2 paź 2016

Dziobem w dziub - bliskie spotkanie w Masadzie

Dziobem w dziub - bliskie spotkanie w Masadzie


Kiedy smutno i czuję się jak przyszpilony motyl, z którego powoli uchodzi życie, który może jedynie patrzeć jak inne motyle radośnie grzeją się w promieniach słońca, samemu mogąc tylko o tym pomarzyć,  przypominam sobie wtedy chwile z życia w odrobinie radości.

Kilka takich chwil związanych jest z nieoczekiwanym kontaktem ze zwierzakami.

W czasie wycieczki do Izraela, zwiedzaliśmy Masadę, twierdzę położoną  na Pustyni Judzkiej, nieopodal Morza Martwego.
Rozległy teren na skalistej górze, resztki ruin, w większości już tylko ich fundamentów lub fragmentów murów. Upał nieprzyzwoity, czyste powietrze i niesamowicie błękitne niebo.

Stoję w grupie przy kolejnym miejscu, o którym przewodniczka coś opowiadała. Wyłączam się, przestaję słuchać. 
Zagapiam się na czarne ptaki przysiadające na murku, jedyny stały i widoczny przejaw życia wśród tych ruin, oprócz mrówek i z rzadka się pokazujących jaszczurek. Ludowa legenda mówi, że są to dusze obrońców twierdzy, dzisiaj wiem, że to czarnotek arabski.

Moja współtowarzyszka podróży dochodzi do mnie i częstuje mnie ciastkiem. Jedząc rzucam ptakowi okruch, który szybko znika. Następny kładę na wyciągniętej dłoni bez nadziei jednak, że ptak się odważy. Ten mnie zaskakuje i zjada go z ręki.
Biorę kolejne ciastko i robię więcej okruchów. Po chwili nie tylko ten jeden, ale i inne zlatują się do moich rąk. Kłębią się trzepocząc skrzydłami, idzie w ruch też dziub w dziub. Biją się między sobą, kto pierwszy, kto szybciej, kto więcej.
Okulary, które mam , chronią mi oczy, lecz trochę obawiam się dostać którymś dziobem w nos.

Mam niesamowitą, dziecięcą wręcz radochę obcując z tymi skrzydlakami, nic innego w tej chwili nie istnieje, tylko ja i one, a czas się zatrzymał.

Współtowarzyszka podróży w międzyczasie robi mi kilka fotek, też ma ubaw. Po chwili sama kruszy ciastka.

Inni uczestnicy wycieczki dostrzegając sytuację powoli odchodzą od przewodniczki w naszą stronę. Zaczyna bardziej interesować ich żywy element tego miejsca, niż historia umarłych.
W pewnym momencie przewodniczka milknie, dostrzegając, że przestali jej słuchać i została prawie sama. Jej zdezorientowana mina jest bezcenna.

Dla mnie piękne niebo, fajna chwila....