31 mar 2018

Budowanie kobiecości cz.1 - w męskim kontekście

Budowanie kobiecości cz.1 - w męskim kontekście



W męskim kontekście, czyli jaką kobiecość wspierają mężczyźni.

Trzeba jasno zdać sobie sprawę z tego, że w "świecie", w rzeczywistości społecznej w mniejszej skali i globalnej, to co wspieramy jednocześnie wzmacniamy.

Przypomnę tu przypowieść o wilkach, na pytanie skierowane do starego Indianina, który wilk zwycięży, padła odpowiedź "ten którego karmisz"...i tak samo dzieje się w świecie globalnie, bo każdy z nas karmi któregoś wilka a któregoś mniej albo wcale.

Temat jest rozległy, dlatego podzielę go na części.

Podjęcie go, w części pierwszej, jest efektem refleksji nad zagadnieniem poruszanym w filmie, pod dość agresywnym tytułem "Jak kobiety rujnują mężczyzn", z wykładu Rosjanina ( to ważne) Trechlebova uważanego za "guru" od starosłowiańskich przekazów , oraz obserwacji relacji innych, rozmów z kolegami, koleżankami, tatą, oraz doświadczeń własnych w relacji z mężczyznami.

Wykład Trehlebova:


Trechlebov mówi o wymianie energetycznej między kobietą a mężczyzną, której istnienia jestem świadoma od dawna ( zresztą wymiana energetyczna zachodzi nie tylko pomiędzy płciami ale każdym człowiekiem ).
Niestety skupia się w części tego wykładu tylko na odpowiedzialności, jednej z płci - kobiety, którą przedstawia z jednej strony jako tą, która daje energię mężczyźnie, z drugiej potrzebuje mężczyzn ( tak, nie jednego ) "wyssać" z energii  ( co w jego słowach jakoś pejoratywnie brzmi)  ponieważ w ten sposób uzyskuje potwierdzenie swojej kobiecości, dzięki czemu czerpie siłę do życia, radość.

I tutaj zauważam pewne niedopowiedzenie.

Czułam potrzebę dopełnienia tematu z mojego punktu widzenia i przemyśleń, punktu widzenia kobiety, którą jakby nie było jednak jestem i jakąś wiedę przodków z linii żeńskiej chyba mam ( TUTAJ nieco o tym ).

Mój tekst nie będzie o "rujnowaniu" ani mężczyzn, ani kobiet, ponieważ takie ujęcie tematu wpycha go w kontekst "winy" jednej z płci, pogłębiając przepaść w i tak już niełatwych (w dzisiejszym zagubieniu zarówno mężczyzn jak i kobiet w trudnej rzeczywistości społecznej i ekonomicznej) , relacjach między- płciowych. Takie ujęcie tematu to nieporozumienie.

Uważam, że jest to błędnie ujęte w kontekście "winy" i brak uzasadnienia w psychologii, życiu i w duchowości, tym bardziej słowiańskiej, bo to tak, jakby relacja i to co się wydarzy "pomiędzy" zależało tylko od jednej osoby i tworzyło staus quo. 

Gdyby relacja kobieta-mężczyzna zachodziła między ludźmi z wykonaną lobotomią, lub lobotomią u jednego z nich, to może by tak było ;)

Tu przypomniał mi się stary film pt. " Żony ze Stepford" > TUTAJ 

( polecam panom, którzy tęsknią za "idealną" kobietą, wiecznie uśmiechniętą, uległą i niczego od nich nie wymagającą, ani nie marudzącą i takim, którym wydaje się, że są takie kobiety )

W relacji istnieje przecież dynamika, to szczególne "falowanie", przypływy i odpływy niezależnych od obojga sytuacji życiowych, emocji o różnej gradacji, od ekscytacji, radości, odrobiny szaleństwa, fantazji, wzajemnej mobilizacji, poprzez wyciszenie, spokój, rutynę, smutek, nudę, stagnację czy "drętwotę", by potem znów pojawiła się radość, fantazja , odrobina szaleństwa itd.itd.

"Falowanie" tak jak przypływy i odpływy żywego oceanu, który co rusz to nieśmiało odsłania nowy kawałek plaży , by za jakiś czas zalać go wzburzonymi falami, by w kolejnym momencie znów go odsłonić.

Czy ten ocean za każdym razem jest innym oceanem, czy jest to ten sam ocean, który ulega tylko pewnym rytmom, czy okolicznościom zewnętrznym niezależnym od niego?
Czy ocean może nie mieć pływów? Czy nie stał by się wtedy jedynie jeziorem, sadzawką spolegliwie poruszaną tylko wiatrem? To przecież właśnie ten bezkres, i te fale podobają nam się w oceanie a jednocześnie jego łagodny, kojący szum.

Gdy po oceanie płynie statek, to działa on na ten ocean, tak samo jak ocean oddziaływuje na niego, nie można oddzielić statku od fali, inaczej statek stałby się samolotem...a i wtedy nadal mógł by mieć pośredni wpływ na ocean, choć ocean nie musiałby mieć wpływu na niego.
Podobnie jest ze wszystkim tym, co w oceanie żyje, co żyje z oceanem. Dzięki niemu żyje i ocean żyje dzięki temu.

Tak jak nie da się tego rozdzielić, tak nie da się rozdzielić wzajemnego wpływu ( psychologicznego i duchowego, energetycznego)  na siebie kobiety i mężczyzny w relacji, czy to będzie relacja koleżeńska , czy to będzie relacja partnerska, czy małżeńska. Tym samym obarczanie odpowiedzialnością za całość tej relacji jednej ze stron jest nieporozumieniem.

Kobieta nie jest tą, która ma jechać tandemem przez życie z mężczyzną i pedałować za dwoje. W końcu to on ma więcej siły, od zawsze polował, walczył i chronił, nie tylko swoją kobietę....Nie można zrzucać na nią odpowiedzialności za to, że łańcuch spadnie albo mężczyzna będzie się wiercił na siedzeniu i rower się przewróci lub nie będzie mu się chciało pedałować, w związku z czym szybkość znacznie zwolni się  a trasa wydłuży, albo po prostu tandem się zatrzyma. Nie mówiąc już o akcjach typu nagłego łapania za hamulec , kiedy ktoś równo pedałuje, albo odwrotnie - wjeżdżania nagle na skrzyżowanie na czerwonym świetle mimo, że kobieta naciska hamulce, czyli sabotażu tandemowej podróży.

Wszelkie teorie zrzucające odpowiedzialność za czyny mężczyzny, jego stosunek do kobiety, czy to co robi w relacji i z relacją,  na kobietę, odzierają go z męskości, mądrości, dojrzałości i czynią marionetką w rękach kobiety.

Nie godzę się na to. 

Chcę w facetach widzieć mądrych mężczyzn, którzy nie będą mieć do mnie pretensji, o to co sami kreują w relacji ze mną, bo będą sobie zdawać sprawę ze swojej odpowiedzialności w tej sferze, swoich "chceń" widzenia mnie czy relacji w taki lub inny sposób i rozumienia skąd te chcenia się biorą, rozumienia swojego sposobu postrzegania przez pryzmat np. przeszłych doświadczeń i tego, że ich zachowanie w relacji przyniosło taki czy inny skutek, bo na mnie też miało wpływ i na moje zachowanie wobec nich, czy w relacji ogólnie.
Którzy będą zdawać sobie sprawę, że relacja to wymiana energetyczna, psychologiczna, w obie strony, wzajemne przenikanie się i falowanie.

Mężczyzn, którzy postrzegają prawidłowo, realnie, a nie tylko myślą, że tak jest.

Mężczyzn zdolnych do dialogu, otwartych na inny sposób postrzegania, na kobiecość jaka jest dla danej kobiety właściwa a nie jaka "powinna być" w/g poradników i guru, czy wdrukowanego w przeszłości szablonu ( matka, "była" )
Mężczyzn, przy których kobieta może wyrażać SWOJĄ kobiecość w pełni, a nie taką, jaką musiała wypracować ( najczęściej z wzorca matki albo "popytu" na takie a nie inne zachowania i cechy ),  by jakiś facet ją "chciał" ( w/g swojego szablonu wdrukowanego w przeszłości) by mogła przetrwać.

Mężczyzn, którzy potrafią akceptować a nie tylko krytykować.

Którzy najpierw wymagają od siebie ale nie są dla siebie zbyt surowi, tym samym nie są zbyt surowi dla innych.

Którzy podnoszą zamiast deptać.

Przy których kobieta czuje się bezpieczna ze swoją kobiecością, i dzięki temu może przejawiać ją w pełni.

Powyżsi mężczyźni są zapewne rzadko spotykani w Rosji, tam widocznie potrzebują baby by nimi sterowała. Za kołnierz nie wylewają, więc to kobieta jest tą, która musi ich krotko trzymać, przy czym takiego rosyjskiego macho nie można krótko trzymać wprost, bo jeszcze by pięścią przyłożył, stąd podchody, manipulacje, "szyja kręci głową". Taka kultura.

Takie doświadczenia ma widocznie Trechlebov.  Moim zdaniem on opiera się na tym co zna, a zna właśnie taki model, co nie znaczy że to model prawidłowy, zdrowy. 
Taki model na ogół funkcjonuje tam, gdzie kobiety są ekonomicznie, życiowo, społecznie uzależnione od mężczyzn i mają niższy status, lub tam gdzie jest duża konkurencja wśród kobiet o tzw. zasoby.
Zauważam, że również tam, gdzie kobiety pozbawione są wsparcia męskiego (nawet w związkach małżeńskich) i emocjonalnie ( lub fizycznie ) opuszczone przez izolujących się emocjonalnie (czy nawet fizycznie), mężczyzn.
Powoduje to przerzucanie przez kobiety uczuć i więzi emocjonalnych typu męsko-damskiego na synów. Tym samym kobiety wychowują synów na mężczyzn zbyt słabych, uzależnionych od stymulacji i animacji w wykonaniu kobiet, by mogli czy chcieli nabyć świadomość opisanych wyżej spraw, oraz wziąć odpowiedzialność w relacjach z kobietami w dorosłym życiu, na poziomie zarówno materialnym, emocjonalnym, jak i duchowym.

Tacy mężczyźni potem preferują taki a nie inny model relacji, bo taki mają wdrukowany w dzieciństwie, czy potem w pierwszych relacjach z kobietami w okresie dojrzewania, wybierają więc i wspierają taki a nie inny typ kobiecości i taki a nie inny model relacji, bo do takiego a nie innego łatwiej im się dostosować ( albo nie muszą się dostosowywać i niczego zmieniać w sobie ) i kółko się zamyka.

Dlatego dzisiaj mamy tzw. kryzys męskości i jak mówią ezoterycy słabych mężczyzn i silne kobiety, które współtworząc i wspierając powyższy schemat, doskonale potrafią wykorzystać pozycję społeczną mężczyzn w męskim świecie.
W dodatku często wmawia się ludziom , że to jest prawidłowe ( jak np. w przypadku Trechlebova )

Jednak wyżej cenię mężczyzn, niż autorzy większości tych różnych poradników, odbierających mężczyznom zdolność do myślenia, świadomości swoich uwarunkowań, świadomego decydowania , samostanowienia, kreując ich na sterowalnych, dających się "ulepiać" chłopców w krótkich spodenkach, z którymi "odpowiednia" ( czyt. "kobieca"= sprytna )  kobieta potrafi zrobić co zechce, bo to ona jest "szyją która ma kręcić głową".

Nie wiem z jakiej planety Wy pochodzicie, ale w moim ciele to głowa kręci szyją a nie odwrotnie.
Czy w szyi macie mózg, który steruje ruchem?......

c.d.n




Powiązane posty:

Od niej zależy istnienie człowieka > TUTAJ 

Tylko zmieniając coś w sobie > TUTAJ

Jak myslisz tak potem tworzysz >TUTAJ


2 komentarze :