29 lip 2016

Jeden dzień w Zwierzyńcu cz.1 - wehikuł czasu 2015

Jeden dzień w Zwierzyńcu cz.1 - wehikuł czasu 2015



Zwierzyniec, piękna mieścinka w Roztoczańskim Parku Narodowym. Ponoć najczystsze miejsce w Polsce. I pewnie sporo domów prominentów i "elyty" ;) 
Dojechałyśmy tam pociągiem z Zamościa.

Zalew Rudka 


Pierwsze kroki skierowałyśmy nad zalew "Rudka". Zdziwiłam się, że mimo upału jest bardzo mało ludzi, zarówno na brzegu jak i w wodzie. Obie strefy zawłaszczały kaczki, którym nie przeszkadzało, że tuż obok siedzą lub pływają ludzie. Śmiesznie dreptały na swoich krótkich, kaczych nóżkach lub podkurczając je wygrzewały się na słońcu. Przy zalewie, na tym brzegu , na którym byłyśmy, znajdowały się małe campingi ( zauważyłam dwa). Można było wynająć przyczepkę lub postawić namiot. Ceny przystępne.


Zległam pod jedynym drzewkiem w pobliżu wody, które dawało trochę cienia. W tym miejscu przeczekałyśmy największy południowy upał. Skorzystałam z akwenu. 
Woda była dość chłodna, długo się nią polewałam zanim się zanurzyłam. Dno przy brzegu piaszczyste, trochę dalej można było wyczuć stopami wodorosty. Chłód brał się stąd , że zbiornik był "przepływowy", czyli ciągle przez niego przepływała woda z rzeki, ten ruch nie pozwalał słońcu jej ogrzać. Jedynie przy górnej warstwie wody tuż pod powierzchniż można było poczuć ciepło, niżej ciało szybko mi marzło. Szybko wyskakiwałam na słoneczko by się ogrzać.

W takim miejscu, na powietrzu, po pływaniu chce się jeść  i wtedy najlepiej smakuje przygotowane piknikowe jedzonko. W naszym przypadku były to pożywne sałatki warzywne , jedna na bazie kaszy a druga z dodatkiem sera feta. Mniammm... :) ( przepisy podam później ) 
Ja oczywiście popijałam gorącą herbatą owocową. Jeśli nie wiesz, ciepła lepiej gasi pragnienie niż zimne napoje, aczkolwiek inni dziwnie na mnie wtedy patrzą, kiedy zamiast zimnej wody mineralnej ze sklepowej lodówki, piję ciepłą herbatę z termosu. W upał najlepiej sprawdza się mięta.


Kajaczki nie wszystkie takie same


Przy zalewie Rudka, można wykupić sobie spływ kajakowy. Test tam kilku przedstawicieli firm, które zajmują się organizacją spływów, czyli wypożyczą kajak, dowiozą na miejsce wypływu i będą oczekiwać w miejscu docelowym. Z firmą ( Pagaj ), z której korzystałyśmy można popłynąć rzeką łącznie przez 36 km lub wybrać sobie tylko odcinek trasy wedle swoich możliwości kondycyjnych i czasowych. Od wielkości kajaka ( wypożyczonego na dobę ) i długości trasy ( bo płaci się za transport ) zależy też cena, najdrożej wychodzi kajak jednoosobowy plus dalsza trasa. Naszą cenę wynegocjowałyśmy, pan był tak miły i rozumiejący pustawe kieszenie, że dał nam od razu kartę stałego klienta, byśmy miały zniżkę.

Czekając na załadowanie kajaków i transport, oglądałam ten stos plastikowych kadłubów. Zaintrygowały mnie kształty dziobów,ponieważ były różne. Jestem dociekliwa, więc zapytałam młodego faceta, który ładował kajaki, jaką robią różnicę te różne kształty dziobów i z czym się to wiąże.
Dowiedziałam się więc, że takie bardziej szpiczaste, ostre dzioby ( poniżej zdjęcie w środku - pomarańczowy kajak ), powodują, że kajakiem się lepiej steruje, dają mu lepszą zwrotność, łatwiej nim wykonywać manewry, jest szybszy, ale jednocześnie bardziej wywrotny. Takie kajaki ta firma miała chyba tylko jednoosobowe.
Natomiast kajaki z bardziej zaokrąglonymi dziobami ( fotka pierwsza z prawej - żółty kajak ) są mniej zwrotne, trudniej sterowalne, ale za to stabilniejsze i mniej wywrotne.
Czyli te pierwsze bardziej sportowe, te drugie bardziej rekreacyjne, można rzec.
Nie miałam wątpliwości , który chcę :D

Tak więc zawieziono nas siedem kilometrów dalej, do miejscowości Obrocz rozdano worki foliowe do zabezpieczenia plecaków przed zamoczeniem, zwodowano i wypłynęłyśmy Wieprzem, w kierunku Zwierzyńca i zalewu "Rudka", z nurtem rzeki.

Rzeczka urokliwa, woda przejrzysta. Rosnące na brzegu lub w wodzie drzewa dawały upragniony cień. Czasem tylko utrudniały wyprawę, bo trzeba było omijać wystające z wody korzenie lub konary, czy pnie. Była to jednak dodatkowa atrakcja.
Wody było mało, nie wiem czy przez upalne lato, czy ta rzeczka zwykle taka jest. My dwie, niezbyt ciężkie kobiety, w dwuosobowym kajaku dawałyśmy radę płynąć bez wysiadania z kajaka. Myślę, że ludzie o większej masie ciała, mogli by już mieć miejscami problem i osiadać na mieliznach.
Płynęło się bardzo przyjemnie.


Po drodze mijali nas, z rzadka, inni kajakarze. Przystanęłyśmy sobie w szuwarach, by uzupełnić płyny, zjeść kanapki. 
Nadpłynęło dwóch młodych facetów w jednoosobowych kajakach. Nagle chlup! Jeden znalazł się do góry dnem, dobrze, że było płytko. Trzeba było wylać wodę...potem dogonić wiosło... Okazało się, że to pierwsza przygoda z kajakiem niedoszłego topielca ;) No cóż muszę przyznać , że miałyśmy ubaw, sytuacja nie była na szczęście groźna tylko zabawna. :) 
Sfilmowałam całe zdarzenie aparatem fotograficznym i po powrocie, wysłałam delikwentowi mailem na pamiątkę "pierwszego razu" :D  Popłynęłyśmy potem za nimi, bo a nuż... coś ciekawego jeszcze się wydarzy ;)


Ostatni odcinek naszego spływu, wiodący do zalewu "Rudka" wyglądał jak aleja w zielonym labiryncie, po obu stronach tunel tworzyły wysokie trzciny. Tutaj woda była dosyć głęboka, nieprzezroczysta, nie było widać dna, nie chciałabym tam wypaść z kajaka.
Na zakończenie musiałyśmy jeszcze położyć się na kajakach by przepłynąć pod mostem i nie zostawić głów za sobą. I już szerokie wody Rudki, i przystań kajakowa, do której za chwilę przycumowałyśmy. To był urokliwy i zabawny spływ. Zajął nam jakieś dwie godziny.





Tutaj część 2