą warstwę, najlepiej położyć to co jest bardziej "suche" ( np. pieczarki szynkę), wtedy nam tak bardzo nie rozmięknie i będzie smaczniejsze.

Piec około 35-40 minut w temperaturze 180-200 stopni. Podawać na ciepło. 
Mnie smakuje bardziej posmarowane ketchupem.

Smakowitego :)







Pomysły w stylu jeans - jak obszyć kuferek

Pomysły w stylu jeans - jak obszyć kuferek



Pomysł zrodził się z potrzeby upakowania w czymś akcesoriów kosmetyczno-pielęgnacyjnych moich
i mamy, oraz  nadmiaru starych jeansów. Dlaczego jeansów? Bo akurat kolor niebieski pasuje nam do łazienki.

Nabyte więc zostały dwa tanie kuferki z grubej tektury, na które postanowiłam uszyć pokrowce.
Niby proste zadanie, ale wcale tak łatwo nie było. Pokrowce bowiem musiały spełniać kryterium zdejmowalności w celu wyprania i tu już zaczęła się gimnastyka by to osiągnąć.

Na zewnętrzną warstwę pokrowca przeznaczyłam niezbyt gruby jeans ze starych spodni. Warstwa wewnętrzna musi być z cienkiego materiału, ponieważ nasz kuferek musi się jakoś zamykać a grubszy materiał blokował by zamknięcie swoją grubością.

Formę robimy na bazie poszczególnych ścianek kuferka, obrysowując je na papierze. Denko i przykrywka są różnych rozmiarów, więc odrysowujemy je oddzielnie.

Po czym odrysowujemy poszczególne części na materiale. W przypadku starych jeansów możemy z powodzeniem wykorzystać fragmenty z kieszeniami, jak ja to zrobiłam w jednym kuferku.



Zszywamy poszczególne części.


Do części będącej podstawą ( denkiem ) kuferka doszywamy z cienkiego materiału "zakładkę" wewnętrzną, która potem będzie nam trzymała zewnętrzną część pokrowca na kuferku. Przyszywamy do niej taśmę rzepową ( od spodu, bo będzie się trzymała ścianki kuferka )

Do górnej części ( pokrywy kuferka)  zewnętrznego pokrowca również przyszywamy "zakładkę" z cienkiego materiału, która nam będzie trzymać pokrywę kuferka. Do niej również przyszywamy od spodu taśmę rzepową ( wąską )


Z kuferka tymczasowo demontujemy rączkę, by nie przeszkadzała w nakładaniu pokrowca.

Po wszyciu "zakładki" wewnętrznej, trzeba przymierzyć na kuferku, zeszytą zewnętrzną część pokrowca i odrysować na materiale miejsca otworów na metalowe zapinanie i rączkę kuferka.
Ja sobie pomogłam przypinając zewnętrzną część pokrowca obleczonego na kuferku , szpilkami do ścianek ( kuferek jest z tektury więc się dało) , by nic mi się nie przesuwało. Po czym odrysowałam kształty zapinania.

Wycinamy otwory małymi nożyczkami, po czym obszywamy je kordonkiem ściegiem obrębiającym, by się nie strzępiły.


Przechodzimy do szycia części wewnętrznej podstawy ( denka) kuferka, z cienkiego materiału, którą to część będziemy mogli wyjmować do prania , dzięki wszytemu ekspresowi. Dlatego w górnej części dodajemy przy krojeniu  nieco więcej zapasu materiału, na podwinięcie i wszycie ekspresu.
Poszczególne części wykroju z cienkiego materiału, tym razem należy wykleić fizeliną prasując żelazkiem. Potem zszywamy.

W części pokrowca zewnętrznego, do górnej krawędzi wewnętrznej "zakładki" podstawy ( denka) kuferka, na wierzchu przyszywamy ekspres rozdzielny.
Znów nakładamy na kuferek.

Uszyte wcześniej wnętrze podstawy/denka ( z cienkiego materiału) wkładamy do środka i górny brzeg podwijamy tak, by pasował do wysokości wszytego ekspresu. Przypinamy szpilkami do ekspresu już przyszytego do "zakładki" zewnętrznej części pokrowca.

Rozpinamy ekspres i rozdzielamy go na dwie części. Teraz możemy swobodnie przyszyć na maszynie ekspres do wewnętrznej części z cienkiego materiału, ponieważ go przed chwilą sobie ładnie przypięliśmy we właściwym miejscu.

Mamy teraz dwie części pokrowca:

- zewnętrzną jeansową z wszytymi "zakładkami" z cienkiego materiału ( bez flizeliny)  by pokrowiec się trzymał na kuferku, oraz wszytą połową ekspresu na górnym brzegu ścianki denka ( podstawy kuferka) 

- wewnętrzną część , czyli denko ze ściankami , z cienkiego materiału, usztywnionego flizeliną, z wszytą druga połowa ekspresu na brzegu wewnętrznej ścianki

Górną część pokrowca , czyli pokrywę kuferka, wraz z bokami zeszyłam na prawą stronę i obszyłam na brzegu ozdobną taśmą w kropeczki.


Brzegi tekturowych ścianek kuferka ( podstawę i przykrywkę ) oklejamy drugą stroną taśmy rzepowej ( tą twardszą ) , by taśma przyszyta pod spodem "zakładek" zewnętrznego pokrowca złączyła się z tą przyklejoną i trzymała pokrowiec na miejscu. kleiłam klejem "kropelka" ( upierdliwe i śmierdzące), są też samoprzylepne taśmy rzepowe w sprzedaży.


Zapinamy na ekspres wewnętrzną część denka kuferka, dzięki temu będzie potem można ją wyjmować do prania. Mamy gotowy kuferek.


Poniżej kuferek jaki był pierwotnie, a jaki się stał  "po":


Kuferek mamy, która potrzebowała kieszonki:


Kuferek mój:


Może trochę zagmatwałam ten opis, ale nie umiem tego jaśniej opisać. Mam nadzieję, że ten pomysł zainspiruje i pomoże w wykonaniu.



19 kwi 2018

2 kwi 2018

Przedwiosenne i wiosenne obrzędy starosłowiańskie

Przedwiosenne i wiosenne obrzędy starosłowiańskie 



Byłam ostatnio na pierwszym po zimowym spacerze rowerowym w pobliskim lesie i nad stawem znalazłam dwa ślady odprawiania najprawdopodobniej obrzędów starosłowiańskich.

Widać po tym, że w moim mieście są ludzie, którzy wracają do tradycji świąt związanych z wiarą przyrodzoną. 

Na moich terenach wiara ta istniała dłużej niż w innych częściach kraju, ponieważ wokoło było tutaj dużo lasów, mokradeł i bagien, przez co na te trudno dostępne tereny zapuszczał się mało kto, w związku z czym misjonarze dotarli tutaj też stosunkowo późno, by krzewić "jedynie słuszną" wiarę.

Pierwszy kościół i klasztor powstał tutaj dopiero w XIII wieku, a potem w początkach XVII w. kiedy powstał drugi klasztor i kościół, znajdujemy w kronikach zapiski o skromnej egzystencji zakonników :

" ...Dali tam dobrodzieje nam klasztor i kościół drewniany, ale jest to ciężar, który trzeba koniecznie zrzucić i fundację przenieść na szlachetniejszy konwent, tam bowiem bracia muszą pędzić życie chłopskie. Nie ma dla kogo rozwijać nabożeństwa i służby Bożej; człowiek samotny tam pozostawia i zamienia się na anioła lub zwierzę. Dwojakiej muzyki słucha często, wiosną rechotania żab, zimą żałośliwego wycia wilków. Pożyteczniej było by je opuścić, aby uniknąć zgorszenia dokoła i naprawić dobrą sławę, i po zakonnemu urządzić życie"

Swoja drogą ciekawe o jakim zgorszeniu "dokoła" myślał kronikarz....

W moich okolicach istniała również świątynia starosłowiańska ( tzw. chram, kącina, kupiszta) , której resztki z ofiarą całopalną, całkiem niedawno znaleźli archeolodzy. Świątynie drewniane Słowianie wznosili rzadko, dlatego to ciekawostka i też jakieś świadectwo, że tutaj dość długo żyli Słowianie nieniepokojeni przymusem zmiany obrzędów wiary przyrodzonej.

Według dawnej wiary i zgodnie z wiedzą świadomego człowieka wszystko co robimy ma wpływ na przyrodę o ona ma wpływ na nas, wiec oba te światy są ze sobą powiązane. Tak więc obrzędy świąt osadzone były w przyrodzie.

Moje znaleziska w lesie były pozostałościami po maleńkich ogniskach.

Wokół pierwszego dojrzałam ułożone gałązki ziela bylicy, uważanego przez starożytnych Słowian za magiczne ziele i wśród nich świeczkę (typu tealight :), niestety nie mam fotki, było już za ciemno jak na ten słaby aparat którym dysponowaliśmy ), dlatego podejrzewam że ten ślad był związany z pierwszym świętem przedwiosennym tzw. Gromnice, które przypada na 2 lutego, związane z gromem - gromowładną siłą, czyli jest poświęcone Perunowi, związanemu z przyrodą i mającemu wpływ na to co się dzieje na ziemi.

Luty to miesiąc najbardziej surowy w naszym klimacie, a kiedyś był pewnie jeszcze bardziej mroźny. To czas kiedy zapasy żywności poczynione jesienią już powoli się kończą a do nowych zbiorów jeszcze dość daleko. Trudny czas, więc święto miało pewnie na celu podtrzymać na duchu w oczekiwaniu na przyjście wiosny, czasu rozpoczęcia wegetacji.
Słowianie prosili Peruna o nadejście wiosny i urodzaj. Oprócz watry, zapalano świecę obrzędową tzw. gromnicę, która miała chronić przed uderzeniami piorunów.
Pierwotnie były to święta kilkudniowe, obchodzone wraz z zabawami w gronie rodziny i przyjaciół.

Współczesne echa tego święta w chrześcijaństwie to zapusty, karnawał.

Wokół drugiego wypalonego "ognizeczka" ułożone były gałązki wierzby z rozkwitniętymi już baziami ( wierzba jest drzewem , które poświęcone było żeńskiej sile, więcej o wierzbie > TUTAJ ), przypuszczam , że było ono rozniecone ku obchodom jednego z najważniejszych świąt starosłowiańskich Jarych Godów, czyli wiosennych świąt. Słowo "jar" ( pochodzące ze staro-indueuropejskiego dialektu, znaczy mocny, młody, krzepki, dawniej tak nazywano wiosnę) związane jest ze słowem "żar" a więc ze światłem ( w/g Źirislava ).
Od dnia równonocy, czyli wiosennego przesilenia, zaczyna przybywać dnia , więc również światła.

Nie będę się rozpisywać o tych świętach, bo wiele już na ich temat napisano na innych blogach, więc nie ma sensu duplikować treści.
W miarę uporządkowane informacje o nich zaczerpnięte od słowackiego Źirislava   ,znaleźć można np. tutaj :
http://przypiecek.blogspot.com/2014/03/jare-gody.html

Podzielę się tylko, jako, że dzisiaj mija dzień Dyngusa, moimi jajami ozdobionymi symbolami starosłowiańskimi, na marginesie - w dawnej słowiańskiej tradycji przywilej zdobienia jaj należał tylko do kobiet .
Co znaczą symbole możecie poczytać w artykule "Dekoracja starosłowiańskich pisanek, ich symbolika i znaczenie " Dobrosława Wierzbowskiego.