8 maj 1993

SYRIA cz.1 " Lot - em " - wehikuł czasu ( powrót do przeszłości 1993 r.)

LOT-em


Refleksja na start

Mając w pamięci tamten czas, tamte miejsca i ludzi z przykrością patrzę jak bardzo niszcząca jest chęć władzy, pazerność w zagrabianiu zasobów przy pomocy podporządkowania sobie świata i poszczególnych narodów niszcząc te narody , ich ojczyzny i dziedzictwo narodowe....
A tak wiele nas wszystkich łączy.

Lecimy

 

Wymarzona, wyczekana podróż (o niezaplanowanym czasie pobytu prawie 5 miesięcy - 2 razy przedłużana wiza...łapówka dla urzędnika wiele może ;) )  na którą pracowałam i odkładałam fundusze przez rok ( bilety lotnicze polskiego "Lotu" nie były wówczas tanie ).
Wtedy to nie był popularny kierunek turystów z Polski a i ja nie byłam typowym turystą, leciałam do rodziny, syryjsko- polskiego małżeństwa z dziećmi.  Koniec końcem okazało się że nie polecę sama , dołączyła kuzynka która w przeciwieństwie do mnie znała trochę język angielski , więc z nią czułam się raźniej.
Byłam podekscytowana, to moja pierwsza podróż tak daleko, egzotyczna, pierwszy lot samolotem. Organizacja lotu wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj, począwszy od zakupu biletu ( co dzisiaj robi się przez internet) poprzez załatwienie miejscówki, odprawę . Nie pamiętam obecności żadnych skanerów i prześwietlania bagażu, co uważam było na korzyść, bo jak się prześwietla żywność, leki czy naturalne suplementy to nie pozostaje bez wpływu na jakość tych preparatów a co za tym idzie na ich wpływ na zdrowie...żadnych zakazów wnoszenia napoju w termosie i płynów ( w Izraelu np. można obecnie mieć płyny czy herbatę w termosie i to jest normalne, w Europie nie ) co dzisiaj jest fikcyjnym stwarzaniem poczucia bezpieczeństwa a nic nie daje, tylko utrudnia życie pasażerom i powoduje paradoksalną sytuację że to pasażer wydaje się istnieć dla wygody "ochrony " i lotniska a nie odwrotnie.
Samolot "Lotu" był dość wygodny,rozkładane fotele, kocyk, zagwarantowane ciepłe jedzonko, miejsce przy oknie :) , emocje sięgnęły szczytu przy starcie...każdy zna to uczucie za pierwszym razem jak odrywał się od ziemi w samolocie...no a potem już spokojny lot ale niezwyczajny, bo tak się składa, że prawie zawsze w moich podróżach dzieje się coś nieoczekiwanego, niespodziewanego.  Tak było i tym razem. Poszłam skorzystać z toalety, okazało się jednak, że jest zajęta ale znaczek świetlny "toaleta wolna" świecił się, drzwi do kabiny pilotów były uchylone i mechanik pokładowy powiedział mi, że zepsuła mu się kontrolka od znaczków świetlnych i zaproponował bym weszła do kabiny pilotów, pokaże mi jak to wszystko wygląda.
Skorzystałam z zaproszenia i spędziłam miło czas na pogaduchach oglądając zdjęcia z podróży, słuchając opowieści o egzotycznych krajach, plusach i minusach zawodowego latania , oraz podglądaniu pilotowania samolotu. Ogromne wrażenie zrobił na mnie widok przez oszklony przód samolotu, spojrzałam na dwóch pilotów którzy siedzieli w fotelach zrelaksowani rozmawiając sobie , nie dotykając przyrządów, bo samolot leciał na autopilocie i muszę przyznać, że kolana zrobiły mi się miękkie a w żołądku poczułam coś na kształt wirującej kulki.
Obecnie było by to nie do pomyślenia żeby ktokolwiek poza personelem został wpuszczony do kabiny pilotów.... ot taka schiza... można by zapytać czemu wtedy było bezpieczniej....a teraz już nie jest... a stwarza się fałszywe poczucie bezpieczeństwa , chyba po to żeby bardziej kontrolować ludzi ( biometryczne paszporty, prześwietlania bagaży, ludzi , skanowanie twarzy,odciski palców itd ale tylko w odniesieniu do niektórych narodów... co jest bardzo niepokojące)
Wyposażone w adres awaryjny czyli do miejsca pracy wujka , w razie gdybyśmy się gdzieś zapodziały na lotnisku lub wujek nie mógłby nas odebrać, wysiadłyśmy z samolotu.zastanawiając się w którą stronę mamy się udać.  Doszłyśmy do wniosku że najlepiej będzie iść "za tłumem" :D  Pomysł okazał się chybiony bo "tłum" składał się z autochtonów, dla których przeznaczone było inne wyjście niż dla cudzoziemców, odesłano nas więc do prawidłowego a tam...stos papieru do wypełnienia po angielsku. Wypełniłyśmy to co wiedziałyśmy i zrozumiałyśmy , resztę pracownik lotniska próbował nam bezskutecznie wytłumaczyć, wreszcie wykończony facet mając nas już dość machnął zrezygnowany ręką, żebyśmy już poszły :D

Adres awaryjny okazał się zbędny, bo rodzinka już na nas czekała rzucając się na szyję.






0 komentarze :

Prześlij komentarz