14 mar 2016

Dla tej jednej to znaczy wiele

Dla tej jednej to znaczy wiele



Przypomniała mi się pewna przypowieść.

Podczas sztormu morze wyrzuciło na brzeg wiele meduz. Mała dziewczynka szła wzdłuż linii plaży i podnosząc meduzy wrzucała je z powrotem do morza.
Przechodzący obok człowiek , widząc to powiedział:

- Po co to robisz i tak wszystkich nie uratujesz, bezsensu, szkoda czasu i energii.

Dziewczynka na to:

- Dla tej jednej to znaczy wiele.

Są ludzie którzy mówią jak ten człowiek, że wszystkim i tak nie pomogą , więc nie pomagają nikomu. Bo tak wygodniej. To przeważnie tacy, którzy uważają, że jak zaczną "rozdawać" ( pieniądze, czas itd.) innym to sami nie będą mieli i do niczego nie "dojdą". Więc nie wspierają, nie dzielą się jak nie mają korzyści. Dla nich to rachunkowość.

Sama prawie już tak zaczęłam myśleć wtedy, kiedy miałam trudny okres w życiu i czułam jakby świat zawalił mi się  na głowę. W tej beznadziei dopadł mnie kryzys wartości i myśli, że tym, którzy nie "rozdają", dla których wsparcie to wymiana handlowa i biznes, jest łatwiej i mają się lepiej w obecnej rzeczywistości, że może moje wartości są do bani...
Jednak pozytywne przykłady ludzi, którzy mimo własnych trudów życia dzielą się i wspierają innych, którzy może wolniej ale też "do czegoś dochodzą", poprawia im się byt, w dodatku poprawiają byt innym, nie pozwoliły mi utknąć w takim błędnym myśleniu.

Są więc i tacy jak ta dziewczynka z przypowieści, którzy rozumieją, że "dla tej jednej " osoby ta pomoc może znaczyć wiele,  być nawet kwestią przetrwania i życia. Ten jeden decydujący moment, gdy potrzebuje ona wsparcia, które zostanie przez kogoś udzielone bądź nie. I ten jeden moment decyduje o dalszym życiu lub nawet śmierci. A czasem potrzeba tak niewiele, co niewiele by "kosztowało".

Jeśli kogoś nie znamy, to tak naprawdę nie wiemy jak bardzo jest w potrzebie i czy naprawdę potrzebuje wsparcia, nawet gdy o nie poprosi. Jednak osobiście wychodzę z założenia, że dla tej osoby to może znaczyć wiele.
Wolę pomóc i wyjść potem na idiotkę gdy okaże się, że ktoś życzliwości nadużył ( a tak czasem się zdarzało  ), niż przejść obojętnie obok drugiego człowieka, bo co, jeśli dla niego to kwestia życia lub śmierci, przecież tego nie wiem.
Nie wiem też, czy to dziecko, które prosi o bułkę faktycznie nie ma co jeść bo w domu bieda, czy to tylko sprytne naciąganie frajerów. Nie wiem czy ten ser, masło i chleb, które dostała kobieta nie wylądują w koszu na śmieci z zemsty, że nie otrzymała kasy. Czy ten chłopak który podszedł na dworcu faktycznie nie ma na bilet a tej babci, która rozpłakała się w aptece nie stać na leki. Nie wiem czy ten człowiek który leży w krzakach jest pijany czy chory. Nie wiem.
Wolę jednak zostać frajerką ze dwa razy niż raz przyczynić się do czyjegoś nieszczęścia przez zaniechanie wsparcia. Przecież nie wiem na jakim etapie rozpaczy jest ten drugi człowiek wtedy gdy pojawia się na mojej drodze. Nie wiem w jakim stopniu jest bezradny.
Wiem jednak jak straszne jest poczucie bezradności i osamotnienia. Pomogę, jeśli mogę, dlatego że mogę.

Mam wrażenie, że większy problem z udzielaniem wsparcia innym i więcej obojętności w stosunku do tych, którym się gorzej powodzi czy mają jakieś zawirowania w życiu, mają ci, którym na niczym nie zbywa, którzy akurat mogli by, bo mają wszelkie zasoby i możliwości. Czasem to kwestia poświęcenia czasu, a bywa, że jedynie kwestia pieniędzy, co jest jeszcze bardziej przykre, zwłaszcza jeśli dotyczy osób bliskich, znanych czy przyjaciół....tym bardziej jeśli to kwestia życia i śmierci.
Nie wiem czemu tak jest. Wygoda? Brak empatii czy egocentryzm w konsumowaniu wygód i atrakcji życia?...
Obwarowują się taką pseudo "pozytywną" energią ( o której napiszę innym razem ), izolując od tych którzy swoją bezradnością, trudną sytuacją życiową czy chorobą psują im nastrój, jakby nie chcieli się tym "skazić", bo to narusza ich strefę komfortu. ( zastanawiam się dlaczego...bo to chyba świadczy o tym, że coś u nich nie tak )  I potem faktycznie mają spokój, bo ci potrzebujący wsparcia takiej osoby zwykle o nic już nie poproszą, ponieważ wiedzą, że go nie otrzymają. O pomoc proszą innych albo zostają sami w beznadziei.

Pamiętaj ta meduza sama nie wróci do morza, a ten człowiek nie powinien być sam w trudnym momencie. Może dla Ciebie to nie jest najważniejsze ale:



Dla tej jednej osoby to znaczy wiele...


Nie wiem jak Ty ale ja chcę wierzyć, że ludzi dobrej woli jest więcej..... i chcę by właśnie to, taka prawdziwie pozytywna energia była promowana i wzmacniana w świecie, dlatego staram się do tego przyczyniać w miarę możliwości.



> Powiązany post :  Cały świat jest w nas.
> Powiązany post :  Jak kształtujemy rzeczywistość



2 komentarze :

  1. Temat rzeka...

    Generalnie warto pomagać, choćby tylko po to, by nie być skupionym tylko na sobie i na swoim życiu i na swoich problemach. I nie chodzi o to żeby się przekonać że inni mają "gorzej" (bo to do niczego nie prowadzi), ale o to, by pomagając innym nabrać dystansu do siebie i swojego życia. I przekonać się, że niezależnie od naszego własnego położenia zawsze możemy ofiarować coś innym - choćby swój czas.

    Być może to jest powód (lub jeden z wielu), dla którego najczęściej do pomocy skłonni są ci, którzy sami mają (teoretycznie) tak niewiele do zaoferowania.

    Innym powodem może być przekonanie, że dobro w jakiejś formie zawsze wraca: dziś mogę pomóc, a jutro, w potrzebie, być może ktoś pomoże mi (i niekoniecznie ten, komu kiedyś pomogłem, bo ludzie są jednak tylko ludźmi).

    Jeżeli chodzi o tych niechętnych do pomocy, którym "na niczym nie zbywa", to powody są różne.
    Z tych ciekawszych: są ludzie, którzy uważają, że świat jest już tak urządzony, że MUSI być podział na biednych i bogatych, chorych i zdrowych, brzydkich i pięknych (i nie tylko...), i że ingerowanie w ten podział jest niewskazane... coś w rodzaju obawy, że pomagając innym naruszamy jakąś równowagę i możemy tym samym pogorszyć swój los...

    Wracając do tej przypowieści z dziewczynką na plaży - najważniejsze jest w niej chyba to, by nigdy nie "gasić" ludzi i nie kwestionować tego w jaki sposób chcą pomagać.
    Są tacy co pomagają (na przykład) zwierzętom, inni będą się może oburzać i twierdzić że to marnotrawstwo i strata czasu, że trzeba inaczej, że są inne ("ważniejsze") potrzeby.
    A tymczasem każdy taki gest warto docenić.

    Jeśli chodzi o prośbę o pomoc skierowaną do nas - można by tu długo dywagować, wiele zależy może od naszej intuicji, wrażliwości i oceny danej sytuacji.
    Ale i tak najbardziej szkoda tych którzy z różnych względów nigdy o pomoc nie poproszą i pozostaną niezauważeni...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, są osoby które nie proszą, czasem jest to spowodowane wstydem,tym że we własnych oczach uchodzimy za nieudacznika,bo nie buduje to poczucia własnej wartości a czasem bo nie wierzymy że ktoś tej pomocy udzieli a czasem ludzie myślą " ja nie mam nic do ofiarowania", to i o wsparcie nie proszą.Sama tez nie zawsze proszą mimo, że potrzebuję wsparcia. Bo to trudne. Ale często inni to wiedzą, że się potrzebuje tego wsparcia.

    Jak to w "Kubusiu Puchatku" powiedział chyba Prosiaczek do Osiołka albo odwrotnie: "Jak nie powiesz, że ci źle to nikt nie będzie wiedział" ( w domyśle: nie będzie miał szansy pomóc, pocieszyć )
    I ludzie mówią czasem nie wprost, czasem okrężną drogą...dają znać,że są bezradni, że im trudno., że potrzebują wsparcia. Tylko trzeba nauczyć się słuchać wzajemnie.Tak myślę.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń